27 września 2013

"Saga o miłości stulecia" Märty Tikkanen



źródło
Saga o miłości stulecia fińskiej pisarki Märty Tikkanen bardzo różni się od tego, co może kojarzyć się sagami z dawnej literatury skandynawskiej. Jednocześnie coś ją z nimi łączy. Przede wszystkim - dwie wybitne jednostki, małżeństwo artystów. On, Henrik: znany prozaik i rysownik. Ona, Märta: pisarka, z rozgłosem zaangażowana w kształtujący się w Finlandii ruch feministyczny. Jest też heroizm - życie codzienne z uzależnionym od alkoholu mężem, codzienna walka, która niszczy miłość, rodzinę i samą poetkę.


W pierwszym momencie/ ogromne wzruszenie/ wręcz oszałamiające/ niewiarygodne

 

Sagę o miłości stulecia, około stu wierszy na ponad dwustu stronach, przeczytałam prawie jednym tchem. Z przerwami na chwile, kiedy tego tchu zaczynało brakować od nadmiaru emocji i westchnień, kiedy trzeba było wziąć głębszy oddech. Krótkie wersy pełne są rozmaitych, często skrajnych, emocji: miłości i nienawiści, czułości i obrzydzenia, fascynacji i frustracji. 

Zbiór wierszy podzielony jest na trzy części. Pierwsza z nich jest serią poruszających, odważnych i do bólu szczerych wyznań żony alkoholika. Märta tak naprawdę pisała te teksty tylko i wyłącznie dla siebie, bo jak sama to określała – był to jej jedyny sposób, by spróbować zrozumieć i przeżyć.

Märta i Henrik poznali się podczas wspólnej pracy nad reportażem, dwudziestokilkuletnia dziennikarka na zastępstwie i żonaty pisarz o ugruntowanej pozycji. Miłość i pasja dosięgły ich błyskawicznie, byli dla siebie jak dwa magnesy, nie mogli bez siebie żyć, potrzebowali siebie nawzajem.

jeśli jeszcze raz/ się spije/ to odchodzę

 

Mimo późniejszych potworności i upokorzeń, ona trwała ciągle u jego boku, zamieniając swoja złość i cierpienie w słowa i rytm. Kiedy wreszcie postanowiła odejść, okazało się, że Henrik choruje na białaczkę. Pozostała z nim do końca.

Saga o miłości stulecia to w pierwszej części zapis kilkunastu lat małżeństwa, mrocznych chwil i uczuć zmieniających się na kształt kolejki górskiej: nienawiść (siedzę tak i się zastanawiam/ kiedy/ moja nienawiść/ spali cię wreszcie/ na popiół) przeplata się z troską (a potem będę siedziała przy tobie/ i będę trzymała cię za rękę/ chociaż właśnie wtedy/ naprawdę/ nie mam ochoty/ ani trzymać cię za rękę/ ani w ogóle/ ciebie widzieć).  Jest to także wyznanie pełne wrażliwości, wyczulenia na każde najdrobniejsze spojrzenie, gest, dźwięk czy zapach (Atramentowa cierpkość czerwonego wina/ białego wina kwaskowate czkanie/ słodkie pomyje sherry/ lepkość wermutu). Chociaż większość wierszy przypomina prywatny list autorki do męża, z bardzo wyraźnym „Ty”, to wyczuć w nich można także pełne lęku głosy dzieci czy krytyczne uwagi otoczenia. W najbardziej dramatycznych momentach w oczach piszącej odbija się niejako oblicze wszystkich kobiet, które przeżywają to samo, co ona (zanim twoja ręka/ mnie dosięgnie/ mój mózg/ zdąży zarejestrować/ tysiące myśli// obraz wszystkich kobiet/ od niepamiętnych czasów/ które przeżyły tę samą sekundę/ sekundę zanim ręka uderzy).

W drugiej i trzeciej części zbioru Tikkanen pisze o tym, czym dla obojga była miłość, często także raczej o tym, czym ona nie była. Są tu wiersze o zakochaniu i zauroczeniu, o oczekiwaniach i rozczarowaniach. Kobieta w tych wierszach nie gra tu już przede wszystkim roli żony, jest partnerką ale i jednocześnie współzawodniczką. Wyczytać można tu problemy piszącej kobiety lat 70., uprzedzenia, narzucone z góry schematy i dążenie do równouprawnienia. Tikkanen wspomina sama poglądy Henrika, według którego jednym z najważniejszych zadań żony jest podziwianie męża. I choć sam zachęcał ją do pisania, to nieustannie wydawało mu się, że konkurują ze sobą na polu zawodowym i artystycznym, a jej potrzeba pisania często wydawała się kolidować z oczekiwaniami męża i potrzebami czwórki dzieci.

źródło
Po wydaniu Sagi miłości stulecia o swoim małżeństwie pisał także Henrik. Po latach w biografii ich dwojga pisarka sama będzie dziwić się, jak to możliwe, że potrafili komunikować się poprzez swoje publikacje, ale o pewnych sprawach nie umieli ze sobą porozmawiać. Wyjątkowy dialog ma miejsce także na stronach późniejszych wydań Sagi o miłości stulecia, gdzie tekstowi Märty towarzyszą rysunki Henrika, dokończone tuż przed jego śmiercią w 1984 roku.

Nadszedł czas/ siostry/ na złom oddać/ nasze poczucie winy 

 

Saga o miłości stulecia została przetłumaczona na dziewiętnaście języków, prezentowana w postaci sztuk teatralnych czy słuchowisk radiowych, wielokrotnie nagradzana. W Polsce Sagę… wydano po raz pierwszy prawie dwadzieścia lat po publikacji oryginału. Märta Tikkanen jest postacią rozpoznawalną w krajach Północy, gdzie jej dzieła, najlepiej czytane równolegle także z dziełami Henrika, określane są mianem skarbu w literaturze szwedzkojęzycznej. W Polsce wydaje się ciągle jeszcze być zupełnie nieznana. Nic nie stoi na przeszkodzie, by odkryć jej wiersze teraz, bo moim zdaniem wcale się nie zdezaktualizowały.



Źródła:
Märta Tikkanen Saga o miłości stulecia (Århundradets kärlekssaga),
tłum. Ewa Maria Gislén
Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 1996



Powyższy tekst powstał dla kwartalnika literacko-artystycznego sZAFa.

 


Follow on Bloglovin

23 września 2013

śpiewający Erik Hassle

Czy zdarza się Wam tak, że jakaś piosenka wpada Wam w ucho na cały dzień tak bardzo, że nucicie ją bez przerwy albo zapętlacie w odtwarzaczu w nieskończoność? Za mną przez ostatni tydzień chodził utwór Stay Erika Hassle, z bardzo ciekawym, choć bardzo prostym teledyskiem:



Dwudziestopięcioletni Erik sam komponuje swoje piosenki i pisze do nich teksty. Na swoim koncie ma trzy albumy studyjne, trzy EPki oraz dziesięć wypuszczonych singli, spośród których Hurtful uzyskał status złotej płyty w Szwecji i Danii, a także dostał się na brytyjską listę przebojów.



Ja akurat natknęłam się na jego kanał YouTube kilka lat temu zupełnie przypadkiem i to nie za sprawą jego własnych piosenek, ale coverów, jakie tam prezentował. Porwała mnie jego wersja Russian Roulette Rihanny (wpleciona w motyw z Bang Bang Nancy Sinatry). Moim zdaniem ma w sobie dużo więcej klimatu niż oryginał i za każdym razem przyprawia mnie o dreszcze:
 



Jeśli urzekł Was młody gwardzista z poprzedniego posta, pewnie równie przyjemnie będzie się Wam oglądać teledysk do Stay Away, zmontowany z materiałów z archiwum rodziny Hassle. Zobaczycie tutaj Erika jako małego sympatycznego rudzielca na tle szwedzkich czerwonych domków albo przebranego za wielkanocną czarownicę, czy bawiącego się gdzieś na szkierach:





I ciekawostka dla tych, którzy lubią posłuchać sobie Ellie Goulding - Erik i Ellie nagrali wspólnie cover piosenki Robyn Be Mine. Moim zdaniem słucha się bardzo przyjemnie:




W kolejnym "odcinku" o muzycznym temacie obiecuję zaprezentować kogoś, śpiewającego po szwedzku!


Czy piosenki Erika też tak wpadają Wan w ucho jak mnie? I czy Wam także przydarzył się utwór, który przyczepił się do Was przez cały zeszły deszczowy tydzień?


Źródła:

Follow on Bloglovin

15 września 2013

Pora na zmianę warty!

Uroczysta zmiana warty pod budynkami rezydencji królewskich w różnych krajach to bardzo popularna atrakcja dla turystów, która zazwyczaj przyciąga tłumy, a na ustawianie się na wyznaczonym dla widzów obszarze warto pojawić się dużo wcześniej. W Londynie chyba każdy chciałby zobaczyć defilujących strażników królowej w czerwonych mundurach i z wielkimi futrzastymi czapami. W Sztokholmie polecam zobaczyć zmianę warty pod Zamkiem Królewskim (Kungliga slottet). Co więcej - polecam wybrać się pod zamek nawet kilka razy, dlatego że w różne dni wartę sprawują różne jednostki: królewscy gwardziści, lotnicy wojskowi, piechota morska, wojska konne... Dzięki temu można przyjrzeć się na przykład różnym mundurom. A jak wiadomo, za mundurem panny sznurem.










Uroczysta zmiana warty jest szczególnie atrakcyjna "w sezonie". Od 23 kwietnia do 31 sierpnia rozpoczyna się od przemarszu ulicami Sztokholmu aż pod Zamek Królewski, często razem z akompaniującymi wojskowymi muzykami. Ceremonia rozpoczyna się na dziedzińcu zamku codziennie o 12.15 (w niedziele o 13.15) i trwa około czterdziestu minut. Co roku przyciąga ponad 800 000 widzów! Jeśli będziecie chcieli znaleźć się wśród tych ośmiuset tysięcy, warto zajrzeć tutaj i zorientować się wcześniej, jaki oddział danego dnia sprawuje wartę, skąd rozpocznie się wymarsz, a także czy zmianie warty będzie towarzyszyła muzyka i kto będzie odpowiedzialny za oprawę muzyczną.

Dla mnie właśnie te muzyczne akcenty były najciekawszym elementem całej ceremonii. Wiem, że to dziwne, ale na dźwięk orkiestry dętej od razu się wzruszam, więc występy na dziedzińcu sztokholmskiego zamku dostarczały mi nie lada emocji. Co ciekawe, oprócz tradycyjnych wojskowych utworów marszowych zawsze był przygotowany jakiś współczesny akcent rozrywkowy. Za pierwszym razem, kiedy nie spodziewałam się takiej niespodzianki, rozbroiło mnie wykonanie Dancing Queen ABBY, kolejnym razem - jeśli dobrze pamiętam - trafiliśmy na Volare. Kiedy Loreen przyniosła Szwecji zwycięstwo w Eurowizji, odegrano pięknie jej utwór Euphoria:
 


Niesamowite wrażenie zrobiło też na mnie wykonywanie utworów podczas jazdy konnej (na poniższym filmie od około 18. minuty):




Podoba mi się też znaleziony w internecie układ do utworu z czołówki serialu Gra o tron (od około 6. minuty):

Obejrzyjcie też koniecznie uroczy filmik ze sztokholmskim gwardzistą i pewnym małym chłopcem:




Powiem Wam też, że widziałam także zmianę warty pod oficjalną rezydencją duńskiej rodziny królewskiej, kopenhaskim pałacem Amalienborg. Mimo futrzastych czap, ceremonia nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak te ze Sztokholmu.






Źródła:
wszystkie zdjęcia z własnego archiwum


Follow on Bloglovin

08 września 2013

"Tak!" na wdechu

źródło
W Polsce często mówi się, że wszyscy Szwedzi są zamknięci w sobie, małomówni, cisi, czasem wręcz milczący. W Szwecji panuje zaś stereotyp, że to mieszkańcy północnej części kraju, Norrlandii, są wyjątkowo oszczędni w słowach. Często tłumaczy się to tym, że na północy gęstość zaludnienia jest zdecydowanie mniejsza, a duże odległości między gospodarstwami domowymi i surowsze warunki pogodowe nie sprzyjają specjalnie socjalizowaniu się i rozwijaniu umiejętności komunikacji.

Tę małomówność i oszczędność w słowach widać też w dialektach z Norrlandii. Wyróżnia je na przykład tendencja do budowania dłuższych  wyrazów zamiast używania wyrażeń złożonych z kilku słów. Mieszkańcy północy mówiąc "tak" zamiast "standardowego" ja używają jo, co więcej - często wypowiadają to słowo na wdechu (brzmi to trochę jak "szuuu"). Oszczędnie, prawda?

"Tak" na wdechu mówią też w sumie mieszkańcy innych części Szwecji, ale ponieważ wdychają ja, a nie jo, brzmi to bardziej jakby ktoś po prostu bardzo szybko i głośno wciągał powietrze. Moim zdaniem podobny dźwięk wydajemy na przykład, kiedy się czegoś wystraszymy. Na takie dźwięki reagują od razu obcokrajowcy (kiedy ja usłyszałam to po raz pierwszy, to pomyślałam właśnie, że mój rozmówca czegoś się przestraszył albo o czymś ważnym sobie przypomniał. Wiem, że innym kojarzy się to na przykład z problemami z oddychaniem czy początkami ataków astmy). Sami Szwedzi zwracają natomiast uwagę na północne "szuuu" i nazywają je nawet "norrlandzkim odkurzaczem". Zjawisko jest w zasadzie dość słabo opisane przez językoznawców. Nie ma o nim wzmianki w wielotomowej gramatyce języka szwedzkiego Szwedzkiej Akademii. Kiedy próbowałam znaleźć artykuły na ten temat w internecie, Google najczęściej proponowało mi teksty o tym, że koty potrafią mruczeć na wdechu i wydechu. Dotarłam jednak do informacji, że nie każde "tak" można zastąpić tym "wdychanym". Używane jest ono najczęściej w sytuacjach, kiedy chcemy potwierdzić rozmówcy, że go słuchamy, że się z nim zgadzamy i że może kontynuować wypowiedź. W innych sytuacjach jest to także dużo słabsze, mniej zaangażowane "tak" - dlatego na pewno nie pasuje jako odpowiedź na pytanie "Kochasz mnie?" ani tym bardziej "Czy bierzesz sobie za żonę...".

Stereotyp niezbyt rozmownego mieszkańca Norrlandii oraz "norrlandzki odkurzacz" wykorzystano świetnie w reklamach piwa Norrlands Guld. 



Pierwsza scenka przedstawia, jak wygląda spotkanie klasowe w Norrlandii po piętnastu latach. Jak widzicie (i słyszycie) wiele słów nie pada (poza "odkurzaczem"), ale i tak główny bohater podsumowuje: Det blev en toppen kväll! - To był świetny wieczór!

Druga reklama podoba mi się jeszcze bardziej:



Według pomysłodawców klipu norrlandzkie "szuuu" może wyrażać naprawdę bardzo dużo! Można nim zamówić piwo, pogadać o tym, co w pracy, zapytać o wolne miejsce i zaprosić kogoś, żeby się dosiadł... Wisienką na torcie jest to, co mówi ostatni bohater: "A więc siedzicie tu sobie i gawędzicie!"



Źródła:

Follow on Bloglovin

04 września 2013

Półtoraroczny Patryk

Poznajcie sympatyczne małżeństwo: mieszkają w uroczej okolicy, bardzo się kochają, lecz do szczęścia brakuje im tylko dziecka. Tacy są właśnie Göran (Gustaf Skarsgård) i Sven (Torkel Petersson), główni bohaterowie filmu Półtoraroczny Patryk (Patrik 1,5) w reżyserii Elli Lemhagen.

źródło
Ich życie niedługo ma się zmienić: wreszcie dostają zgodę na adopcję. Wprost nie posiadają się z radości, kiedy dowiadują się, że wkrótce ich rodzina powiększy się o półtorarocznego Patryka. Radość trwa do czasu, kiedy przed ich drzwiami pojawia się Patryk. Problem polega na tym, że wiek chłopca to nie 1,5 roku lecz 15 lat - przecinek pojawił się w dokumentach tylko przez pomyłkę. 

źródło
Co gorsza - Patryk to niezłe ziółko z kryminalną przeszłością i homofobicznym nastawieniem. Nie tylko nie pasuje do niedawno urządzonego pokoiku dziecięcego, ale strach go nawet zostawić samego w kuchni z nożami. Sven i Göran będą musieli zmierzyć się nie tylko z Patrykiem, ale też sami ze sobą i swoimi oczekiwaniami.

źródło
Półtoraroczny Patryk to mój kolejny przykład na to, że Szwedzi robią nie tylko mroczne kryminały albo dramaty, które sprawiają, że po seansie trudno podnieść się z fotela. Kręcą też sympatyczne komedie, nie bojąc się poruszać przy tym poważnych tematów, takich jak uprzedzenia i tolerancja. Komedie romantycznie być może nie wymagają aż takiego zaangażowania widza, ale za to mają w sobie dużo ciepła i nie da się nie uśmiechnąć do ekranu. Ja uśmiecham się nawet, kiedy oglądam zwiastun:
 


Mnie do filmu przyciągnął dość zaskakujący zarys fabuły oraz nazwiska kapitalnych aktorów. Gustaf Skarsgård (tak, z TYCH Skarsgårdów!) był mi znany już z filmu Zło, gdzie wystąpił jako podły Otto Silverhielm. Zagrał drania tak dobrze, że patrząc na Silverhielma aż się we mnie gotowało ze złości. Ostatnio widziałam go też jako szalonego Flokiego w serialu Vikings. No i do tego ten dobroduszny Göran - mam wrażenie, że Gustaf Skarsgård potrafi zagrać wszystkich i wszystko! 


źródło







Torkel Petterson dla mnie już zawsze będzie jednym z najpiękniejszych i najbardziej męskich głosów Szwecji (tego wywiadu właśnie o filmie Półtoraroczny Patryk mogłabym słuchać bez końca), a z drugiej strony, będzie też głupkowatym policjantem Bennym z Kopps:
 


Jeśli obejrzycie Półtorarocznego Patryka, dajcie mi znać, jak się Wam podobało!


Źródła:

01 września 2013

słowo na niedzielę: RÓWNOUPRAWNIENIE

Dziś będzie o Szwecji trochę inaczej. Z trochę większym dystansem. I trochę z przymrużeniem oka. My, Polacy, lubimy sobie ponarzekać (tu właściwie można byłoby postawić już kropkę) na to, ile u nas absurdalnych przepisów i pomysłów polityków. Czasem jesteśmy prawie przekonani, że to nasz kraj ma chyba jakiś monopol na absurdy. No ale czy tak jest naprawdę? Poniżej kolekcja absurdalnych pomysłów z drugiej strony Bałtyku.

źródło
Jednym z najważniejszych pojęć, które kojarzy się Szwedom z ich szwedzkością i które są dla nich powodem do dumy jest równouprawnienie (jämlikhet), w szczególności równouprawienie płci (jämställdhet). Hasło to jest szczególnie ważne w debacie społecznej od lat siedemdziesiątych. Ideologia równouprawnienia oraz równie nośny dziś temat gender zaszły dziś w Szwecji naprawdę bardzo daleko. Pewnie wielu z Was słyszało już o sztokholmskich przedszkolu Egalia, gdzie dzieci wychowywane są w duchu neutralności płciowej, nie są określanie ani chłopcem, ani dziewczynką, mają między innymi specjalnie dostosowane zabawki i książeczki. Wszystko dlatego, że wyraźne podkreślanie płci sprzyja przypisywaniu ról i nijak się ma do równego traktowania. Egalia spędzała też sen z oczu językoznawcom, lansując słowo hen, które miało być alternatywą dla han (on) i hon (ona). Temat ten szybko podchwyciły media - wiecie, że można ściągnąć wtyczkę do swojej przeglądarki (nazywa się Henerator), która automatycznie zamienia wszystkie han i hon na hen na przeglądanych stronach  i "surfować po internecie neutralnie płciowo"?

Problem z językiem i równouprawnieniem to nie tylko domena Egalii, ale też na przykład szwedzkiej straży pożarnej. Kiedy pewnego majowego popołudnia słuchałam sobie szwedzkiego radia, każde wydanie wiadomości powtarzało ciągle następującą informację: pojawił się pomysł "płciowego zneutralizowania" słowa "strażak" (po szwedzku: brandman). Gdyby innowacyjny pomysł się przyjął, szwedzkie dzieci nie marzyłyby już o tym, by zostać strażakiem, ale żeby w przyszłości być "administratorami do spraw obrony cywilnej i ratownictwa" (handläggare inom samhällsskydd och beredskap). Rąk do pracy w straży potrzeba dużo, nowa nazwa być może zwiększyłaby liczbę zainteresowanych pracą kobiet. Podobało mi się pytanie, jakie pojawiło się wśród komentarzy od słuchaczy: czy komuś, komu pali się dom, naprawdę będzie to robiło różnicę?



Na stronie tygodnika "Wprost" wyczytałam, że: "W Szwecji nie będzie kobiet w ciąży. Będą osoby". Jest to propozycja rządowa, która wiąże się z projektem ustawy, znoszącym obowiązkową sterylizację po operacji zmiany płci. Będzie z tego wynikać, że mężczyzna, który kiedyś był kobietą, w dalszym ciągu będzie mógł rodzić dzieci. Wówczas sformułowanie "kobieta w ciąży" może dyskryminować i na pewno nie będzie poprawne politycznie, w duchu równouprawnienia.

Słyszeliście kiedyś o Dniu Świętej Łucji? W dużym skrócie - jednym z najbardziej charakterystycznych elementów świętowania jest pochód dzieci w białych szatach, z "Łucją" na czele - długowłosą blondynką, z wiankiem z płonącymi świecami na głowie. Swoją "Łucję" wybierają miasta, gminy, a także szkoły. Kilka lat temu blondwłosy jedenastolatek z Lund zapragnął zagrać Łucję i spotkał się z odmową dyrektora szkoły. Sprawa od razu trafiła do gazet i na blogi, wzbudzając spore emocje czytelników. No bo tradycja tradycją, ale gdzie tu równouprawnienie?

źródło
No i jeszcze dwa moje ulubione niusy. Można się uśmiechnąć pod nosem albo złapać za głowę. "Szwedzcy posłowie chcą zdelegalizować oddawanie moczu na stojąco" - głosi nagłówek artykułu na Onecie. Pomysłodawcy takiego projektu przepisu oprócz kwestiami równościowymi tłumaczą się także względami medycznymi. Jeszcze dziwniejsza wydaje się propozycja wprowadzenia... podatku dla mężczyzn, który ma być odpowiedzią na różnicą w zarobkach kobiet i mężczyzn. Panowie, co Wy na to?

Wybrane przykłady to oczywiście same najbardziej przejaskrawione sytuacje i uważam, że w Polsce moglibyśmy dużo się nauczyć od Szwedów. Cieszyłam się, oglądając jakiś czas temu ambasadora Staffana Herrströma w jakimś programie śniadaniowym, kiedy opowiadał o szwedzkim urlopie "tacierzyńskim" i wielu innych sprawdzonych rozwiązaniach. Spodobał mi się też tekst Krystyny Romanowskiej o Komma lika, "grze w równouprawnienie" w którą każdy może zagrać w swoim domu.

A jako podsumowanie obrazek ze Szwecji, który moim zdaniem pasuje też do polskiej rzeczywistości:

źródło
 w wolnym tłumaczeniu:
- Ale czy to nie jest tak, że gender i równouprawnienie, to kwestie, które dotyczą wszystkich, także ciebie i mnie?
- Dopiero co przyzwyczaiłem się do sortowania śmieci. Mogę sobie też chyba trochę pożyć?

Źródła:

Follow on Bloglovin