Nie wiecie, kim jest autorka? Clara Henry (w szwedzkim wydaniu książki znalazła się na okładce, w polskim na okładce nie ma nawet jej nazwiska), to jedna z najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawanych szwedzkich vlogerek. Jej kanał na YouTube śledzi ponad 430 000 subskrybentów. Największą popularność i oglądalność zdobyła dzięki swoim filmikom i podcastom na temat menstruacji, jako vlogerka była kilkakrotnie nagradzana na szwedzkiej gali Guldtuben. Prowadziła własny talk show na kanale telewizyjnym Kanal 5, miała własny program w stacji radiowej, była też współgospodarzem szwedzkich krajowych preselekcji do Konkursu Piosenki Eurowizji (Melodifestivalen). Na Targach Książki w Göteborgu w 2015 roku na autograf w książce Clary Henry czekała kolejka najdłuższa w historii targów.
Nie wiecie, o czym jest ta książka? W dużym skrócie: w ośmiu rozdziałach (dziewiąty jest epilogiem), różniących się od siebie zarówno charakterem jak i layoutem, Clara kolejno:
✔ opisuje swoje niezbyt zadowalające doświadczenia ze zdobywania informacji na temat miesiączki w szkole czy w rodzinie (temat był bagatelizowany, a rozmowy nie były szczególnie wspierające, za to otoczone aurą tajemniczości i niezręczności),
✔ podpowiada, jak przygotować się na pierwszą miesiączkę, obala często powtarzane mity na temat okresu, omawia różnice między różnymi środkami higienicznymi,
✔ prezentuje teoretyczne, ważne informacje, a także ciekawostki na temat historii menstruacji,
✔ przekonuje, dlaczego i jak warto oswoić tabu związane z miesiączką i pisze o „menstruacyjnym seksizmie”,
✔ radzi, jak radzić sobie z nieprzyjemnymi i uszczypliwymi komentarzami dotyczącymi okresu, padającymi ze strony mężczyzn (do tej części nawiązuje tytuł książki),
✔ pokazuje, co mają ze sobą wspólnego feminizm i menstruacja (i golenie nóg),
✔ podpowiada sposoby i triki na ułatwienie sobie życia podczas „tych” dni.
Za co polubiłam tę książkę?
♥ za szczere wypowiedzi i wyznania na temat krwawienia, zmieniania podpaski, czy nawet wymiotowania z bólu menstruacyjnego - wszystko to, o czym "menstruatorki soon-to-be" powinny wiedzieć, ale często wstydzą się o to zapytać,
♥ za to, że książka może być odkrywcza dla kobiet, które nie są "początkujące" w temacie: zaskakują statystyki, ciekawe jest spojrzenie na cały biznes związany ze sprzedażą środków higienicznych,
♥ za to, że będzie można ją wcisnąć każdemu, kto rzuci tekstem w stylu "Masz okres, czy co",
♥ za to, że będzie można ją wcisnąć każdemu, kto rzuci tekstem w stylu "Masz okres, czy co",
♥ za ciągłość z tym, co i w jaki sposób Clara prezentuje w swoich vlogach (część jest bezpośrednio zaczerpnięta z vlogów) – nie brakuje angielskich wtrętów czy komentarzy rodem z internetowych memów (choć domyślam się, że akurat to dla niektórych może być to dość irytujące)
♥za zachowanie oryginalnego layoutu: ze zdjęciami niczym z Instagrama, numerowanymi listami pomysłów i "złotych rad" jak z blogowych wpisów, z charakterystycznymi czcionkami i rysunkami,
♥ za używane (wymyślone?) przez Clarę słowa związane z okresem, np. "posiadaczki macicy" (livmoderbärare) zamiast "kobiety" (bo ten termin obejmuje też osoby niebinarne, których menstruacje przecież też dotyczy) czy spodnie okresówki (mensbralla) - poplamione spodnie, na które przeciekła podpaska,
♥ za żarty słowne i "suchary" (choć chyba bardziej śmieszyły mnie po szwedzku, to aż podskoczyłam z radości, że w ogóle spróbowano je przetłumaczyć jako dowcipy po polsku).
Dlaczego ta książka wydaje mi się tak ważna, mimo że właściwie nie przepadam za poradnikami? Bo to z odzywką "masz okres czy co?" to prawda. Bo książka uświadomiła mi, dorosłej kobiecie, że o menstruacji rozmawia się naprawdę za mało. A wreszcie, jakiś czas temu w internecie zaczęły krążyć cytaty z podręcznika do wychowania do życia w rodzinie dla gimnazjum takie jak: "Ginekolog to nie dentysta - regularne kontrole w Waszym wieku nie są konieczne. Jeśli dziewczyna czuje się zdrowo i ma kogoś zaufanego, kto odpowie na pytania czy rozwieje jej wątpliwości (najlepiej, by była to mama), wizyta jest niepotrzebna", "Nie zaleca się natomiast stosowania tamponów - młode dziewczęta są bardziej od dorosłych kobiet podatne na infekcje dróg rodnych, a tampony temu sprzyjają. Lepiej więc z nich zrezygnować lub pozostawić ich stosowanie na wyjątkową okazję" czy "Dominantą psychiki kobiecej jest pragnienie miłości, które u kobiety przejawia się jako ważna potrzeba. Równocześnie występuje u niej pragnienie spotkania takiego mężczyzny, z którym mogłaby stworzyć trwały związek małżeński i posiadać potomstwo oraz który opiekowałby się nią i ich dziećmi". Książka dla nastolatek, która zachęca do konsultacji z ginekologiem, podaje zalety stosowania tamponów czy próbuje rozprawić się ze stereotypowymi rolami kobiet i mężczyzn i pisze o feminizmie wydaje mi się tym bardziej potrzebna.
Co jeszcze uświadomiła mi lektura tej książki w polskim przekładzie? Że język polski jest fatalny jeśli chodzi o neutralne nazywanie żeńskich narządów płciowych. Clara, ponieważ uwielbia angielskie wtręty, wrzuca czasem vajay-jay i punani, ale najczęściej posługuje się słówkiem snippa. Snippa to żeński odpowiednik dla snopp, siusiaka (a więc, co, siuśka?). A u nas? Mamy cipki, które czasem wydają się za wulgarne i całą masę infantylnych zwrotów. W polskim przekładzie "Tak, mam okres, a co?" stanęło więc na... muszelce. Nie raz miałam też wrażenie, jakby redakcja próbowała powściągnąć trochę język Clary. Choć wiele angielskich wulgaryzmów zostało i choć tekst naszpikowany jest młodzieżowymi odzywkami, to Clarze zdarza się po polsku wykrzyknąć "do diabła" (serio, znacie kogoś, kto tak mówi, poza postaciami z książek?) czy pisać o "kopnięciach w mosznę" zamiast prosto z mostu o kopać w jaja. Kluczowy dla książki przewodnik wkurzonej Clary po tym, jak nie dać sobą pomiatać, czy wręcz nie dawać sobie wcisnąć gówna, którego motto brzmi ta ingen skit (tak, tam samo jak angielskie don't take shit, na ilustracji w książce jest nawet kupa!) to "nie przejmuj się gadaniem".
Poza tym, że jest to książka bardzo w stylu Clary, to też książka bardzo szwedzka. Sporo tu odwołań do wydarzeń ze Szwecji, szwedzkich programów telewizyjnych, jest też portret Edwarda Bloma, który w Polsce jest raczej nieznany (chyba że ktoś oglądał tegoroczne Melodifestivalen). Wreszcie jest też przepis na ciasteczka malinowe, hallongrottor, którego miejsce w tej książce wydaje się bardziej zrozumiałe, kiedy zdaje się sobie sprawę, że hallongrotta (dosłownie malinowa pieczara) to kolejne potoczne określenie na "muszelkę", vajayjay, punani (PS Mnie śmieszy).
Co jeszcze uświadomiła mi lektura tej książki w polskim przekładzie? Że język polski jest fatalny jeśli chodzi o neutralne nazywanie żeńskich narządów płciowych. Clara, ponieważ uwielbia angielskie wtręty, wrzuca czasem vajay-jay i punani, ale najczęściej posługuje się słówkiem snippa. Snippa to żeński odpowiednik dla snopp, siusiaka (a więc, co, siuśka?). A u nas? Mamy cipki, które czasem wydają się za wulgarne i całą masę infantylnych zwrotów. W polskim przekładzie "Tak, mam okres, a co?" stanęło więc na... muszelce. Nie raz miałam też wrażenie, jakby redakcja próbowała powściągnąć trochę język Clary. Choć wiele angielskich wulgaryzmów zostało i choć tekst naszpikowany jest młodzieżowymi odzywkami, to Clarze zdarza się po polsku wykrzyknąć "do diabła" (serio, znacie kogoś, kto tak mówi, poza postaciami z książek?) czy pisać o "kopnięciach w mosznę" zamiast prosto z mostu o kopać w jaja. Kluczowy dla książki przewodnik wkurzonej Clary po tym, jak nie dać sobą pomiatać, czy wręcz nie dawać sobie wcisnąć gówna, którego motto brzmi ta ingen skit (tak, tam samo jak angielskie don't take shit, na ilustracji w książce jest nawet kupa!) to "nie przejmuj się gadaniem".
Poza tym, że jest to książka bardzo w stylu Clary, to też książka bardzo szwedzka. Sporo tu odwołań do wydarzeń ze Szwecji, szwedzkich programów telewizyjnych, jest też portret Edwarda Bloma, który w Polsce jest raczej nieznany (chyba że ktoś oglądał tegoroczne Melodifestivalen). Wreszcie jest też przepis na ciasteczka malinowe, hallongrottor, którego miejsce w tej książce wydaje się bardziej zrozumiałe, kiedy zdaje się sobie sprawę, że hallongrotta (dosłownie malinowa pieczara) to kolejne potoczne określenie na "muszelkę", vajayjay, punani (PS Mnie śmieszy).
Jeśli ten tytuł jeszcze nie wpadł Wam w ręce, a chcecie poznać styl Clary Henry, podrzucam dwa filmiki z jej kanału, których treść weszła w skład książki:
20 wymówek, jeśli zrobią ci się spodnie okresówki:
10 sposobów noszenia środków higienicznych do toalety:
Clara Henry Tak, mam okres, a co?
(Ja, jag har mens, hurså?)
Wydawnictwo Buchmann
2018
tłum. Agata Teperek
Niektóre kobiety przez cały czas zachowują się, jakby miały okres, pewnie stąd to powiedzenie. Bez kija nie podchodź, zwłaszcza do feministki. ;)
OdpowiedzUsuńPolecam Ci w takim razie przeczytanie książki! ;)
UsuńWow!!!! Książka właśnie wylądowała na mojej liście 'to-be-read' i to z wysokim priorytetem :) Jak przeczytałam cytaty z podręczników do wychowania do życia w rodzinie to aż mi się włosy zjeżyły. Niestety sama pamiętam podobne fragmenty, tłumiony śmiech na lekcji czy nauczycielkę unikającą odpowiedzi na nasze pytania... Dobrze, że Szwedzi chociaż potrafią zmierzyć się z tematem miesiączki w normalny sposób, nie robiąc z tego wielkiego tabu.
OdpowiedzUsuńChyba skuszę się na wersję szwedzką (choć domyślam się, że mogę mieć problem ze slangiem), bo już sobie wyobrażam te wszystkie polskie określenia, które są... no jakoś tak nie na miejscu. Nie umiemy mówić o miesiączce po polsku, nie wspominając już o nazwach kobiecych narządów płciowych.
W podobnym temacie wyszła niedawno norweska bestsellerowa książka Niny Brochmann i Ellen Støkken Dahl "Gleden med skjeden". Widziałam ją dosłownie w każdej norweskiej księgarni i też czeka w kolejce do przeczytania. Aż boję się polskiego tłumaczenia, bo zakładam, że nie będzie tak bezpośrednie jak oryginał.
Moim zdaniem, odpowiedzi na nurtujące nas pytania powinny być szukane w rzetelnych źródłach albo docelowo u lekarza.
OdpowiedzUsuńAle to znaczy, że książki popierające temat nie są rzetelne? :>
Usuń