Zima wciąż trwa, choć w tym roku lutowa pogoda czasem bardziej przypomina przedwiośnie. Być może niektórzy z Was zaczynają już snuć myśli o tym, jak spędzić wakacje. Jeśli rozważacie wybraniu się na urlop do Szwecji, koniecznie przeczytajcie dzisiejszy wpis z cyklu "o Szwecji z Waszej perspektywy".
Autorem tekstu jest Marcin Górski (Perkoz) i opowie Wam o zwiedzaniu Szwecji z perspektywy... dwóch kółek. Poprosiłam Marcina o podzielenie się wrażeniami ze swoich rowerowych wycieczek po Szwecji, bo wiem, że kilka udanych wyjazdów tego rodzaju ma już za sobą i planuje kolejne. O tym, dokąd można się wybrać i czego się spodziewać, przeczytacie w dzisiejszym wpisie.
|
Malmö - fot. Perkoz |
Pierwsza z trzech moich wycieczek rowerowych do Szwecji odbyła się cztery lata temu w majówkę, wybraliśmy się ze znajomymi na Olandię, gdzie zjeździliśmy północ wyspy. Uwagę zwracają tam kamieniołomy, a także hodowle owiec, a nawet wielbłądów. Tereny, czy działki prywatne na miedzach oddzielają od siebie niskie wapienne murki, charakterystyczne dla tego miejsca. Na uwagę zwraca największy wiatrak we wsi Sandvik, przerobiony na kawiarnię. Tamże, na samej północy wyspy przebijaliśmy się rowerami przez Las Trolli, zawierający poskręcane drzewa, kończąc na latarni morskiej Lange Erik. Ostatniego dnia kwietnia Szwedzi obchodzą święto Walpurgii, mieliśmy okazję uczestniczyć w nim przy zamku w Borgholmie. Przed zmrokiem podpalono ogromny stos gałęzi, autochtoni bawili się całymi rodzinami, pojawiła się tam masa osób. Zaskoczenie przyszło koło godziny 22, gdy ludzie zaczęli się rozchodzić. Zagadnięci o to Szwedzi zdziwieni byli tym, że w Polsce taka impreza trwałaby co najmniej do godziny drugiej w nocy. Nasze uczestnictwo niosło na dodatkowy plus- było tam ciepło, co różniło ten wieczór od innych spędzanych pod namiotami.
|
Olandia - fot. Perkoz |
Z tym miejscem łączy się ciekawa sprawa - kilka dni spędzaliśmy na zamkniętym jeszcze kempingu, korzystając z otwartych łazienek i zimnej wody. Ostatniego wieczora ktoś z nas poszedł do nieodwiedzanej wcześniej łazienki dla niepełnosprawnych, zastając tam krany z ciepłą wodą. Ot- sytuacja. Wtedy też poznaliśmy niedogodności podróży na wyspę- nie wolno przejeżdżać rowerami sześciokilometrowym mostem, wyjściem jest przewożenie rowerów autobusem, lub promami, do czego doszedłem, przypadkiem zresztą, podczas zeszłorocznej wyprawy.
|
prom na Olandię - fot. Perkoz |
Na
wyprawę do Skanii w czerwcu 2014 r. wybrałem się z kolegą, zaplanowaliśmy
zabranie auta i dwóch rowerów. Pojawiły się dwie opcje dojazdu z Gdyni -
pokonanie 330 km do Świnoujścia takiej sobie jakości drogami i prom do Ystad,
lub Trelleborga, lub przepłynięcie do Karlskrony i stamtąd 240 kilometrowa
wycieczka do Skanii. Wybraliśmy tę drugą. Pokonywanie obcego kraju samochodem
ma niewątpliwe plusy, pozwala on przemieszczać się po większych obszarach,
więcej zwiedzać, choć bez nawigacji może być ciężko. Końcówkę trasy z
Karlskrony do miasteczka Lomma nad Öresundem pokonaliśmy w kompletnym deszczu,
gdzie papierowa mapa zupełnie się nie sprawdzała. Sama Lomma jest mała, jest
zaś doskonałą bazą wypadową na wycieczki do Malmö, Lundu i Landskrony. Z
tamtych wakacji pamiętam jedno spostrzeżenie- małe miasta zupełnie mnie nie
urzekły, one są po prostu nudne. Zeszłoroczny wyjazd potwierdził to zresztą.
|
Karlskrona - fot. Perkoz |
|
region Blekinge - fot. Perkoz |
W
minionym roku zorganizowałem wyprawę wyłącznie rowerową. Wybraliśmy się w cztery
osoby, zakładając noclegi na dziko, pod namiotami, z całym dobytkiem
turystycznym w sakwach. Każdemu z nas pasowała połowa września - termin, który
okazał się na pograniczu szwedzkiego sezonu urlopowego, co sprawiło nam trochę
niedogodności. Powoli robiło się chłodniej, okazało się też, że park łosi,
który chcieliśmy odwiedzić - był już nieczynny. Od kilku dni
nie pływał już prom z Oskarshamn na Olandię, na który liczyliśmy, popłynęliśmy
zaś innym - z Kalmaru do Färjestaden, a był to ostatni w roku. W tym okresie
zamykanych jest również większość kempingów. Generalnie staraliśmy się wybierać
drogi mniejsze, nawet leśne, choć bywało, że jeździliśmy ekspresówkami, na
których nie obowiązywał na szczęście zakaz wjazdu rowerami. Wyjazd ten
zamknęliśmy pętlą 800 km.
|
fot. Perkoz |
Na
podstawie trzech wypraw mogę powiedzieć, że Szwecja ma dość dobrze rozwinięte
ścieżki rowerowe, choć głównie w większych miastach. Widzieliśmy też ścieżki
pojawiające się nagle znikąd kilkanaście kilometrów przed miastami. Najbardziej
podobała mi się trasa zamykająca pętlą miasto Växjö, prowadząca również wzdłuż
kilku lokalnych jezior.
|
region Kronoberg - fot. Perkoz |
Jak
wspomniałem na początku, noclegi spędzaliśmy na dziko, korzystając z lokalnego
prawa allemansrätten. Nocowaliśmy pod namiotami, choć dwie noce przespaliśmy w
przebieralniach nad jeziorami. Jest wiele miejsc, gdzie otwarta infrastruktura
turystyczna jest dość dobrze rozbudowana - są wiatki, betonowe konstrukcje z
rusztami na ogniska, stoły z ławami. Podróżując po Szwecji praktycznie zawsze
można tak zaplanować trasę, by nocować i wykąpać się w jeziorach, czy w morzu.
W przewodniku przeczytałem, że na Olandii trudno jest znaleźć nocleg na dziko
nad morzem i faktycznie było to niełatwe. Za to sama wyspa bardzo się nam spodobała.
|
Kåseberga - fot. Perkoz |
Widzieliśmy
tam masę wikińskich cmentarzy, kamieni runicznych, zjeździliśmy znany z książek
Johana Theorina Alvaret, co rusz mijaliśmy wiatraki, których jest tam mnóstwo. Na Olandii trafiliśmy na lokalne
święto płodów rolnych, w wielu gospodarstwach wystawiano targowiska staroci,
zwane loppis, w Borgholmie ma zamku i w mieście odbywały się atrakcje dla ludności. W weekend wiele osób, głównie w średnim
wieku jeździło na rowerach- obowiązkowo z koszykami i w kaskach. Nie widać było
w ogóle ludzi młodych, sądzę, że atrakcje te nie tyle ich nie interesowały, co w ogóle ich na wyspie nie było. Dla
Szwedów Olandia jest głównie miejscem na wakacyjny, czy weekendowy wypoczynek.
Jak
wiemy - Szwecja jest dla nas drogim krajem, o ile sporo jedzenia mieliśmy
własnego, w pewnym momencie musieliśmy jednak coś kupować. Pamiętam złej
jakości pieczywo, pasty rybne oraz piwo- słabe i słabsze. W temacie alkoholu mocniejszego
sytuacja w Szwecji jest kuriozalna- dostać go można wyłącznie w sieci
Systembolaget, a sklepy te... nie są czynne codziennie. Wodę- by jej ciągle nie
kupować- czerpaliśmy z kranów na stacjach benzynowych, lub przy kościołach.
W
Szwedach zaobserwowałem coś, co modnie zmakaronizować można mianem slow life.
Nie bezpośrednio, nie od razu, ale po paru dniach, takie odczucie pojawiło się.
W kawiarniach, na loppisach, nawet na wspomnianych rowerach - żyją oni jakoś tak
spokojnie, bez pośpiechu.
|
Skillinge - fot. Perkoz |
Każdy, komu Skandynawia jest bliska wie, iż
ludzie tam mieszkający uwielbiają przyrodę, szanują ją, jest ona częścią ich
otoczenia. Uwagę moją zwróciły ptaki. W parkach, czy na kempingach obserwowałem
sporo gatunków ptaków- skakały po trawnikach, czy chodnikach, całkiem niedaleko
ludzi. U nas przeważnie siedzą wysoko, bezpiecznie. W Skanii często widywaliśmy
zające, nie tylko na polach, ale i w osiedlowych parkach. I naturalnie nikt ich
nie gonił. Wielokrotnie natykaliśmy się na żmije, głównie przy drogach, choć
raz jedna pełzała sobie trasą rowerową w Färjestaden. Ciekawy przypadek
widziałem przejeżdżając przez pewną wieś - znak drogowy informujący o przejściu
przez jezdnię... dla ślimaków. W Skanii zaś napotykaliśmy trójkątne znaki
ostrzegawcze przedstawiające dziki, sarny, a nawet kaczki. No i łosie.
|
Lomma - fot. Perkoz |
|
Olandia - fot. Perkoz |
Opisane podróże do Szwecji nie są moimi ostatnimi, w tym kraju jest masa
miejsc wartych odwiedzenia. W tym roku planuję zorganizować wyprawę na Nordkapp, tym razem samochodami, może ktoś dołączy?
|
Malmö - fot. Perkoz |
bardzo lubię ten cykl i zawsze chętnie poznaję Szwecję oczami innych :) jestem pełna podziwu, bo na dwóch kółkach (wstyd się przyznać, ale mam problem z utrzymaniem na nich równowagi) to nie lada wyzwanie, ale z pewnością ogromna satysfakcja :) mam taką konkluzję, że rzeczywiście, małe miasteczka nie są tak interesujące, ale nikt nie odbierze im tego, że mają cudowny klimat :)
OdpowiedzUsuńW tym roku rowerów po Szwecji było mniej, w cztery dni raptem 290 km. I też małe miasteczka, Tomelilla, Ystad, Sjobo, Eslov... Tam zupełnie niczego nie ma! Port w Simrishamn taki zupełnie inny, niż nasz, gdyński;
UsuńNa problem z utrzymaniem równowagi na rowerze rozwiązanie jest- cztery sakwy, namiot na środku do wyważenia i można śmigać;
Perkoz
Wspaniałe miejsce, zupełna magia, w wolnej chwili zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńA ten znak z kurą - genialny. ;) W Polsce też powinno się takie wprowadzisz ale raczej ostrzegawcze. ;)
Co do chleba - zgadzam się. Taki jakiś "inny". Ja często piekę sama chleb albo bułeczki. :)
Oczywiście zawsze zabieram ze sobą tyle polskiego pieczywa i żarełka, ile mogę, choć na 10-12 dni oczywiście się nie da; Kupowaliśmy tam pieczywo przemysłowe, kierując się jednak ceną, ale i składem, o ole dało się go rozszyfrować ;-)
UsuńA robiąc pond 70 km codziennie, jednak jedliśmy więcej;
Perkoz
Fajnie, że zwróciłeś uwagę na to przewożenie rowerów autobusem lub promem, bo myślę, że nie dla wszystkich, dopiero zaczynających przygodę z takim podróżowaniem po Szwecji może być to oczywiste. :) A co do znaków - zgodzę się z poprzednią wypowiedzią. W Polsce brakuje takiego typu ostrzeżeń.
OdpowiedzUsuńdziękuję;
UsuńPerkoz
No kolego pozazdrościć eurotripów rowerem! Ja puki zwiedziłem Czechy,Słowację i Niemcy na rowerze. Ale w tym roku planuję coś grubszego.Fajnie pooglądać fotorelacje z Twojego tripa. Kawał dobrej roboty, brawo za odwagę.
OdpowiedzUsuńdzięki,lubię takie wakacje. Co grubszego planujesz?
OdpowiedzUsuńZ ww. dobry tydzień spędziłem na Morawach, szlakiem winnym. oczywiście rower i namioty;
W tym roku planuję Finlandię, albo Danię, we wrześniu, kontakt do mnie to: Marcin Perkoz na fb, zapraszam;