"Moralistów" Katarzyny Tubylewicz czytałam z samoprzylepnymi zakładkami i ołówkiem pod ręką. Jest w niej zawartych wiele spostrzeżeń, uwag, komentarzy i pytań, które w jakiś sposób są mi bliskie, nad którymi warto się pochylić, do których chciałabym jeszcze wrócić za jakiś czas.
To ważne, bo jak tylko usłyszałam o tej książowej zapowiedzi, to mimo całego mojego zaufania do Tubylewicz jako dziennikarki i pisarki, zastanawiałam się, czy to dobry moment na taką książkę. Czy nie za wcześnie jeszcze na rozliczanie Szwedów i ich "moralizmu", akurat teraz, w samym środku wydarzeń, zmian i nowych wyzwań (także tych najświeższych, najbardziej dramatycznych). Czy rozliczanie Szwedów z polską perspektywą gdzieś z tyłu głowy, której pewnie trudno się pozbyć nawet po kilkunastu latach dorosłego życia w Szwecji, jest w stu procentach w porządku. Zastanawiałam się też, jak polscy czytelnicy potraktują tę książkę, skoro jak pisze autorka: w spolaryzowanym, pękniętym na pół społeczeństwie polskim Szwecja jest ekranem, na który projektujemy nasze sprzeczne nadzieje, lęki i uprzedzenia. Jak analiza postaw i myślenia Szwedów oraz działań szwedzkich polityków mieści się w takiej projekcji? I wreszcie, czy mamy dobry, neutralny język, by o tym wszystkim opowiadać? To pytanie zresztą, ku mojemu zadowoleniu, pada także w książce.
I nie tylko to jedno. "Moralistów" docenić trzeba za to, że to książka, w której nie stawia się diagnozy, ale raczej pytania:
Przez moją opowieść o Szwecji i kilku ideałach przewija się wciąż jeden temat: wyzwania globalizacji i wielokulturowości. Jak sobie z nimi radzić w sytuacji kryzysu migracyjnego? Jak pozostać człowiekiem? Jak zachować zdrowy rozsądek? Jak pogodzić ze sobą wszystkie ideały i wartości liberalnej demokracji, które nagle przestają do siebie pasować, niczym odkształcone wilgocią puzzle?
W poszukiwaniu odpowiedzi Tubylewicz odbywa w Szwecji wiele rozmów z osobami, które często wypowiadają się we współczesnej debacie publicznej, jak i tymi mniej znanymi, "prywatnymi". Jej rozmówcami często byli i ci, których sama co jakiś czas czytuję i śledzę w mediach, więc czytało mi się tym lepiej, kiedy mogłam wręcz wyobrazić sobie ich głosy. W książce przeczytamy wypowiedzi m.in. pisarza i artysty Jonasa Gardella, pisarki i dziennikarki Elisabeth Åsbrink, literaturoznawczyni Ebby Witt-Brattström, pisarza i dziennikarza Niklasa Orreniusa czy biskup Kościoła Szwedzkiego Eva Brunne. Polski akcent stanowią dziennikarz Maciej Zaremba Bielawski, kryminolog Jerzy Sarnecki (których obecności w takiej książce można się zresztą było spodziewać), związany z mediami Adam Potrykus, pracująca w opiece penitencjarnej Dominika. Tubylewicz rozmawiała też z pracownikami Urzędu do Spraw Migracji i ośrodków dla azylantów, aktywistkami na rzecz praw kobiet i muzułmankami, policjantem o afgańskich korzeniach organizującym wykłady dla młodych uchodźców z Afganistanu czy kuratorką wystaw, która z wyboru zamieniła centrum kultury na pracę w biurze pogrzebowym. Z ich wypowiedzi można spróbować ułożyć patchworkowy obraz tego, jaka dziś jest Szwecja i jacy są Szwedzi. W żadnym jednak miejscu autorka wcale nie przeczy także tej jaśniejszej wizji Szwecji, niczego Szwecji nie odbiera - kieruje jednak swoje reporterskie spojrzenie w inną stronę.
Siłą książki jest to, że Tubylewicz patrzy na Szwedów-moralistów nie tylko z perspektywy migracji i wielokulturowości, tak nośnych i - bądź co bądź - medialnych. Splatają się tu kwestie szeroko pojętego równouprawnienia, tolerancji, różnych sposobów rozumienia rasizmu, feminizm, sytuacjia osób LGBT, religijności, wiara w ludzi, definiowanie pomocy i poczucia winy, rozważania o śmierci, tematy tabu. Nie zabrakło też polsko-szwedzkich odniesień i porównań, w tym także do mieszkających w Szwecji polonusów (co wśród rozważań wokół integracji uważam za bardzo istotne). Pokazuje też to, co sama podkreślam na co dzień - że to, jak wygląda szwedzkie społeczeństwo to wypadkowa naprawdę wielu czynników. Może dlatego wszelkiego rodzaju oceny czy wprowadzanie zmian są tak trudne?
Ze wszystkich rozmów najbardziej utkwiły mi w pamięć dwa stwierdzenia, które śmiało mogłyby stanowić myśl przewodnią całej książki i dalszych dyskusji na jej temat. Pierwsze z nich to odpowiedź Macieja Zaremby odpowiadając na pytanie, czy Szwecja ma problem z imigrantami czy imigranci mają problem ze Szwecją. Zaremba podkreśla, że problem jest przecież wspólny (o czym nie wszyscy pamiętają albo pamiętać nie chcą). Drugie to spostrzeżenie Jonasa Gardella: Sama koncepcja folkhemmet - domu ludowego, w którym wszyscy są równo traktowani, zawiera też w sobie, niestety, wielką podejrzliwość, z jaką patrzy się na jednostki, które nie pasują, odstają. Inna rzecz, że każde społeczeństwo jest zawsze zależne od jakiegoś Innego, a koncepcja "Innego" zmieniała się przestrzeni czasów: Żydzi, katolicy, Romowie i koczownicy (bo Gardellowi pewnie chodziło o bardziej tattare niż Tatarer), homoseksualiści czy teraz muzułmanie. Odnieść je można zarówno do samej Szwecji w wydaniu bardzo nie-lagom, ale i tego, co dzieje się teraz na świecie w ogóle.
Na koniec wracam jeszcze do postawionego przeze mnie na początku pytania o polskiego odbiorcę. Bo "Moralistów" można odczytać różnie. Jako głos, skłaniający do dyskusji nie tylko nad Szwecją, ale i zjawiskami charakterystycznymi dla dzisiejszych czasów - ileż to razy podczas lektury miałam ochotę zamruczeć pod nosem: what a time to be alive! Czytając niektóre rozdziały zastanawiałam się jednak, czy nie zostanie potraktowana jako podawanie na tacy argumentów dla wszystkich tych, którzy już teraz uważają, że Szwecji już nie ma. I to argumentów lepszych niż tłumaczone z błędami internetowe newsy, bo w wydanych w formie książki. Obawiam się też z drugiej strony, czy stwierdzenie, że i my, Polacy, kiedyś możemy stać się nowoczesnym, zsekularyzowanym, idealnym społeczeństwem nie sprawi, że niektórym nie będzie chciało się tej książki dalej czytać. A byłoby szkoda, bo naprawdę warto, niezależnie od tego, jaki obraz Szwecji mamy i znamy.
Z jednym tylko nie mogę się zgodzić - na stronie wydawnictwa Wielka Litera (i po części także z tyłu na okładce) możemy przeczytać, że "to nie jest książka o cynamonowych bułeczkach, czerwonych domach i małomówności". Moim zdaniem jednak właśnie o tym jest. O tym, co sznuruje Szwedom usta, o zapraszaniu do domu i korzyściach z multikulti.
Katarzyna Tubylewicz Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie
Wydawnictwo Wielka Litera
2017
wszystkie cytaty pochodzą z tej książki
wszystkie cytaty pochodzą z tej książki
Ciągle w Internecie gdzieś trafiam na tę książkę. Po przeczytaniu tego posta dopisuję ją do listy książek, które muszę kupić przy najbliższej wizycie w Polsce. :)
OdpowiedzUsuńKsiazka niczym sie nie rozni od przeslanek medialnych, ogolnie uznanych i politycznie poprawnych,
OdpowiedzUsuńAutorka rozmawia z osobami publicznymi, ktorzy odpowiadaja jej zgodnie z przyjeta retoryka dla szerokich mas ogolnie akceptowana. Nic w tej ksiazce nie ma odkrywczego ani nowego. Raczej bym powiedziala, te prawdy juz sie przejadly,ludzie chca czegos odkrywczego czego nie ma jeszcze , jest szara codziennosc i marazm i strach przed przyszloscia... ten obraz Szwecji istnieje tylko w statystyce , mediach i rzadowej propagandzie. Niczym sie nie rozni od utartego szablonu.
W moim odczuciu książka różni się od "utartych szablonów" prezentowania obrazu Szwecji w polskich mediach, bo to książka skierowana dla polskich odbiorców.
UsuńA może tak po prostu jest i nie ma czego odkrywać? Mam wrażenie, że my, jako Polacy mamy podejście, jak w starym dowcipie - zamiast prosić złotą rybkę o drugą krowę dla nas, chcielibyśmy, żeby sąsiadowi jedna zdechła. Czy naprawdę musi być drugie dno? Czy nie można się pogodzić z tym, że nie jest wcale tak źle? Chcesz koniecznie, żeby się okazało, że jest gorzej niż u nas?
UsuńPan oczekuje konfrontacji ze Szwedzkim stylem i życiem i obaleniem teorii o kraju umiarkowanego podejścia. chciałby Pan potwierdzeń obrazków pokazanych przez niektóre media z płonacymi dzielnicami w Malmö. A Media szukają dziury w całym i pokazują zaledwie skrawek całości żeby się obrazek sprzedał.
Usuń