Zdecydowanie bardziej lubię Wam polecać książki niż odradzać sięganie po nie. Po lekturze "Księgarni spełnionych marzeń" Katariny Bivald muszę jednak zabrać się za to, co mniej przyjemne.
Książka rzuciła mi się w oczy w księgarni - bardzo spodobała mi się okładka (widziałam, że niedługo pojawi się nowe wydanie tego tytułu z nową okładką, która akurat bardzo mi się nie podoba), urzekły też opisy - książka o magii książek wydawała mi się spełnieniem moich marzeń na tamten moment. Poza tym według opisów "Księgarnia spełnionych marzeń" to "natychmiastowy bestseller w Szwecji, w ciągu miesiąca kupiony przez 16 prestiżowych światowych wydawców". Brzmi imponująco. Żeby było jasne - nie spodziewałam się szczególnie ambitnej prozy, zupełnie świadomie sięgałam po coś lekkiego, trochę słodkiego, dobrego na weekendowe czytanie pod kocem czy jako wypełniacz czasu podczas jazdy tramwajem.
"Księgarnia spełnionych marzeń" opowiada o prawie trzydziestoletniej Szwedce Sarze, pracującej w księgarni i kochającej książki. Swoją pasję dzieli z Amy, staruszką z małego, sennego amerykańskiego miasteczka. Długo piszą do siebie listy, przesyłają sobie paczki z książkami. Kiedy Sara traci pracę, postanawia po raz pierwszy wyruszyć poza Szwecję - przyjmuje zaproszenie listowej przyjaciółki i jedzie do Stanów. Na miejscu okazuje się, że starsza pani zmarła. Sara zostaje sama, ale jednocześnie ma wokół siebie ludzi, których trochę jakby znała dzięki korespondencji z Amy. Okazuje się, że czas spędzony w Broken Wheel zmieni nie tylko Sarę, ale też i tę niewielką lokalną społeczność.
Z książką miałam problem, ponieważ bohaterowie wydawali mi się kompletnie nierealni. Przerysowani w taki sposób, że aż jakby "niedorysowani". Momentami aż było mi przykro, że autorka wykreowała postaci tak infantylne i naiwne. Zastanawiałam się chwilami, czy powieść naprawdę ma rozgrywać się współcześnie - jak dla mnie dużo było w niej tonu pensjonarki z zupełnie innej epoki. Zamiast optymizmu, którym ma napełniać książka zgodnie z opiniami na okładce, ja częściej czułam chęć potrząśnięcia bohaterami, by wreszcie się jakoś ogarnęli.
Przyznaję, że miałam ochotę odłożyć książkę na bok, ale wciąż łudziłam się, że może jeszcze coś się rozkręci. Liczyłam też bardzo na wątek miłosny, który niestety też okazał się raczej mdły.
Jedyne, co naprawdę mi się podobało, to literackie odniesienia, zarówno w rozważaniach Sary, jak i we fragmentach jej korespondencji z Amy. Nawet zaznaczyłam ołówkiem kilka tytułów klasyki literatury, których sama nigdy nie czytałam, a wiem, że powinnam nadrobić zaległości. Nie najgorszy był też pomysł wplecenia listów Amy jako przerywników między rozdziałami, opowiadającymi o Sarze - czytelnik dowiadywał się wtedy więcej o Broken Wheel, a korespondencja stawała się przyczynkiem do literackich nawiązań.
Inną jeszcze sprawą jest to, jak został przetłumaczony tytuł. Szwedzki Läsarna i Broken Wheel rekommenderar znaczy "Czytelnicy z Broken Wheel polecają", świetnie odzwierciedla więzi, jakie w końcu nawiązują się w tym małym miasteczku. W polskiej wersji "Księgarnia spełnionych marzeń" brzmi moim zdaniem jakoś tak bardziej ckliwie.
Choć książki nie polecam, jak mieszkańcy Broken Wheel, ani nie spełniła moich marzeń, to skreślam ją z listy w ramach wyzwania "W 2016 roku czytam i oglądam ze Szwecjoblogiem" jako ta, której akcja nie dzieje się w Szwecji.
Katarina Bivald Księgarnia spełnionych marzeń (Läsarna i Broken Wheel rekommenderar)
tłum. Ewa Chmielewska-Tomczak
Wydawnictwo Amber
2014
Niestety nie da sie czytac szwedzkich ksiazek pisanych reka Szwedow , usypiam , budzac sie w srodku nocy z ksiazka na piersiach i wrzynajaca sie okladka w szyje ...
OdpowiedzUsuńAkurat większość książek szwedzkich autorów (tych, których akcja rozgrywa się w Szwecji) wcale nie jest według mnie nudna. Na przykład kryminały Stiega Larssona lub Camilli Läckberg.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę.
OdpowiedzUsuńMi się podobała. Może potrzebowałam odskoczni od szarej rzeczywistości. ;) Czegoś lżejszego. :)