25 listopada 2017

Tu byłam, czyli 3 obiekty z listy UNESCO w Szwecji [zdjęcia]

Czym kierujecie się, wybierając miejsca, które odwiedzicie podczas wycieczki za granicę? Stawiacie na to, co jest napisane w przewodniku? Istotne są dla Was arcydzieła ludzkiego geniuszu? Podziwiacie rozwój architektury lub technologii? Budownictwo, które odzwierciedla ważne etapy w historii ludzkości? Obiekty, które są świadectwami tradycji kulturowych? A może ciągnie Was do szczególnie pięknej przyrody, która jest świadkiem historii naszej planety? Jeśli na większość tych pytań odpowiedzieliście twierdząco, jest duża szansa, że kiedyś już trafiliście albo traficie na obiekty z listy światowego dziedzictwa kulturowego lub przyrodniczego UNESCO. I to właśnie one są tematem listopadowej edycji "W 80 blogów dookoła świata", kiedy blogerzy kulturowi i językowi tego samego dnia, o tej samej godzinie publikują teksty ze wspólnym motywem przewodnim.





Przyznam, że dotarcie do wszystkich piętnastu szwedzkich obiektów z listy UNESCO nigdy nie było dla mnie celem w rodzaju bucket list, ani nawet nie kierowałam się tym kryterium, planując swoje wycieczki. Mimo to udało mi się zwiedzić trzy z takich miejsc (a jeśli samo "zwiedzanie" i "docieranie" do miejsc potraktujemy dość szeroko, to dałoby się zaliczyć nawet i pięć), wszystkie trzy mogę Wam polecić: jeśli wybieracie się na Zachodnie Wybrzeże, do Sztokholmu czy na południe Szwecji. W dzisiejszym wpisie stawiam na fotorelacje, więcej informacji o każdym z miejsc znajdziecie w podlinkowanych tytułach wpisów.


Ryty naskalne w gminie Tanum, w tym najbardziej znana skała w Vitlycke, pokryta setkami znaków, symboli, kształtów, wyrytych w epoce brązu, to zabytek wyjątkowy ze względu na ilość rysunków, ich wysoki poziom artystyczny oraz odzwierciedlenie życia i wierzeń ludzi, którzy zamieszkiwali te tereny w okresie między 1700 p.n.e i 300 p.n.e. Jeden z motywów z Vitlycke znalazł się nawet na banknocie piećdziesięciokoronowym. 







Cmentarz w niezwykle ciekawy sposób łączy elementy architektoniczne z ukształtowaniem terenu i roślinnością. Wysokie drzewa i niesamowicie skromne groby robią niesamowite wrażenie podczas spacerowania ścieżkami i alejami. Tu jest też jeden z pierwszych w Szwecji "gajów pamięci", minneslund, anonimowych miejsc pochówku.











Karlskron została założona w XVII wieku jako port morski, a jej fortyfikacje i zabudowania typowe dla tego typu miast zachowały się aż do czasów obecnych. To ważny przykład tego, jak w historii Europy przez wiele epok dla portów ważne było, by być potęgą morską.













Na liście UNESCO, a tym samym jeszcze przede mną, znajdują się jeszcze rezydencja królewska w Drottningholm, osady Wikingów w Birka i Hovgärden, odlewnia żelaza w Engelsberg, hanzeatyckie miasto Visby, kraina Laponii, miasto kościelne Gammelstad w Luleå, Archipelag Kvarken / Pobrzeże Zachodniobotnickie (dotarłam na punkt widokowy przy moście Högakustenbron, ale mam wrażenie, że to się jeszcze nie liczy), krajobraz rolniczy południowej Olandii (zwiedzaliśmy północną część wyspy, ale to nie to samo, co Alvaret)strefa górnicza Wielkiej Góry rudy Miedzianej w Falun, radiostacja Varberg, południk Struvego i zdobione domy w Hälsingland.



CC BY Riksantikvarieämbetet

Więcej o obiektach z listy UNESCO w Szwecji przeczytacie TUTAJ po polsku albo TU po angielsku. O swoich wycieczkach pisała też Gabi z bloga Gabi & the new direction - udało jej się dotrzeć do wielu tych miejsc! Możecie zajrzeć też to TEJ anglojęzycznej broszury.



Jakie miejsce Wy odwiedzilibyście najchętniej? Gdzie Wam udało się już pojechać?
Zobaczcie jeszcze, jak światowe dziedzictwo z listy UNESCO w innych krajach opisują blogerzy:


Austria:
  
Chiny:


Francja:


Gruzja:

Hiszpania:

Japonia:

Kirgistan:

Niemcy:
  
Szwajcaria:

Turcja:

Wielka Brytania: 
Daj Słowo - Wybrzeże Jurajskie na południu Wielkiej Brytanii



Włochy: 

Różne kraje:




12 listopada 2017

TE MOMENTY podczas nauki języka szwedzkiego

Kiedy nauka języka jest dla nas nie tylko obowiązkiem, ale przyjemnością czy nawet przygodą, pewnie macie w pamięci wiele wspomnień z nią związanych. Pierwsze zabawne pomyłki, pierwsze książki przeczytane w danym języku, łamiący się głos, kiedy po raz pierwszy mieliście okazję porozmawiać z native speakerem. Czy pierwszy raz, kiedy język pojawił się ni stąd, ni zowąd w snach. Ostatnio przeczytałam wpis Marii z bloga o językach obcych Powiedz mnie o TYCH MOMENTACH podczas nauki języka i aż podskoczyłam z zachwytu. W tylu punktach widziałam siebie! Pomyślałam, że spróbuję odtworzyć swoją listę TYCH MOMENTÓW podczas nauki szwedzkiego. Może ktoś z Was w nich się odnajdzie?


1. Kiedy chcesz zarazić wszystkich swoją fascynacją językiem szwedzkim

To jeden z TYCH MOMENTÓW na początku nauki - kiedy wszystko jeszcze wydaje się takie nowe, inne, ciekawe i fascynujące. Kiedy nagle okazuje się, że po szwedzku nazwisko Läckberg brzmi bardziej jak "Lekberj", a imię Kerstin z Dzieci z Bullerbyn brzmi raczej jak Siasztin, a Szwedzi wciągają powietrze, mówiąc 'tak' i robią przy tym 'pszuuuu'. To ten okres, kiedy w rozmowie ze znajomymi co drugie zdanie masz ochotę zaczynać od "Bo wiecie, w szwedzkim..." - bo w toczącej się rozmowie wszystko się Wam kojarzy ze szwedzkimi ciekawostkami. A przecież język, którego się uczycie i kraj, który przez ten język poznajecie, są tak fascynujące, że przecież każdy musi się o tym dowiedzieć! Zdarzało mi się przypadkiem znaleźć na Facebooku posty, w których moi dawni kursanci emocjonowali się takimi odkryciami. Albo przypadkiem usłyszeć, jak studenci dzielą się na korytarzu takimi smaczkami, które właśnie wynieśli z zajęć.

Tak jakieś siedem albo może osiem lat temu
wyglądało moje zdjęcie profilowe w portalach społecznościowych -
 ze słownikiem języka szwedzkiego, żeby wszyscy widzieli.
No bo wiecie, w szwedzkim jest takie coś... ;)

I powiem Wam, niektórym to z czasem mija. Niektórym. Ja najwyraźniej wciąż zostałam na tym etapie. Po to piszę blog, dlatego powstała moja książka.


2. Kiedy programy, które są "grzeszną przyjemnością" okazują się ważnym materiałem edukacyjnym


Moi znajomi nie patrzą już dziwnie, kiedy przyłapują mnie na namiętnym oglądaniu Top Model (wiedzieliście, że w szwedzkiej edycji w jury była Izabella Scorupco?) czy Tro, hopp och kärlek, takiego jakby Pastor szuka żony. Z tego pierwszego programu wyciągałam wnioski na temat obecności angielskiego w potocznej, codziennej szwedczyźnie (np. Alla är så bitchiga mot mig! - piękny przykład połączenia angielskiego rzeczownika ze szwedzką końcówką przymiotnika!), w drugim programie zasłuchuję się w dialekcie Marka Levengooda. No i poznałam słowo "koloratka" (prästkrage). Przyznajcie, same walory edukacyjne! Z tych samych powodów regularnie śledzę szwedzkich youtuberów. Poza Clarą Henry, Clarę oglądam naprawdę dla przyjemności. Z chęcią co jakiś czas włączam szwedzkie teleturnieje, nawet mój mąż wciągnął się w På spåret, wyczekujemy właśnie nowego sezonu naszych ulubionych "pociążków". 



3. Kiedy bawi cię dosłowne tłumaczenie szwedzkich zwrotów na polski albo odmienianie szwedzkich słówek z polskimi końcówkami

To moim zdaniem dość irytujące momenty w nauce języka. W każdym razie na pewno dość irytujące dla otoczenia. W gronie innych uczących się to na pewno momenty dające dużo radości i śmiechu. No bo tak zabawnie jest opowiadać o jedzeniu "kanelbullarów", rozwiązywać "uppgifty", a przed egzaminami usiąść i "pluggować".  A do tego wszystkie "Weź to spokojnie" czy "Dziękuję za ostatnie". Żarty z języka, szczególnie kiedy uczymy się w grupie, to zdecydowanie jeden z TYCH potrzebnych MOMENTÓW!



4. Kiedy nieświadomie używasz nieistniejących polskich słów stworzonych na szwedzką modłę

Kolejnym z TYCH MOMENTÓW jest to, kiedy rożne urocze językowe pożyczki, dziwactwa  i szalone słowotwórstwo zdarzają się wam nieświadomie i przypadkowo. Do dziś z uśmiechem na ustach wspominam, że w czasie, kiedy pisałam dużo o złożeniach, niechcący przenosiłam te konstrukcje do polskiego. I dziwiłam się bardzo, kiedy rozmówcy nagle wybuchali śmiechem. I byłam szczerze zdumiona, że nie mówi się jednak "samochód pożarniczy" (brandbil, wóz strażacki), ani "hełm pracowniczy" (arbetshjälm, kask ochronny). No i nie ma też przymiotnika "zaimponowany" (imponerad, pod wrażeniem), choć bardzo by przecież pasował.


5. Kiedy przypadkiem czytasz polskie słowa ze szwedzką wymową

Przyznaję się śmiało, z uśmiechem pod nosem, zdarzyło mi się kiedyś, jadąc tramwajem na zajęcia ze szwedzkiego i powtarzając w myślach słówka na kolokwium, przeczytałam nazwę mijanej stacji benzynowej tak "ze szwedzka". I wyszedł mi Orlén, rymujący się prawie z Åhléns. Kilka razy usłyszałam też, że nawet jak mówię po polsku, wpada mi czasem to"brzęczące" szwedzkie "i". 


6. Kiedy po latach słuchasz piosenek po szwedzku i nagle rozumiesz ich teksty

To jeden z bardziej fascynujących TYCH MOMENTÓW! Jeden z tych, kiedy w przyjemny sposób odkrywamy swoje postępy. Jeszcze w liceum słuchałam często piosenek zespołu Kent. Kiedy śpiewałam sobie pod nosem, to raczej na takim poziomie jak robienie "keny keczułoki anułoki" ze Smooth Criminal Michaela Jacksona. Czy wyobrazicie sobie więc moje zdziwienie, kiedy po latach przypadkowo na jakiejś playliście zaplątało mi się Sundance Kid Kenta i odkryłam, że w refrenie nie ma zwykłego "la la lej", bo usłyszałam "hör du mig, hör du mig" (czy mnie słyszysz, czy mnie słyszysz)? Podobnym szokiem było też dla mnie odtworzenie Boten Anna Basshuntera - po latach, kiedy wybierałam utwór do listy letnich hitów, które nie chcą wyjść z głowy.



7. Kiedy zwracasz uwagę na błędy gramatyczne Szwedów

TEN MOMENT, kiedy przechodzą Cię ciarki nie tylko na "włanczać", "w każdym bądź razie" czy "dwutysięczny siedemnasty", ale i na błędy popełniane przez rodowitych użytkowników języka szwedzkiego. Ostatnio na przykład kilka razy "przyłapałam" Therese Lindgren na używaniu vart (dokąd) zamiast var (gdzie). Therese zaczęłam za to regularnie śledzić, odkąd w jednym z filmików o jedzeniu ciągle się poprawiała i zastanawiała nad rodzajnikami słówek i ich formą określoną. No skoro Szwedzi się wahają, to mnie tym bardziej wolno!

8. Kiedy w Polsce ukazuje się przekład, a ty już dawno czytałeś książkę w oryginale

TO UCZUCIE, kiedy polskie wydawnictwa promują książki szwedzkich autorów, a ty już dawno masz je za sobą! Miałam tak kilka razy, między innymi z Nikt mnie nie ma (Mig äger ingen) Åsy Lindenborg, o której na studiach przygotowywałam prezentację, na blogu zdążyłam opowiedzieć o filmie, a która dopiero w tym roku wyszła w polskim przekładzie. Kilka razy zdarzyło mi się tak i z nowszymi książkami: Ekspedycja, Przeklęty prom. Teraz czekam na polskie wydanie poradnika dla dziewcząt Ja, jag har mens, hurså (dosł. Tak, mam okres, a co?) Clary Henry, bo lubię jej poczucie humoru i myślę, że doceniam jej walkę z tematem tabu.





9. Kiedy czytając przekłady, wyobrażasz sobie, jak zdanie mogło brzmieć po szwedzku

W moim przypadku działa to nawet w dwie strony: kiedy czytam szwedzkie książki, łapię się na tym, że zastanawiam się, jak pewne konstrukcje można byłoby przełożyć na polski, a kiedy czytam przekłady, odruchowo zastanawiam się, co kryło się w oryginale. Trochę, jakbym podczas czytania wciąż rozwiązywała testy gramatyczne z poleceniem "Przetłumacz". TEN MOMENT może wydawać się niebezpiecznym skrzywieniem, ale wierzcie mi, nie zabija czytania, a czasem prowadzi do ciekawych odkryć. I jaką można mieć satysfakcję, kiedy okaże się, że tłumacz wybrał to rozwiązanie, na które wpadliśmy w myślach ;)


10. Kiedy na spotkaniu autorskim można zaskoczyć pisarza albo dostać buziaka po koncercie

Nieustannie mam wrażenie, że Szwedów cały czas dziwi, że mieszkańcy innych krajów, szczególnie tych wielomilionowych, mogą przejawiać zainteresowanie uczeniem się ich języka, którym jako ojczystym posługuje się przecież ledwie jakieś dziewięć milionów osób. Bywają zaskoczeni do tego stopnia, że kiedy poprosiłam po szwedzku o autograf i możliwość zrobienia sobie zdjęcia z muzykami jednego z moich ulubionych zespołów post-rockowych podczas ich trasy w Polsce, zasłużyłam sobie na… spontanicznego buziaka. A ilekroć spotykałam w Polsce szwedzkich autorów na spotkaniach z fanami, zaczynanie rozmowy po szwedzku nigdy nie oznaczało krótkiej konwersacji. TEN MOMENT to zaskoczona mina, a potem wciąganie we wcale niekrótką rozmowę - zazwyczaj na tematy językowe. Z Monsem Kallentoftem w Warszawie miałam okazję porozmawiać chwilę o tym, co dla Polaków może być trudne w uczeniu się szwedzkiego.

Tak czekam jako następna w kolejce po autograf
i  rozmowę z Monsem Kallentoftem,
źródło


A jakie są TE WASZE MOMENTY związane z nauką szwedzkiego?

08 listopada 2017

1947. Świat zaczyna się teraz


Wspomnienia przeciekają przez pokolenia. Stalaktyty tęsknoty.

Od zakończenia drugiej wojny światowej na całym świecie rozbrzmiewają echem słowa "Nigdy więcej". Jak wygląda świat dwa lata później? Rok 1947, pozornie nieistotny, jakby wciąż ujmowany w nawiasy różnych ram czasowych, okazuje się obfitować w wiele wydarzeń, które odcisnęły swoje piętno także i na naszej współczesności.

Elisabeth Åsbrink ze skrawków historii, biografii, z wydarzeń ze świata polityki i kultury, wspomnień zwykłych ludzi tworzy niezwykłą mozaikę, układającą się w portret 1947 roku, od stycznia do grudnia. Christian Dior przeprowadza rewolucję w modzie dzięki swojej kolekcji The New Look - marzy o wąskich taliach, zamyka kobiety w gorsetach. Tysiące kobiet, konduktorek z londyńskich autobusów i tramwajów, traci pracę, gdy po wojnie wracają mężczyźni. Simone de Beauvoir jest zakochana bez pamięci, zaczyna pisać "Drugą płeć", która zyska miano feministycznej biblii. Nad najważniejszą książką w twórczości pracuje też George Orwell. Grace Hopper próbuje "rozmawiać" z komputerami. W Górach Kaskadowych ktoś widział latające spodki. Nowy Jork rozbrzmiewa bebopem Theloniousa Monka, Hollywood swinguje z Billie Holiday. W Szwecji powstaje pierwszy sklep H&M, a Per Engdahl tworzy sieć powiązań ruchów nazistowskich, toruje drogę dla prawicowego ekstremizmu w Europie. W Egipcie Hasan al-Banna budzi do życia słowo dżihad. Rafał Lemkin mówi o pojęciu ludobójstwa. Dopiero trwają prace nad Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. Wielka Brytania zrzeka się odpowiedzialności za Palestynę.  Wycofuje się z Indii. W kalejdoskopie u Åsbrink migoczą jeszcze sylwetki między innymi Nelly Sachs, Paula Celana, Harry'ego Trumana, Mahatmy Gandhiego i Michaiła Kałasznikowa. A wśród nich dziesięcioletni chłopiec, Joszéf. Póki co przed nim najważniejszy wybór jego życia, a na jego decyzji zaważą węgierskie kiełbasy. Gdy będzie dorosły, trafi do Szwecji. Elisabeth Åsbrink to jego córka.


Åsbrink, dziennikarka i pisarka, była kilkukrotnie nominowana do Nagrody Augusta, najważniejszej szwedzkiej nagrody literackiej. Nagrodę otrzymała za "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa", za tę książkę została też wyróżniona w Polsce Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego. Jeśli czytaliście ten reportaż, pewnie rozpoznacie otwierającą go scenę, do której autorka wraca i w "1947":

Kiedy 19 marca 1944 roku rozpoczęła się niemiecka okupacja Węgier, chłopiec, który będzie moim ojcem, miał osiem lat i już był bez ojca. Ledwo zaczął szkołę, a już musiał ją przerwać, bo był Żydem. Ani jego matka, ani ojciec nie byli wierzący, dopiero w wieku pięciu lat odniósł to słowo do siebie. Kiedy bawił się na dworze, minął go jakiś nieznajomy i nazwał „parszywym Żydem”. Chłopiec poszedł zapytać matki, co to znaczy „Żyd”. Lilly wyjaśniła prosto: „Istnieją dwa rodzaje ludzi, dobrzy i źli. Tylko to ma znaczenie”.

"1947. Świat zaczyna się teraz" daje kolejny dowód, jak autorka pięknie potrafi łączyć dziennikarską rzetelność w relacjonowaniu zdarzeń i wrażliwość w ich komentowaniu, jak płynnie potrafi prowadzić czytelnika przez ułamki różnych historii, skłaniając do spojrzenia z szerszej perspektywy. Budzi emocje, przedstawiając rolę kolejnych przywoływanych postaci w kształtowaniu losów świata, ale najbardziej poruszająco pisze o tych, których na tym świecie zabrakło.

Przez całą książkę przewijają się metafory dotyczące czasu. Czas zaklęty we wskazówkach, sprężynach, kołach zębatych, w godzinach, w zegarkach, które ktoś dostaje w prezencie, które komuś zostają ukradzione. Czas też może zostać skradziony. 

Teraz, po zakończeniu wojny, wszyscy szukają zegarków – kradną je, ukrywają, zapominają albo gubią. Czas jest niepewny. Kiedy w Berlinie jest ósma wieczorem, w Dreźnie jest siódma, ale w Bremie dziewiąta. Rosyjski czas w rosyjskiej strefie, podczas gdy Brytyjczycy wprowadzili czas letni w swojej części Niemiec. Kiedy pada pytanie o godzinę, większość odpowiada, że nie ma. To znaczy zegarka. A może chodzi o czas?

Miałam przyjemność tłumaczyć tę książkę. Nie raz podczas lektury zatrzymywałam się przy fragmentach, których nie sposób wręcz nie porównywać do tego, co dzieje się dzisiaj. Nie raz wydawało mi się, że dzięki tej książce da się lepiej zrozumieć teraźniejszość, by za chwilę stwierdzić, że takiego świata nie da się chyba zrozumieć. Czasem otwierałam oczy ze zdumienia. Czasem miałam ochotę zacisnąć mocno oczy, bo pewne słowa sprawiały wręcz ból. "1947" bez wątpienia robi wrażenie. Zostaje w pamięci i zostaje w myślach. Warto poświęcić uwagę takiej mądrej lekturze.

Może to nie rok chcę zebrać. Zbieranie dotyczy mnie samej. To nie czas trzeba zebrać w całość, tylko mnie i ten roztrzaskany na kawałki smutek, który ciągle rośnie. Smutek z powodu przemocy, wstyd z powodu przemocy, smutek z powodu wstydu.

Elisabeth Åsbrink 1947. Świat zaczyna się teraz (1947
Wydawnictwo Poznańskie 
2017 
tłum. Natalia Kołaczek
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...