Ból permanentnie uszkadzał moje ciało. I za każdym razem, gdy szłam do lekarza, musiałam to udowadniać i podkreślać, że jest rzeczywisty. Jednocześnie nie dało się go udowodnić. Na przekór mojej dokumentacji medycznej, opisom operacji. [...] Nie sądziłam, że ból wywołany przez Norę był jakiś wyjątkowy czy unikalny. Albo raczej wiedziałam, że tak nie jest. Przybierał różną postać i miał różne natężenie, lecz inni też go odczuwali. [...] Nie wiedziałam, jak go uśmierzyć, ale wiedziałam, że jest prawdziwy. Próbowałam się nim zaopiekować, założyć mu opatrunek, powstrzymać go i kontrolować.
Autofikcyjna powieść Frid zaintrygowała mnie ze względu na to, że dotyczy uczuć i zjawisk bardzo bliskich, codziennych, a jednocześnie objętych tabu. Nie spotkałam się jeszcze z tak autentycznym, jednocześnie niepokojącym i poruszającym opisem zazdrości. Bohaterka ma świadomość, że to uczucie „brzydkie”, wstydliwe, czasem wręcz dziecinne i trudno jej oczekiwać, że ktoś z jej znajomych ją zrozumie. Śledzenie i „podglądanie” ludzi w Internecie to temat równie wstydliwy, choć tak naprawdę wielu z nas (czy może nawet wszyscy?) to robi. Czy problem rzeczywiście polega na podglądaczach czy jednak na tym, ile treści udostępniamy na własne życzenie do publicznego podglądania? I ile z tego wizerunku jest prawdą? Co ciekawe, media społecznościowe dla bohaterki ostatecznie stają się też źródłem informacji o chorobie. Bo właśnie, powieść Frid dotyczy też "kobiecych problemów", kwestii kobiecej cielesności, o których na co dzień się nie rozmawia – dobrze więc, że można o nich czytać.
Wystarczyło coś ochrzcić mianem "kobiece" albo "dla kobiet" i już robił się problem. Kobiecy problem. Odczuwałam z tego powodu wstyd. Jak miałam wyjaśnić mężczyznom (chłopakom, kumplom, kuzynom, komukolwiek), że choruję na endometriozę?
Bohaterowie w książce "mówią swoimi językami", tzn. w oryginale w dialogach kwestie wypowiadane przez rodziców Emila i samego Emila napisane są po duńsku (czasem w emocjach przekręca imię Johanna na duńskie Johanne), Nora wysyła Johannie wiadomości po norwesku, w języku norweskim napisane są też podpisy zdjęć na Instagramie – to również wpływało na odbiór powieści, na poczucie autentyczności bohaterów i tworzenie sobie wyobrażenia o nich, nie tylko przez to, CO mówią, ale i JAK mówią, wzmacniało poczucie ich osobności. Ta warstwa wydawała mi się bardzo trudna do oddania w polskim przekładzie, ale choć wypowiedzi bohaterów czytamy tu po polsku, dowiadujemy się też, kto i kiedy posługuje się jakim językiem, Johanna nie traci na przykład swojego "i" z Lidingö, a Emil nazywa ją swoją kæreste.
Kiedy na zajęciach pierwszego dnia Emil i ten drugi Duńczyk zabierali głos, po prostu się wyłączałam. To było gorsze niż radio ustawione między dwiema częstotliwościami, bardziej jakby ktoś próbował wypłukać ryż w durszlaku o zbyt dużych dziurkach albo wróżyć z fusów.
Uśmiechałam się podczas lektury do stereotypów na temat sąsiednich krajów, jakie mają Skandynawowie. Norwegia to ropa, lasy, jazda na nartach i spędzanie czasu na wolnym powietrzu. Dania to piwo i designerskie meble. Szwecja jest w tym wszystkim gdzieś pomiędzy. Johanna traktuje te klisze pół żartem, pół serio, ale różnice wpływają trochę na to, jak postrzega siebie, Emila i Norę.
Johanna Frid za tę powieść otrzymała nagrodę kulturową dziennika „Dagens Nyhter” (Dagens Nyheters Kulturpris). W uzasadnieniu podkreślono „stylistyczną finezję i prosty humor”, z którymi zanurza się w najmroczniejsze uczucia i fizyczność: „Johanna Frid robi dokładnie to, czego szukają wszyscy pisarze: swoim tekstom nadaje swój własny głos, jej powieść jest niezłomna, inteligentna i humorystyczna”.
Przeczytajcie tę książkę - myślę, że może zmienić myślenie i świadomość.
PS Tęsknię tylko za oryginalną okładką i oryginalnym, pobrzmiewającym ibsenowsko, tytułem.