29 października 2014

Haga w Göteborgu


To nie pomyłka. Haga to nie tylko miasto w Holandii, ale też dzielnica Göteborga. Jej nazwa nie ma jednak nic wspólnego z holenderską Den Haag, pochodzi od szwedzkiego słowa hagar (raczej jego dialektalnej formy haga), oznaczającego łąki - kiedyś porastały one tereny dzisiejszej Hagi.

Historia dzielnicy sięga roku 1648, kiedy królowa Krystyna zadecydowała o powstaniu pierwszego göteborskiego przedmieścia. Zaczęto tu budować z początku drewniane domy, a kilka wieków później tak zwane landshövdingehus - "domy wojewody", typowe dla zabudowy Göteborga, które swoją nazwę zawdzięczają ówczesnym regulacjom prawnym, dotyczącym wznoszenia domów. Otóż, w XIX w. zgodnie z prawem domy z drewna mogły mieć maksymalnie dwie kondygnacje - taka zabudowa miała zapobiegać pożarom. Oczywiście, zaczęto próbować obejść ten przepis i stawiać domy, których pierwsza kondygnacja była ceglana, a dwie kolejne drewniane. Takie rozwiązanie wspierał ówczesny wojewoda.
Dzielnicę poddano gruntownej przebudowie i renowacji w latach 80., ale w większości zachowano jej stary styl, który odróżnia tę okolicę od innych miejsc w Göteborgu.





Nam ta okolica niezwykle przypadła do gustu. Urzekł nas jej klimat, taki trochę jakby z innej bajki. Często specjalnie tak planowaliśmy trasy naszych spacerów, by w drodze tam lub z powrotem przejść przez ulice Hagi, za punkt orientacyjny mając siedemnastowieczną redutę Skansen Kronan. 

W broszurach dzielnica reklamowana jest angielskim hasłem "Cosy shopping & fika since 1648" i nazywana jest "małym miasteczkiem w mieście". I rzeczywiście, coś w tym jest. Haga to naprawdę niemal tylko kawiarnie i sklepiki z antykami, pamiątkami, zabawkami, ręcznie produkowanymi mydłami i tym podobnymi towarami. Życie tutaj toczy się trochę innym rytmem. Widać to szczególnie późnym wieczorem - gdy sklepy i większość kawiarni się zamyka, Haga jakby się wyludniała. Zdecydowanie ożywa jednak, gdy organizowane są tu uliczne pchle targi - loppis, które też mają swoją specyficzną atmosferę, bo sprzedający lubią sobie też po prostu pogadać. 



 


Jeśli będziecie w Göteborgu i przyjdzie Wam ochota na spacer uroczymi uliczkami, chcielibyście wyskoczyć na fikę w ciekawym miejscu albo kupić oryginalne pamiątki - Haga jest dla Was. Co więcej - tylko tam widzieliśmy tak wielkie bułeczki cynamonowe.


Źródła:
zdjęcia z własnego archiwum




Follow on Bloglovin

25 października 2014

Jak w Szwecji mówi się o śmierci?

Nie mogę uwierzyć, jak szybko minął miesiąc od ostatniej edycji cyklu "W 80 blogów dookoła świata", kiedy pisaliśmy o tym, jak opanowany przez nas język obcy wpłynął na nasze postrzeganie świata. Siódma już edycja cyklu przypada na koniec października, dlatego powoli wchodzimy już w nostalgiczne tematy towarzyszące pierwszym listopadowym dniom. Tym razem zadaliśmy sobie pytanie:

Jak w kraju X upamiętnia się zmarłych?



Ja postanowiłam podejść do tematu od bardziej językowej (i chyba mimo wszystko trochę luźniejszej) strony i odpowiedzieć na pytanie: Jak w Szwecji mówi się o śmierci? - przedstawiając trzy moim zdaniem najciekawsze, najbardziej zaskakujące idiomy, które znaczą to samo, co 'umierać' (szw. att dö).

Skąd tak wiele jest w językach synonimów do słowa 'umierać'? Bo śmierć to tabu. O tym bano się mówić wprost, żeby nie przywołać złego - to tak samo jak z Sami-Wiecie-Kim w książkach o Harrym Potterze. Inne zwroty miały ułatwić mówienie o śmierci, w pewien sposób zbagatelizować problem, żeby łatwiej było pogodzić się ze stratą.

Kilka szwedzkich zwrotów wydaje się podobnych do tego, co możemy usłyszeć w języku polskim, od raczej formalnego dra sista sucken, które może odpowiadać polskiemu 'wydać ostatnie tchnienie' po potoczne bita i gräset (dosł. gryźć trawę), które kojarzy się z polskim 'gryźć ziemię'.

Wiele natomiast od razu zwraca na siebie uwagę. Choć w wielu przypadkach są to bardzo obrazowe metafory, to jednak czasem nie zawsze było mi łatwo znaleźć informację, skąd wzięło się takie a nie inne powiedzenie.

Zacznijmy od śmierci jako nietypowej przeprowadzki:


att flytta till en etta med grästak



znaczy dosłownie 'wyprowadzić się do kawalerki z dachem z trawy'. Bardzo obrazowo, prawda? A mając dach z trawy można od razu 'wąchać kwiatki od spodu'.




Idźmy dalej - czy śmierć może mieć coś wspólnego z modą? Wydaje się, że tak:


att ikläda sig träfracken


to 'założyć na siebie drewniany frak'. Jeśli nie macie pomysłu na przebranie na Halloween, to może to wyrażenie Was jakoś zainspiruje.

źródło


A co powiecie na dość chłodne obrazowe potraktowanie życia jako własnego biznesu?


ta ner skylten

znaczy mianowicie: 'zdjąć szyld'. Tym razem ostatecznie.



źródło





Źródła:

____________________________________


Wpisy z poprzednich pięciu edycji cyklu znajdziecie tutaj. Jeśli też prowadzisz bloga językowego lub kulturowego i masz ochotę dołączyć do naszej grupy i być na bieżąco z naszymi wpisami, wyślij wiadomość na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com lub zajrzyj do grupy na Facebooku: W 80 blogów dookoła świata - blogi o językach, kulturze i podróżach.


A oto wpisy blogujących o innych krajach:

Francja:
Francais-mon-amour - Sprawa życia i śmierci
Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim : Dzień Wszystkich Świętych we Francji
Love For France - Wszystkich Świętych na paryskim Père-Lachaise 


Holandia:
Język holenderski - pół żartem, pół serio - Jak w Holandii upamiętnia się zmarłych

Niemcy:
Willkommen in Polschland - Niemieckie cmentarze
Blog o języku niemieckim - Słownictwo związane z przemijaniem
Niemiecka Sofa - Jak w Niemczech upamiętnia się zmarłych?

Norwegia:
Pat i Norway - Jak w Norwegii upamiętnia się zmarłych?

Rosja:
Rosyjskie śniadanie - Jak w Rosji upamiętnia się zmarłych?

Szwajcaria:
Szwajcaria moimi oczami - Znani pochowani w Szwajcarii
Szwajcarskie BlaBliBlu - W Szwajcarii jest niezwykle nawet po śmierci
 
Wielka Brytania: 
English-nook - Przemijanie po angielsku
english-at-tea - Dzień Wszystkich Świętych w Anglii


Wietnam: 
Wietnam.info - Jak w Wietnamie upamiętnia się zmarłych?





Follow on Bloglovin

22 października 2014

Uwaga! Pijane łosie!

Jesień to pora roku, kiedy w szwedzkich wiadomościach wyjątkowo często  pojawiają się doniesienia o... pijanych łosiach.

źródło

Chyba każdy Szwed zna jakąś anegdotę o królach lasu na rauszu. Sama czytałam o kilku takich przypadkach, kiedy łosie na kacu spały w szkolnych ogródkach, strasząc dzieci i utrudniając im dotarcie do budynku lub takich, kiedy odurzone zwierzęta wałęsały się po drogach, nie zwracając uwagi na samochody. Głośno było też o pewnym łosiu, który tak buszował po przydomowym placu zabaw, że zaplątał się porożem w łańcuchy huśtawki i zabrał ją ze sobą do lasu - wystarczyło, że pociągnął ją kilkaset metrów za sobą. Prawdziwą "gwiazdą" mediów w tylko w Szwecji, ale na całym świecie, stała się łosza spod Göteborga, dla której "impreza" skończyła się na drzewie...

źródło

Jak łosie miałyby doprowadzać się do "stanu wskazującego"? Chodzi o zgniłe, sfermentowane jabłka, których jesienią nie brakuje. Głodne zwierzęta ucztują pod jabłonkami, a potem uderza im do głowy, więc mają trudności z chodzeniem, błędny wzrok, potrafią też być agresywne. Takie w każdym razie jest ogólnie przyjęte wytłumaczenie.

Ostatnio jednak tą kwestią zajęli się też naukowcy. Większość z nich wątpi w taką alkoholową teorię. Uważają, że taki łoś musiałby zjeść ogromne mnóstwo jabłek, a to po prostu my, ludzie, mamy tendencję do antropomorfizacji, nadawania zwierzętom ludzkich cech i zbytniego porównywania ich zachowania do tego, jak sami się zachowujemy. 

źródło

Agresywne zachowanie łosi naukowcy tłumaczą raczej tym, że chcą po prostu chronić jabłkowej spiżarni, jaką sobie znalazły. To w tym obronnym amoku potrafią wpaść na drzewa czy zaplątać się w huśtawki. Pijane łosie ich zdaniem są takim samym faktoidem jak naćpane misie koala.

Dziennikarze Dagens Nyheter przeprowadzili własne "śledztwo" i własne obliczenia, które opracowali po konsultacjach z ekspertami z branży - producentami cydrów. Oto tok ich rozumowania:


"Dorosły mężczyzna, ważący 80 kilo, najprawdopodobniej przekroczyłby granicę 0,2 promili,
gdyby wlał w siebie dwie duże puszki mocnego piwa o zawartości alkoholu 4,5 procent - albo 45 mililitrów alkoholu.

Całkiem spore jabłko wydziela około 0,8 decylitra soku, gdy pałaszuje je łoś. 
Licząc, [że mocno sfermentowane jabłko ma zawartośc alkoholu] 6 procent, jedno jabłko zawiera 4,8 mililitra alkoholu.

Dorosłemu człowiekowi, ważącemu 80 kilo, wystarczyłoby w takim razie dziewięć perfekcyjnie sfermentowanych jabłek 
(i kilka gryzów dziesiątego), żeby nie mógł prowadzić. 
W przypadku łosia o wadze 400 kilo odpowiada do około 47 jabłkom."
Niektórzy z naukowcy, który jednak wierzą w pijaństwo łosi zastanawiają się natomiast nad czymś innym. Na ile wprowadzanie się w stan odurzenia poprzez jedzenie sfermentowanych owoców to przypadek, wynikający z desperackiego poszukiwania pożywienia, a na ile bardziej świadomy wybór jesiennego menu?

Jak najłatwiej byłoby rozstrzygnąć spór w kwestii domniemanego upojenia alkoholowego szwedzkich królów lasu? Pewnie tak, jak sprawdza się trzeźwość kierowców - kazać łosiom dmuchnąć w alkomat lub zaprosić je na badanie krwi ;)


Źródła:



Follow on Bloglovin
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...