Szukanie skandynawskiego sposobu na szczęście stało się niemal obsesją piszących, wydawców i czytelników. Sama patrzę trochę z przymrużeniem oka na te frenetyczne poszukiwania, ale nie byłabym sobą, gdybym nie zajrzała do takich książek. Do wpisu przygotowywałam się dość długo, bo wciąż docierały do mnie informacje o kolejnych nowościach (w trakcie pracy nad tekstem przeczytałam zresztą zapowiedzi dwóch kolejnych o zbliżonej tematyce). Zobaczcie więc, co wpadło mi w ręce i jak się czytało!
Hygge odbija się czkawką?
Wiem, że pewnie wielu z Was na sam dźwięk słowa hygge robi się trochę niedobrze, bo chyba się przejadło. Ale akurat Klucz do szczęścia to naprawdę całkiem w porządku książka. Nawet jeśli nie odkrywa Ameryki, jest bardzo przyjemna w odbiorze. Przypadła mi do gustu zdecydowanie bardziej niż większość publikacji, w których treści do czytania jest zdecydowanie mniej niż obrazków do oglądania, bo raczej mają służyć ładnemu prezentowaniu się na ławie albo na Instagramie. Autor ujął mnie tym, że o Duńczykach potrafi pisać nie tyle z cukierkowym zachwytem, ale przemycając też dużo przezabawnych "prztyczków", na przykład dotyczących języka (no cóż, kto nigdy nie żartował z języka duńskiego...). Podobało mi się też, że wprost pada stwierdzenie, że Duńczycy wcale nie maja monopolu na stan, jaki nazywają hygge (wiele innych hyggowych publikacji sugeruje, że jednak tak jest). Z zainteresowaniem śledziłam różnego rodzaju statystyki, nawet jeśli wartość niektórych też dobrze byłoby potraktować z przymrużeniem oka. Przepisy kulinarne to może niekoniecznie to, co mnie interesuje najbardziej (szczególnie opatrzone dziwnym fonetycznym zapisem nazw potraw), ale różnego rodzaju listy w rodzaju "jak "zrobić sobie hygge" z rozpiską na cały rok, to akurat fajny, sympatyczny pomysł.
Usłyszałam kiedyś, że to wręcz skandaliczne, że w czasie, kiedy na świecie dzieje się tyle niedobrych rzeczy i zachodzi tyle poważnych zmian, my zachwycamy się akurat hygge. Moim zdaniem to właśnie dlatego się tym zachwycamy. I może właśnie dlatego wręcz powinniśmy nauczyć się doceniać drobne przyjemności.
Meik Wiking, Hygge. Klucz do szczęścia (The little book of hygge)
Wydawnictwo Czarna Owca
2016
tłum. Elżbieta Frątczak-Nowotny
Po cichu
Cisza Erlinga Kagge to książka potrzebna czytelnikom prawdopodobnie z tych samych powodów, co mnożące się w nieskończoność publikacje o hygge. Wobec Ciszy miałam wysokie oczekiwania. Polski przekład otrzymał wsparcie z programu dotowania tłumaczeń literatury norweskiej NORLA, co świadczyło o wartości książki. Zaskoczyło mnie, ile miejsca promocja książki zajęła akurat w internecie, który jest przedstawiany jako zaprzeczenie ciszy właśnie. Zaciekawiła też postać autora: Erling Kagge określony został "myślicielem na miarę XXI wieku", to podróżnik, który jako pierwszy człowiek na świecie doszedł samotnie na biegun południowy, zdobył oba bieguny i Mount Everest. Jakby tego było mało, jest też prawnikiem, przedsiębiorcą i kolekcjonerem sztuki. I założył w Norwegii własne wydawnictwo. Kiedy czytałam książkę, miałam niestety wrażenie, że Kagge próbuje się lansować na celebrytę. I dlatego książkę wydał sobie sam. Nie do końca kupuję pomysł, by jako punkty odniesienia traktować i cytaty z Pascala, Heideggera, Kanta czy Wittgensteina, japońskie haiku i jednocześnie... teksty piosenek Depeche Mode i Rihanny. Trochę się w tym wszystkim pogubiłam, choć książeczka, zamknięta w naprawdę pięknej okładce, zawiera tak naprawdę niezbyt skomplikowane pytania o ciszę i jej miejsce w życiu.
Erling Kagge, Cisza. Opowieść o tym, dlaczego straciliśmy umiejętność przebywania w ciszy i jak ją odzyskać (Stillhet i støyens tid. Gleden ved å stenge verden ute)
Wydawnictwo Muza
2017
tłum. Iwona Zimnicka
Lagom? Serio?
Na początek trzy ciekawostki. Po pierwsze: czy wiecie, jak dosłownie brzmi tytuł tej książki w oryginale? 10 porad - poczuj się lepiej i przeżyj 10 lat dłużej. Po drugie: w Szwecji książka nie była lansowana poprzez lagom. To słowo, owszem, pojawia się gdzieś we wstępie, ale to tyle. Po trzecie: na szwedzkiej okładce nie podkreśla się, że autor jest lekarzem. Na naszym rynku mamy za to cudownie odkryty "skandynawski sekret", złotą (naprawdę na złoto na okładce) szwedzką zasadę umiaru i nazwisko poprzedzone literkami "dr" - to wszystko ma skłonić czytelnika do sięgnięcia po książkę, bo będzie modna (bo boom na Skandynawię) i napisana przez eksperta. Skandynawski sekret okazuje się wydawniczą wydmuszką. Porady doktora Marklunda przypominają mi o wszystkim, o czym uczyłam się na lekcjach przyrody w szkole: że ważne są ruch, sen, unikanie stresu, odżywianie (tu idealnie pasowałby mem w rodzaju "thank you, Captain Obvious"). Jedne, co w tej książce mnie urzekło, to fragmenty poświęcone kawie, przekonujące, że jej picie wcale nie jest takie złe, jak chcieliby niektórzy - czegóż innego można spodziewać się od Szweda?
dr Bertil Marklund, Skandynawski sekret. 10 prostych rad, jak żyć szczęśliwie i zdrowo (10 Tips – Må bättre och lev 10 år längre)
Wydawnictwo Marginesy
2017
tłum. Agata Teperek
Jak żyć?
Poradnik Matsa i Susan Billmarków reklamowany był hasłem "Poznaj skandynawski sposób na szczęście i naucz się żyć na nowo". Byłam ciekawa, ile będzie w nim typowego poradnika psychologicznego i myśli w rodzaju "Jesteś zwycięzcą", a ile lansowania skandynawskiego szczęścia przy świecach, pod kocem i z dobrym jedzeniem. Tym razem dostajemy zdecydowanie to pierwsze, więcej konkretów, metod, zadań zamiast samych pięknych cytatów (choć te cytaty też są, nawet na osobnych, kolorowych stronach). Swoją drogą, taki charakter też może zniechęcić czy nawet odstraszyć - mnie autorzy z początku skojarzyli się z nawiedzonymi coachami, którzy zbierają ludzi na spotkania, gdzie każą chórem powtarzać swoje motto, a potem tłumaczą, jak żyć. Nie do końca też czułam się docelowym odbiorcą poradnika, bo całkiem duża jego część poświęcona była tematom wychowania dzieci i nastolatków. Czy obraz szczęśliwych Skandynawów rzeczywiście pasuje do treści tego poradnika? Jak najbardziej - wysoki poziom stresu, tak zwane "niezdrowie" psychiczne i wypalenie zawodowe to poważne problemy, na które w Szwecji słusznie zwraca się uwagę już od pewnego czasu. Wprawdzie po lekturze nie do końca potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, na czym polega "metoda Billmarków", ale znalazłam w tej książce kilka mądrych spostrzeżeń, które powinnam wziąć głęboko do serca, by zmienić organizację swojego czasu.
Mats i Susan Billmark, Naucz się żyć (Lär dig leva. Mindre stress)
Wydawnictwo Otwarte
2017
tłum. Małgorzata Kłos
Hygge po polsku?
Kiedy Facebook wyświetlił mi reklamę Jakoś to będzie, przecierałam oczy ze zdumienia. Najpierw załamałam ręce - no bo niby fajnie, że ktoś pomyślał, że "Polacy nie gęsi" i swoje hygge mają, ale z drugiej strony wyszło na to, że jednak musimy gęgać tak, jak nakazują trendy rynku wydawniczego. Jeśli wszyscy szukają szczęścia zawartego w jednym haśle, to my też... Potem stwierdziłam, że książce trzeba dać szansę. Znając polskie poczucie humoru i szyderę (o której - jak się potem przekonałam - piszą nawet w tej książce), liczyłam na poradnik napisany z przymrużeniem oka, bardzo ironicznie.
Co z tego wyszło? Książka, o której tak naprawdę nie wiem, co sądzić. Czytało się całkiem w porządku, nawet parę razy się zaśmiałam pod nosem, parę razy przeczytałam na głos fragmenty Mężowi, parę miejsc zaznaczyłam sobie samoprzylepną zakładką. Znalazłam interesujące statystyki, pochłonęłam ciekawostki językowe, ucieszyłam się, ile fajnych postaci zabrało głos na różne tematy, związane z ich działalnością: Wojciech Mann, Michał Rusinek, Aleksander Doba, Magdalena Grzebałkowska, Jerzy Owsiak, Rafał Madajczak z ASZdziennika... Zachłysnęłam się tym, że autorzy podkreślają, że multi-kulti polskiej historii nieobce: warto o tym pamiętać! Jakoś to będzie pod wieloma względami też mnie jednak irytowało. Po pierwsze: samo hasło w tytule. Skojarzyło mi się z piłkarskim "Nic się nie stało!" i trochę ukłuło w serce, że naszą filozofię szczęścia mamy odkrywać dzięki porażkom (no bo "Jakoś to będzie" pada przecież w sytuacji, kiedy chcemy odbić się od dna, a nie celebrować przytulność i równowagę, jak w przypadku hygge i lagom). Po drugie: format i layout jakoś za bardzo przywodził mi na myśl książkę Meika Wikinga. Po trzecie: wątpliwości budziło we mnie romantyczne idealizowanie i wychwalanie tego, co raczej uważane jest za obciachowe: pastelozy, budowlanych chałtur, niepohamowania w narzekaniu. I wreszcie czwarta sprawa: zagraniczne hygge-książki pisane są wprawdzie przez Skandynawów, ale w większości przypadków po angielsku, z założeniem, że mają promować skandynawski styl życia za granicą. "Szczęście po polsku" opisano... po polsku, dla Polaków. Czyżbyśmy najpierw sami musieli się przekonywać, że jesteśmy fajni i szczęśliwi, zanim zaczniemy się tym chwalić przed resztą świata?
Beata Chomątowska, Dorota Gruszka, Daniel Lis, Urszula Pieczek, Jakoś to będzie. Szczęście po polsku
Wydawnictwo Znak
2017
Czy znaleźlibyście w tych tytułach coś dla siebie?