Pokazywanie postów oznaczonych etykietą o Szwecji z Waszej perspektywy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą o Szwecji z Waszej perspektywy. Pokaż wszystkie posty

06 kwietnia 2022

O Szwecji z Waszej perspektywy: Śladami Astrid

Wiecie już pewnie, że bardzo lubię zwiedzanie z literaturą zamiast książkowego przewodnika. W Ystad odwiedzałam miejsca związane z Kurtem Wallanderem i Henningiem Mankellem (poczytacie TUTAJ), we Fjällbacce musiałam znaleźć kilka miejsc związanych z serią Camilli Läckberg (poczytacie TUTAJ), a na pewne miejsca w Lundzie starałam się spojrzeć ponownie oczami bohaterki autobiograficznej powieści Agnety Pleijel (poczytacie TUTAJ). Na Szwecjoblogu w gościnnym wpisie na spacer po Helsinkach śladami Tove Jansson zabrała nas Ania (wpis TUTAJ), a dziś Agata zaprasza do Sztokholmu, do odwiedzenia miejsc związanych z Astrid Lindgren.

Agata jest wielką miłośniczką autorki i jej twórczości - o pisarce i stworzonych przez nią bohaterach opowiada z ogromnym entuzjazmem, znajomością szczegółów i mam wrażenie, że mogłaby to robić bez końca. Zajrzyjcie na jej instagramowy profil: dziewczyna_wloczykija - znajdziecie tam sporo Astrid, Pippi, Muminków, literatury z krajów nordyckich i nie tylko. Tymczasem przenosimy się do wspominkowego, grudniowego jeszcze Sztokholmu!



Dzięki biografii Astrid Lindgren autorstwa Margarety Strömstedt możemy nie tylko poznać krainę Småland, z której pochodziła pisarka, i jej rodzinne strony Näs i Vimmerby, ale także Sztokholm, w którym spędziła większość swojego życia. A dzięki biografii autorstwa Jensa Andersena możemy jeszcze więcej dowiedzieć się o niełatwych początkach autorki w Sztokholmie. Nie wyobrażam sobie być w Sztokholmie i nie zajrzeć do chociaż kilku miejsc wspomnianych w książce.


Dobrym punktem wyjścia do tego spaceru jest Sankt Eriksplan, gdzie swobodnie dojedziemy sztokholmskim metrem. To tutaj, pod numerem 5, mieszkała Astrid Ericsson z kilkoma innymi dziewczynami. Do tego mieszkania przywiozła swojego syna Lassego, po tym jak odebrała go z Kopenhagi.



Z Placu Świętego Eryka można zejść na Vulcanusgatan, która krzyżuje się z Atlasgatan. Przy tej drugiej ulicy mieszkała panna Astrid Ericsson, natomiast przy Vulcanusgatan 12 mieszkała Astrid Lindgren ze swoim mężem Sturem i synem Lassem, a później jeszcze z córką Karin.



Z Sankt Eriksplan możemy przejść do Vasaparken – parku Wazów, który wielokrotnie pojawia się w obu biografiach. Astrid często bywała w tym parku, zabierała ze sobą dzieci, kiedy były małe, spotykała się tam z przyjaciółmi. Warto wspomnieć, że bez tego parku nie byłoby Pippi Pończoszanki. Początkowo historie o najsilniejszej dziewczynce na świecie były opowiadane Karin i jej przyjaciołom. Astrid, idąc zimą przez Vasaparken, poślizgnęła się i skręciła kostkę, co zmusiło ją do pozostania w mieszkaniu. W tym czasie postanowiła spisać przygody Pippi i stworzyła dwa maszynopisy – jeden jako prezent urodzinowy dla Karin, a drugi został wysłany do wydawnictwa Bonniers. Jak potoczyła się ta historia, można przeczytać tutaj.


Po drugiej stronie parku znajduje się ulica Dalagatan i dla mnie najważniejsze miejsce, które odwiedzam podczas każdej wizyty w stolicy Szwecji. Pod adresem Dalagatan 46 Astrid Lindgren mieszkała od 1941 roku aż do swojej śmierci w 2002 roku. W tym mieszkaniu pisała i stenografowała swoje książki i stworzyła postacie, które zyskały popularność na całym świecie. Okna nad markizą po prawej stronie drzwi, to właśnie okna mieszkania pisarki na pierwszym piętrze z widokiem na Vasaparken.




Mieszkanie nie jest muzeum i nie należy do miasta, ale dzięki uprzejmości rodziny Astrid jest udostępnianie turystom i można kupić bilet na oprowadzenie po mieszkaniu razem z przewodnikiem z kilkunastoosobową grupą. Aktualnie niestety nie jest to możliwe, ponieważ planowany jest remont i nie wiadomo kiedy się zakończy. W zamian Stowarzyszenie Astrid Lindgren (Astrid Lindgren-sällskapet) oferuje ok. dwugodzinne spacery z przewodnikiem po Vasastan. A samo mieszkanie można zwiedzić wirtualnie pod tym linkiem.

Niedaleko od mieszkania Astrid znajduje się Tegnérgatan (ulica Tegnéra) i Tegnérlunden (skwer Tegnéra), w którym możemy zobaczyć pomnik pisarki. Astrid przechodziła tamtędy w drodze do pracy w wydawnictwie Raben&Sjögren, którego siedziba znajdowała się pod adresem Tegnérgatan 28. Przechodząc przez park, zobaczyła samotnego chłopca na ławce w parku o zmroku. Ten widok był inspiracją do powstania książki Mio, mój Mio. Sam skwer również zostaje wspomniany w książce, tam Bosse znajduje ducha uwięzionego w butelce, który później zabierze go do Krainy Dalekiej, gdzie pozna swoje prawdziwe imię i ojca. Jest to jedna z moich ulubionych książek autorstwa Astrid, o której napisałam tutaj.




Kolejne miejsce warte odwiedzenia, nie tylko ze względu na Astrid, bo zdjęcia regularnie pojawiają się w sieci, to miejska biblioteka publiczna przy ulicy Sveavägen. Astrid korzystała z tej biblioteki i w biografii znajdziecie opis historii, jak Astrid popłakała się, nie mogąc skorzystać z zasobów biblioteki podczas swojej pierwszej wizyty. Biblioteka może wyglądać z zewnątrz niepozornie, ale wystarczy przejść kilka metrów do środka, żeby oniemieć ze zdumienia, ponieważ biblioteka jest okrągła.




Warto pojechać do centrum miasta na ulicę Hamngatan naprzeciwko Kungsträdgården. Kiedy Astrid Ericsson przyjechała do Sztokholmu podjęła naukę w szkole dla sekretarek Bar-Lock, która znajdowała się w budynku przy Mäster Samuelsgatan za Nordiska Kompaniet. W tej szkole nauczyła się stenografii i pisania na maszynie. Zdobyte umiejętności wykorzystywała nie tylko w pracy, ale również przy tworzeniu kolejnych książek.



A skoro już jesteśmy w centrum, to nie pozostaje nic innego jak wsiąść do tramwaju nr 7 i ruszyć na wyspę Djurgården. Wydaje mi się to najlepsze miejsce na zakończenie spaceru śladami Astrid Lindgren, ponieważ to tutaj znajduje się pomnik Astrid Lindgren i Junibacken - Czerwcowe Wzgórze, czyli Muzeum literatury dziecięcej poświęcone głównie twórczości Astrid Lindgren. Oprócz pisarki na otwarciu była również rodzina królewska, w tym następczyni tronu księżniczka Wiktoria. Junibacken to przede wszystkim kolejka Sagotåget prowadząca przez świat bohaterów książek Astrid, czasem są to makiety, obok których przejeżdżamy wagonikiem, innym razem jesteśmy w ich środku. 





Na końcu wysiadamy przed Willą Śmiesznotką, do której można wejść i się pobawić. Dzieciaki szaleją, więc warto odkryć swoje wewnętrzne dziecko i zajrzeć do środka albo zaopiekować się koniem Pippi, który stoi obok. W dalszej części muzeum jest wystawa, która regularnie się zmienia, sklep z książkami i zabawkami z bohaterami szwedzkiej literatury dziecięcej oraz restauracja, w której można zrobić przerwę na fikę, w końcu jesteśmy w Szwecji.






Bibliografia:

Margareta Strömstedt Astrid Lindgren. Opowieść o życiu i twórczości, przeł. Anna Węgleńska,  Marginesy, Warszawa 2015

Jens Andersen Żyje się tylko dziś. Nowa biografia Astrid Lindgren, Wydawnictwo Akademickie SEDNO, Warszawa 2021

https://stockholmskallan.stockholm.se/post/15029

20 sierpnia 2021

Zabawki z Bullerbyn - o Szwecji z Waszej perspektywy

Pewnie wiecie już, że uwielbiam loppisy. Loppis, a właściwie loppmarknad to pchli targ - w Szwecji to "zjawisko" bardzo popularne, szczególnie latem, ma wiele różnych odmian, przeczytacie o nim więcej w starszym wpisie na blogu. Loppisy uwielbiam za to, że można tam tanio znaleźć bardzo oryginalne pamiątki ze Szwecji, ja z pchlich targów przywożę też sporo używanych książek, dzięki czemu rozrasta się moja szwedzka biblioteczka. Na loppisach, a także w sklepach charytatywnych, poluję też czasem na gry planszowe. Bo sama lubię planszówki, ale też dlatego, że świetnie sprawdzają się jako narzędzie do nauki języka (zobaczcie mój facebookowy post, gdzie podrzucam parę przykładów). 

Ucieszyłam się bardzo, gdy na Instagramie trafiłam do... Bullerbyn. A właściwie na Zabawki z Bullerbyn, profil, na którym znajdziecie wspomniane zabawki, gry, układanki, książki i książeczki, a także różne inne niespodzianki. Z drugiej ręki, prosto ze szwedzkich loppisów właśnie. "Polowanie" na wymarzone przedmioty, choć tu działa na zupełnie innych zasadach, potrafi dostarczyć tyle emocji co wypatrywanie skarbów na stoiskach z mydłem i powidłem. Regularnie gromadzi wieczorami przed telefonami miłośników retrogadżetów. Dziś więc o Bullerbyn słów kilka. Bullerbyn - tym zdecydowanie mniejszym, bo internetowym i tym, który łączy wszystkich fanów Skandynawii. I o tym, kto za tym wszystkim stoi. Oddaję więc głos (klawiaturę?) Lucynie:

Kim jestem i jak to się zaczęło? 

Lucka - tak najczęściej przestawiam się każdemu. W Szwecji ma to nieco żartobliwy wymiar (lucka w języku szwedzkim to: okienko, klapa, właz). Śmiesznie słucha się własnej ksywki z poprawną szwedzką wymową! Niemniej jednak Szwedom wciąż łatwiej nazwać mnie włazem niż wymówić polskie Lucyna, czyli moje prawdziwe imię. 

Jestem w Szwecji od 2016 roku, ale z tym krajem jestem związana od dzieciństwa. Bywały takie lata, że wszystkie wakacje spędzałam w Helsingborgu, co zawdzięczałam pracującemu tam tacie. Tak zaznałam wszystkich kulinarnych szwedzkich dobroci (zupę jagodową i bułki z grillowanym serem kocham do dziś!), znienawidziłam meduzy w morzu, kolekcjonowałam piłki do golfa i widziałam białe noce. 



Kiedy już myślałam, że na wakacje z rodzicami w Szwecji jestem za duża, zaczęłam odkrywać sport, którego nazwa niewiele mi mówiła - biegi na orientację (orientering). Jak na złość okazało się, że orientering ma swoje korzenie w Skandynawii i tym sposobem zaczęłam bywać tu ponownie, tym razem nieco dalej - głównie odkrywałam lasy dookoła Sztokholmu i... były to głównie lasy. Wtedy pokochałam jeziora, a jagody jadłam wiadrami (jak widać - mój ulubiony leśny owoc). 

W czerwcu 2016 roku dotarłam tu na stałe, zmieniając w moim życiu tyle, ile dało się zmienić (czyli prawie wszystko). Z businesswoman zostałam bezrobotną, szukającą nowych pomysłów na siebie (jedyne czego byłam pewna, to to, że do korporacji nie wracam!). O second-handach nie wiedziałam nic, myślałam, że tutaj nie istnieją 😉

Na pytanie kim jestem najłatwiej odpowiedzieć mi "sportowcem". Trenuję od ponad 20 lat i chyba nie ma słowa, które lepiej mnie definiuje. Zawodowo jestem trochę w handlu i trochę w sporcie.

Zabawki z Bullerbyn to bardzo spontaniczny twór. Który, (być może) ku zaskoczeniu, nie powstał z potrzeby samozatrudnienia. Powstał z rodzinnych potrzeb i rosnącego zapotrzebowania na "weź przywieź coś ze Szwecji, tyle tam ładnych rzeczy macie!". I wszystko zbiegło się z powiększającą się rodziną w Polsce. Dziecko brata, dziecko siostry, dzieci kuzynów, syn przyjaciela, córka przyjaciółki - lista rosła w zastraszającym tempie! A jak tu dać każdemu fajną szwedzką pamiątkę i nie zwariować (z bankructwa)? Tylko rzeczy z drugiej ręki (które często nawet przez tą pierwszą rękę nie były dotknięte 😉). 


Jak dotarłam do second-handu? 

Żyjąc w Szwecji 5 lat (zdaje się, że kiedy to piszę mam rocznicę przybycia), średnio raz w roku zmieniamy mieszkanie (to osobna historia, całkiem długa, więc wyciągam z niej to co najlepsze z perspektywy czasu - odkrycie loppisów i second-handów). 

Nasze trzecie mieszkanie okazało się domkiem - ot, stugan, czerwony, nad jeziorem, trochę na wsi. Stugan nie był nasz, ale wymagał remontów, w tym mebli, obrazków, dywaników itd. Idąc za tą potrzebą, czyli inwestycją - ale bez zakopania wielkich ilości pieniędzy - trafiliśmy na nasz pierwszy second-hand. Jedyne, co z niego pamiętam, to że moją pierwszą myślą po dotarciu było "aaaaa to tutaj Szwedzi spędzają wolne dni!" i to, że dzień był szary a second-hand było ledwo widać z ulicy (ukryty, jak jakiś sklep dla tajniaków 😉). 



Nasze pierwsze zdobycze to ramki, obrazy, fotele, lampki. Na dziale z zabawkami zawsze robiłam oczy jak pięć złotych, bo "patrz jakie to fajne, a jakie to i tamto" i na tym się kończyło. Pukające do głowy pomysły o sprowadzeniu ich do Polski, automatycznie uznawałam za niemożliwe w realizacji (urodzona pesymistka!😉). Aż... przyszedł grudzień i w związku z wyjazdem na święta musiałam wyposażyć nas w prezenty dla bliskich. A ich najważniejszym punktem były te dla dzieci.



Pierwsze paczki wypełnione zabawkami przywieźliśmy sami, zdaje się w grudniu 2018 roku. Zrobiliśmy furorę nie tylko wśród dzieci 😉


Pierwsze Zabawki z Bullerbyn były dla najbliższych i tylko wtajemniczone grono wiedziało, czym zajmuję się w wolnej chwili. W 2020 roku moje pesymistyczne pomysły wdrożyłam w życie za pomocą Instagrama i tak działam do dzisiaj. Zainteresowanie Bullerbyn wciąż mnie szokuje i cieszy, bo jest zainteresowanie używanymi rzeczami! 


A jak to wygląda od kuchni? 

Jednym zdaniem: ciężka praca 🙂 



Loppisy to odkrycie tajemnego świata Szwecji - nie każdy wie, że są, nie każdy wie gdzie są, nie każdy wie, kiedy są. Praca nad Bullerbyn wymaga szwedzkiego planowania: długoterminowego i szczegółowego. W miejsce A trzeba wyruszyć o 8:50, żeby mieć dobre miejsce w kolejce na otwarcie, w miejsce B o 10:20 bo o 11 otwierają a swoje też trzeba postać (zamiłowanie do kolejek w Szwecji w pandemii bardzo bardzo wzrosło! 😉). 


Loppisy to ciekawi ludzie - spece od skarbów: jedni sprawdzają z lupką obrazy, inni nerwowo przeglądają winyle, a jedni... biegną na zabawki i książki. Jest w tym dużo zabawy! Super jest obserwować to, jaką funkcję pełnią miejsca z używanymi rzeczami - to nie tylko tańsze kupowanie i hobby, to też ważne miejsca spotkań. W niektórych gra muzyka na żywo, w innych pracuje szewc, który szybko coś naprawi, a w prawie każdym jest miejsce na fikę! 




Zabawki z Bullerbyn szybko stały się moją drugą pracą, ale jest to praca, która naprawdę daje satysfakcję. Może udział nas wszystkich (prawie 2000 obserwatorów na Instagramie) wspomaga w jakiś sposób dbanie o planetę. Każda używana rzecz to o jedną mniej do wyprodukowania. A oprócz tego, każdy ma szansę na odwiedziny cioci ze Szwecji w swoim domu, nawet jeśli fizycznie mnie tam nie ma! 🙂


30 kwietnia 2021

SFD: Skandynawskie meble i życie w zgodzie z naturą - o Szwecji z Waszej perspektywy

Skandynawia wielu osobom kojarzy się ze skandynawskim stylem w aranżacji wnętrz. I to właśnie skandynawski styl był dla mnie punktem wyjścia do rozmowy z Arturem Przedzienkowskim, założycielem marki SFD, zajmującej się tworzeniem ręcznie wykonanych mebli. Rozmawialiśmy też o szwedzkich wartościach, szwedzkich słowach i inspirujących miejscach w Szwecji.



W nazwie Waszej marki, SFD Skandinavisk Möbeldesign, pojawia się ważne słowo-klucz na „S”. I to właśnie od niego chciałabym zacząć i pewnie często zdarza się Wam słyszeć to pytanie: jakie są "meble w stylu skandynawskim"? Jakie skojarzenia powinny przychodzić nam do głowy, kiedy słyszymy o "skandynawskim stylu"? 

Tak, to prawda. Często pada pytanie o skandynawski styl we wnętrzach. Skojarzenia, które mnie przychodzą jako pierwsze do głowy to jasne kolory, minimalizm oraz poczucie przestrzeni. Mebli jest najczęściej bardzo mało, szafy i schowki są ukryte w ścianach, a w pokojach znajduje się jedynie to co niezbędne do funkcjonowania. 

Meble w stylu skandynawskim kojarzą się najczęściej z meblami ze szwedzkiej znanej firmy. Czyli bardzo praktyczne, proste w złożeniu i najczęściej dostępne w kolorze sosny lub bieli. Lub drugi trend to meble w kierunku Art-Deco. 

Ja osobiście mam trochę większe oczekiwania w stosunku do tego pojęcia. Dla mnie od samego początku istotą Skandynawii jest niewytłumaczalna więź człowieka z naturą i życie z nią w zgodzie. To właśnie stało się moją inspiracją do projektowania mebli. Tutaj głównym źródłem inspiracji stała się przyroda północy oraz kultura Samów np. naczynia drążone z drewna. 

Obecnie koncentrujemy się na globalnym zasięgu naszej sprzedaży. Skłoniło nas to do przekształcenia  nazwy w języku szwedzkim na angielską SFD Furniture Design. Skandinavisk zawsze będzie nam towarzyszył w domyśle, bo to wszystko właśnie od tego "S" się zaczęło. 


Czy styl skandynawski pasuje do polskich wnętrz? Czy masz jakieś porady, jak w kilku prostych krokach można wprowadzić go swojego domu? 

Myśląc bardzo stereotypowo o rodzimych wnętrzach, np. w domach naszych babć, widać tam dużą ilość bibelotów, meblościanki zajmujące całe ściany w pokoju, i ściany pomalowane wyrazistym kolorem farby. Nasze współczesne wnętrza tak czy inaczej stają się bardziej praktyczne i  minimalistyczne. Czy styl skandynawski pasuje do naszych wnętrz? To pytanie zadałbym bardziej myśląc o naszym wewnętrznym samopoczuciu. Jeśli chodzi o pomieszczenia, to z pewnością wymaga to oczyszczenia naszej przestrzeni i ponowne jej zaplanowanie. W ten sposób będziemy w stanie ponownie zastanowić co jest dla nas naprawdę ważne pod względem funkcjonalnym, organizacyjnym ale również duchowym i mentalnym. Jeśli zwrócimy uwagę głębiej na wnętrza skandynawskie i ich właścicieli dostrzeżemy fakt wyraźnego powiązania osoby z daną przestrzenią – fakt obecności "bibelotów" najczęściej nie wiąże się z chęcią wypełnienia przestrzeni lub jej dekorowania, raczej z wyraźnym powiązaniem z właścicielem pod względem wspomnień, wartości czy też duchowości. 


Przez ostatni rok dużo więcej czasu spędzamy właśnie w naszych domach. To nasze stoły zastąpiły nam stoliki w kawiarniach czy restauracjach, a zwykłe biurka zmieniły się w całe biura. Czy taka zmiana stylu życia w jakiś sposób wpływa na Wasze projekty, myślenie o funkcjonalności? Albo na oczekiwania klientów?

Projektując stoły, zawsze robiłem to z przekonaniem, że to kuchnia oraz jadalnia są tym zasadniczym miejscem i sercem domu. Przy tempie dzisiejszego życia to właśnie przy stole rano i wieczorem najczęściej jest czas, aby wypić wspólnie kawę i zjeść posiłek, chwilę porozmawiać. Często z tym miejscem wiążą się najcenniejsze wspomnienia naszego życia. 

Od zeszłego roku w naszych założeniach nic nie uległo zmianie. Nasze założenie jest uniwersalne i wzmacniamy je każdego dnia podejmując każdy nowy projekt i wyzwanie marki SFD. 



Czy możesz opowiedzieć, jak to się w ogóle stało, że przygoda z marką SFD rozpoczęła się akurat w Piteå? 

Piteå pierwszy raz w moim życiu pojawiło się wraz z przeprowadzką tam mojej siostry. To właśnie ją miałem na celu odwiedzić w nowym miejscu zamieszkania. Gdy wysiadłem z samolotu w Luleå uderzyło mnie "świeże", pachnące, ostre powietrze. Od tej pory wiele się zmieniło. Ten moment pozostał głęboko w mojej świadomości i od tej pory do Piteå wracałem regularnie na dłuższy, lub krótszy czas. Nie mam jednak wątpliwości, że ten można nazwać "przypadek" stał się bardzo silnym czynnikiem twórczym dla marki SFD. Powstało tam kilka z naszych projektów, pochodzą stamtąd również duchowe wartości i elementy, które zostały wpisane w tworzony przez nas styl. I co najważniejsze doskonałe, cudowne podejście z ogromnym respektem i szacunkiem do natury – tam dostrzegłem i zrozumiałem to znacznie lepiej. Tam tego się nauczyłem. 



Jakie miejsca najbardziej Was inspirują? Czy to raczej rozległe krajobrazy, lasy i szlaki Norrbotten, czy może miejskie przestrzenie Sztokholmu? Czy może jeszcze coś innego? 

Inspiracja, o której chyba mowa to mieszkanka kilku składników: miejsca i krajobrazu jako naturalnego lub antropogeniczne dzieła, atmosfery, ludzi, środowiska i przypadkowych zdarzeń. Dodałbym chyba również duchową gotowość do obierania tych wszystkich bodźców i sygnałów. Czasem zdarza się, że mijam  zupełnie obojętnie obok doskonałej "muzy" i inspiracji, zupełnie nie świadomie, nie będąc gotowym na jej przyjęcie i tworzenie. 

Gdybym miał przyczepić pineski do mapy, gdzie odnalazłem najwięcej tych doskonałych chwil, które udało mi się uchwycić i przełożyć na twórczość byłoby to całe Norrbotten, a w szczególności Piteå, wodospad Storforsen, Luleå oraz malowniczy park narodowy Abisko. To miejsca doskonałe względem krajobrazu, ludzi, powietrza, kolorów. Eh… Doskonałe. 

Takim miejscem, przeżyciem, byłyby również długie wędrówki podczas białych nocy wzdłuż jezior i rzek całej północnej Szwecji. Uwielbiam je i wspominam regularnie. Obraz, który został w mojej świadomości, już nigdy nie pozwoli mi podchodzić do natury w taki sposób jak przed podróżami. Chyba stałem się jej niewielką częścią, małym kawałkiem tego doskonałego świata. 





Zdecydowanie również Sztokholm, jako miejsce tętniące życiem w rytmie, który całkowicie mi odpowiada mimo miejskiego szumu i tempa. To miasto, w którego centrum potrafiłem bez problemu odnaleźć miejsce całkowitego wyciszenia, spokoju, ale też doskonałej zabawy i atmosfery. Pełne pięknego stylu, doskonałego projektowania i wspaniałej mody Drottninggatan, Götgatan, Hamngatan oraz Sturegatan. 

Sztokholm kocham za to poczucie, że natura jakby nie do końca pozwoliła się wedrzeć człowiekowi do jej wnętrza. To, gdy w samym centrum miasta widzę ogromne połacie nienaruszonego krajobrazu, które otoczone jest skałami lub wodą. Metro przedzierające się przez surowe skały, można powiedzieć jaskinie. Surowość natury i jej siła, która pozostała widoczna mimo bardzo silnej  ingerencji człowieka. Ten brak "szklanego city" sprawia, że czujemy się komfortowo w tak spójnie utrzymanej przestrzeni. 




Wspomniałeś wcześniej, że SFD to nie tylko meble, ale i wartości. Co to za wartości? Czy w nich też można dostrzec skandynawskiego ducha? 

Wartości marki towarzyszą nam od dnia jej powstania. Spisaliśmy je, aby nigdy o nich nie zapomnieć, a raz na jakiś czas przyglądamy  ponownie  upewniając, że o nich pamiętamy oraz niczego nie przegapiliśmy podczas ich tworzenia. W naszej pracy kierujemy się dążeniem do krzewienia takich wartości jak ogromny respekt i szacunek do natury, praca jako życiowa pasja nadająca również sens życia, wzornictwo inspirowane Skandynawią i zasadami dobrego projektowania oraz funkcjonalnością, a przede wszystkim bycie z bliskimi oraz tworzenie domowej atmosfery, w której zawsze możemy wyciszyć umysł i ciało. Te wartości umieszczamy w każdym meblu, który wykonujemy, aby pomóc nam wszystkim stworzyć własne, niepowtarzalne wnętrza i poczucie doskonałej domowej atmosfery. O wartościach moglibyśmy jeszcze długo rozmawiać, ale to już materiał na osobą historię 😊 


Fjäril, Sol, Måne, Trähus – to niektóre nazwy produktów SFD. Szwedzkie słowa. Tak jak zresztą i möbeldesing. Czy są jakieś szwedzkie słowa albo powiedzenia, które dla Was mają jakieś szczególne znaczenie, które wyjątkowo polubiliście? Niedawno na całym świecie dużo mówiło się o lagom, modnym hasłem stał się flygskam, a jakiś czas temu trafiłam w mediach na rozmowy o lillördag

Jest kilka zwrotów, które pozostają w naszych myślach i towarzyszą nam codziennym życiu. Chętnie nimi się podzielę: 

Det finns inte dåligt väder, bara fel kläder - Nie ma brzydkiej pogody, wyłącznie złe ubrania. 

Fikatid – Przerwa na kawę i ciastko. Doskonały element, który sprawia, że każdy dzień jest bogatszy w relacje i przyjemności. 

Lagom - umiejętność określenia i zachowaniu balansu w tym ile wystarczy nam do szczęścia i kiedy powiedzieć "dość". Gdy zapamiętamy i nauczymy się żyć wraz z tymi 3 zasadami, nasze życie stanie się bardziej pełne i wartościowe. My wciąż się ich uczymy 😉


To na koniec: czego nauczyliście się podczas podróży po północnej Europie, w pracy i w codziennym życiu w Skandynawii? Co takiego zabraliście albo zabieracie ze sobą do swojej codzienności, tej zawodowej i prywatnej? 

Nasze doświadczenia zbieraliśmy głównie w Szwecji. Pozostałe, kraje stanowią wyłącznie dodatek, "szczyptę przypraw" w tym wypadku. Bardzo lubię check listy więc do tej odpowiedzi podejdę właśnie w ten sposób: 

✔️ Nauczyliśmy się tego, że warto planować i że trzeba planować. 

✔️ Praca na 100% wystarczy, a nie na 1000% 

✔️ Tylko regularne rozmowy i dyskusje mogą nam pomóc znaleźć dobre rozwiązanie. 

✔️ Dziękować za wszystko (za dzień pracy, za zaangażowanie w projekt, za błędy, które nas uczą itp.) 

✔️ Być blisko przyrody, żyć z ogromnym szacunkiem i respektem do niej 

✔️ Planowanie wakacji – to wielka przyjemność nawet, gdy jeszcze do nich daleko 

✔️ Check lista – dobra na wszystko. Za każdym razem, gdy wyjeżdżamy ze Szwecji, pakujemy do walizek: dobry aparat, ciekawą książkę, notatnik oraz… 😉


Dziękujemy Ci Natalio za możliwość podzielenia się z Twoimi czytelnikami naszymi doświadczeniami oraz przemyśleniami, o części z nich powiedzieliśmy pierwszy raz. Jeżeli nasza historia wydała się Wam interesującą napiszcie do nas, chętnie odpowiemy na wszystkie pytania oraz posłużymy radą.



 BLOG • INSTAGRAM

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...