W upalne dni lata chętniej sięgam po kryminały - podświadomie pewnie z nadzieją na historie mrożące krew w żyłach i dosłownie przyprawiające o ciarki. Na te wakacje już wypatrzyłam sobie kilka tytułów, które powinny znaleźć się na półce. Pierwszą, po którą sięgnęłam, było Tak sobie wyobrażałam śmierć Johanny Mo.
Z twórczością Mo spotkałam się w numerze "Obcy po szwedzku" kwartalnika "FA-art" - tam ukazał się fragment jej powieści Więcej życia, niż przywykłam, której bohaterka czuje się tak wyobcowana, że jej duch (czy może raczej alter-ego?) opuszcza ciało, by podejrzeć życie sąsiadów. Początek Tak sobie wyobrażałam śmierć, kryminalny debiut autorki, miałam też okazję czytać w oryginale -zaintrygowała mnie wtedy postać bohaterki i nietypowy modus operandi sprawcy, ucieszyłam się więc, że będę mogła poznać historię do końca już w polskim przekładze.
Helenę Mobacke poznajemy, kiedy wraca do pracy w policji po dłuższej przerwie. Dopiero próbuje pozbierać się po śmierci synka i rozstaniu z ukochanym, który nie potrafił poradzić sobie w nowej sytuacji. Bohaterka od razu musi zmierzyć się z trudnym dochodzeniem, które obudzi w niej wiele wspomnień. W sztokholmskim metrze pojawia się zabójca, który wpycha swoje ofiary prosto pod pędzące pociągi, jako pierwszy ginie młody chłopak. Mobacke musi zmierzyć się z własną traumą, zyskać zaufanie nowych współpracowników i znaleźć odpowiedź na pytania, kto i dlaczego zabija.
Czytanie o przeżyciach Mobacke było dla mnie naprawdę trudne - chwilami dlatego, że Mo całkiem przekonująco potrafi pisać o utracie, paraliżującym niepokoju i żałobie. Chwilami też jendak dlatego, że wewnętrzna szamotanina komisarz odciągała uwagę od śledztwa, dla którego sięgnęłam po powieść kryminalną. Zdecydowanie wśród kryminałów wolę takie, gdzie sprawcy są bardziej wyrafinowani, detektywi bystrzy, gdzie czytelnik jest trzymany w napięciu i może złożyć sobie całą historie jak puzzle. Czytając Tak sobie wyobrażałam śmierć, miałam wrażenie, że policjanci trafiają na trop zabójcy przypadkiem. Tak samo i czytelnik, nawet jeśli cześć rozdziałów śledzi właśnie z jego perspektywy. A jedyną "supermocą" i sprawcy, i pani komisarz, okazuje się rozpacz.
Właściwie, to nie tak sobie wyobrażałam kryminał. Ale najwyraźniej Johanna Mo też nie. Biorąc pod uwagę jej wcześniejszy dorobek, kryminalny debiut może miał właśnie być książką, której nie da się jednoznacznie umieścić ani na półce z kryminałami policyjnymi, ani powieściami psychologicznymi. W każdym razie ja wolę wierzyć w taką wersję. Nie polubiłam się za bardzo z Heleną Mobacke, ale nikt też przecież nie mówił, że do głównych bohaterów trzeba pałać sympatią. Czekam więc na tom drugi (w Szwecji wyszedł w 2014 roku) - tam podobno coraz mniejszą sympatię do bohaterki będzie żywić jeden z policjantów, a śledztwo będzie toczyć się wokół fanatyzmu religijnego. Zapowiada się znów więcej emocji niż cliffhangerów, z czego warto sobie zdawać sprawę, sięgając po książkę.
Johanna Mo, Tak sobie wyobrażałam śmierć (Döden tänkte jag mig så)
Wydawnictwo Editio
2017
tłum. Alicja Rosenau
Muszę poszukać :*
OdpowiedzUsuń