Jak uczyć się języka szwedzkiego? Gdyby dało się znaleźć na to jedną, uniwersalną odpowiedź dla wszystkich, już dawno pewnie osiągnęlibyście poziom C2, co według Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego oznaczałoby, że moglibyście "z łatwością rozumieć praktycznie wszystko, co słyszycie lub czytacie" oraz "potrafilibyście wyrażać swoje myśli bardzo płynnie, spontanicznie i precyzyjnie, subtelnie różnicując odcienie znaczeniowe nawet w bardziej złożonych wypowiedziach". Dlatego też, trochę przewrotnie, postanowiłam raczej zebrać kilka moim zdaniem najważniejszych porad, jak NIE uczyć się języka szwedzkiego (czy też innego języka). To lista bardzo subiektywna, oparta o moje doświadczenia z uczeniem się języków i nauczania języka szwedzkiego. Pisząc o "uczeniu się języka szwedzkiego" w tym poście chodzi mi o taką naukę, która ma umożliwić czynne używanie języka, porozumiewanie się w języku z innymi ludźmi (a więc porady nie będą dotyczyć pasjonatów języków, którzy za kolejne języki obce zabierają się dla samego pogłębienia swojej lingwistycznej wiedzy). Porady te kieruję do osób rozpoczynających swoją naukę albo chcących rozpocząć naukę - ci, którzy swój język raczej rozwijają, a nie uczą się go od początku, są bardziej samodzielni i wiele z tych rzeczy już wiedzą lub potrafią sami zweryfikować skuteczność i przydatność opisywanych poniżej materiałów do nauki lub sposobów uczenia się.
Domyślam się, że niektórzy z Was już w pierwszym punkcie nie będą chcieli się ze mną zgodzić. Ale już wyjaśniam dokładniej, co mam na myśli.
Zdaję sobie sprawę, że zaledwie dekadę temu, kiedy sama zaczynałam uczyć się szwedzkiego, rzeczywistość była trochę inna: nie korzystało się z aplikacji mobilnych takich jak Memrise czy Duolingo, nie było też influencerów, opowiadających o języku czy życiu w innym kraju. Wybór dostępnych po polsku materiałów do samodzielnej nauki też nie powalał - zaczynałam od Trolla, dwutomowego słownika i samouczka z Wiedzy Powszechnej.
Choć teraz materiałów do nauki na własną rękę jest naprawdę sporo, wiele z nich nie stanowi jednak kompletnych kursów. W mediach społecznościowych często autorzy profili skupiają się na pojedynczych słówkach czy zwrotach, ale tego, co najbardziej brakuje, to trening wymowy i materiały do słuchania (o tym jeszcze będę pisać w kolejnym punkcie). Brakuje jednak przede wszystkim i osoby, która weryfikowałaby produkowane przez Was wypowiedzi ustne i pisemne, i możliwości komunikacji z drugim człowiekiem, która jest szalenie ważna, skoro uczymy się właśnie po to, żeby się komunikować. Dla porównania: gdybyście mieli się nauczyć dobrze gotować, pewnie nie wystarczyłoby oglądanie pokazowych filmików i czytanie przepisów, ale musielibyście też sami wziąć się za mieszanie, stanie przy kuchni i smakowanie potraw. Z językiem jest podobnie. Żeby nauczyć się mówić, trzeba... mówić.
Nie zrozumcie mnie źle. Sama przecież niejednokrotnie polecałam Wam i książki, i miejsca w internecie, gdzie możecie szkolić swój szwedzki (na przykład TUTAJ i TUTAJ, i jeszcze kilka wpisów z poleceniami na pewno się pojawi). Moim zdaniem to kapitalne materiały: uzupełniające i rozwijające. Ucząc się języka bez nauczyciela po pierwsze łatwo można wyrobić sobie złe nawyki - szczególnie dotyczące wymowy - których potem niestety trudno jest się pozbyć. Nauczyciel natomiast może od razu zareagować na Wasze potknięcia i od razu sprowadzać Was na właściwą drogę. Po drugie, łatwo można też zagubić się w tej różnorodności materiałów, łatwo pozwolić sobie na skok na głęboką wodę, który raczej może zaszkodzić, bo szybko się zniechęcimy. Osoba, która będzie prowadzić Wasz kurs, powinna sprawować kontrolę także nad Waszym tokiem uczenia się. Po trzecie, wielu osobom uczenie się z kimś daje większego motywacyjnego kopa. Wszystkie te trzy punkty mogłabym zresztą skomentować: been there, done that rodem z internetowych gifów - i z perspektywy ucznia, i nauczyciela.
⛔ ze Szwedem, który z nauczaniem języka nie ma wiele wspólnego
Chcielibyśmy, żeby nasze samochody czy rury w mieszkaniu naprawiali fachowcy, umowy pisali prawnicy, ale z różnych powodów nie zawsze decydujemy się na to, by to specjaliści uczyli nas języków.
Często powtarza się, jak wartościowe jest to, żeby języka uczył nas native speaker, rodzimy użytkownik języka. Jasne! Ale byt takiego native speakera warto też odmitologizować. Opowiada o tym między innymi Jagoda Ratajczak w jednym ze swoich filmów na YouTube. Mówi na przykład, że "bycie native speakerem jakiegokolwiek języka nie jest żadnym osiągnięciem, jest czystym przypadkiem i wcale nie sprawia, że jesteśmy szczególnie kompetentni, jeśli chodzi o poprawność językową czy w ogóle o to, jak danym językiem się posługiwać" i zwraca uwagę na to, że teoretycznie za native speakera - w przypadku polszczyzny - w równej mierze należy przecież uważać i profesora Jana Miodka, i Sebixa z osiedla. Ale pewnie tylko jednego z nich chcielibyśmy mieć za nauczyciela polskiego.
Native speaker, któremu ufamy, to świetny partner do konwersacji, który pomoże nam zanurzyć się w języku. To osoba, która może przeczytać napisany przez nas tekst i ocenić, czy jest idiomatyczny. Która może podsunąć nam sporo ciekawych zwrotów z żywego, niepodręcznikowego języka. To naprawdę niesamowicie cenne! Być może jednak sami macie takie doświadczenie, że nie zawsze jednak będzie umieć wyjaśnić pewne zagadnienia gramatyczne inaczej niż odpowiedzią "bo tak" (tu też mogę skomentować: been there, heard that). Zresztą, czy Wy potrafilibyście tak z biegu wyjaśnić, dlaczego forma jem pomidor zamiast jem pomidora jest poprawna i dawniej była wzorcowa, a teraz jest słyszana zdecydowanie rzadziej? Albo o co chodzi z tym, że są dwa psy, ale sześć... psów? Czy też jasno wyłożyć inne zawiłości polszczyzny? Takie rzeczy potrafi pewnie native speaker przygotowany do nauczania swojego języka ojczystego jako obcego. I tu wracamy też do poprzedniego punktu: na początkowym etapie nauki ważne jest, by nauka była usystematyzowana - w tym także może pomóc nauczyciel.
⛔ bez gramatyki
Ile razy już na kursach językowych słyszałam pytania, czy możemy się uczyć tak, żeby "nie było gramatyki"!
Kilka lat temu na wykładzie Sary Lövestam na Targach Książki w Göteborgu (TUTAJ możecie posłuchać jej szwedzkiego wywiadu telewizyjnego o tym, jak pokochać gramatykę) usłyszałam świetną metaforę, która brzmiała mniej więcej tak: nasze wypowiedzi są jak haft krzyżykowy - widzimy tę przednią warstwę, obrazek, który przedstawia coś konkretnego. Ale ten haft ma też swoją lewą stronę, tam czasem kryje się niezła plątanina - to właśnie jest gramatyka: połączenia między różnymi częściami haftu, których nie widać na powierzchni. Wyszywając wzór na przodzie, nie unikniemy tych połączeń, tej lewej strony. Nie da się więc nauczyć języka "bez gramatyki".
Zawsze można uczyć się mnóstwa zdań czy form w całości, ale zajmowałoby to absurdalnie mnóstwo czasu i mnóstwo naszej pamięci - lepiej poznać zasady, które umożliwią nam zbudowanie nieskończonej ilości zdań, prawda?
We wpisie o TYCH MOMENTACH w nauce szwedzkiego pokazywałam Wam jedno z moich zdjęć profilowych sprzed lat. Ze słownikiem. Było też takie z ćwiczeniami do gramatyki. Bo gramatyka jest ważna. |
⛔ bez słuchania
O tym wspominałam już we wpisie z pięcioma poradami, o czym warto pamiętać zaczynając naukę szwedzkiego. Osłuchiwanie się od samego początku wpłynie nie tylko na słuchanie ze zrozumieniem, ale może też przydać się w trenowaniu mówienia - wybierając materiały do samodzielnego rozwijania Waszej nauki nie zapominajcie upewnić się, czy są do nich dostępne nagrania do odsłuchania! A jeśli chcecie sprawdzić, jak się wymawia słowa, na które natkniecie się poza materiałami, zajrzyjcie na Forvo.
⛔ bez kontekstu
Listy słówek i fiszki są super, ale nie zapominajcie, że słownictwa najlepiej jest uczyć się w kontekście. Nie tylko dlatego, że kontekst pozwoli nam je łatwiej zapamiętać, ale dzięki temu od razu możemy nauczyć się, np. z jakimi przyimkami łączą się dane słowa i odróżnić galen i henne od galen på henne: galen - szalony, zwariowany, galen i henne - (szaleńczo) zakochany w niej, galen på henne - wściekły na nią. Albo możemy odróżnić, czy danego zwrotu można użyć w sytuacji formalnej lub nie. Mój anglista w liceum miał w zwyczaju mawiać "kontekst: twój przyjaciel" i warto starać się tę przyjaźń pielęgnować.
⛔ z piosenek
Piosenki są świetnym źródłem, na przykład do uczenia się słówek czy zwrotów, ale najbardziej skorzystacie z nich, kiedy szwedzki będziecie już znać trochę, to znaczy na tyle, by samodzielnie to źródło zweryfikować. Ucząc się języka dzięki piosenkom warto zachować ostrożność, jeśli chodzi o wymowę, bo ta w piosenkach może się różnić od tej standardowej, ze względu na np. zachowanie rytmu. Tu od razu jako przykład nasuwa mi się piosenka Sylwii Grzeszczak Małe rzeczy, która kilka lat temu doprowadzała mnie do szału sylabizowaniem: "Cie-szmy się z małych rze-czy-bo wzór na-szczę-ście-wnich zapisa-nyjest" 😉 Czasem to odbieganie od normalnej wymowy może dotyczyć akcentu. Wikipedia jako przykład transakcentacji w piosenkach podaje Dosko Stachurskyego: "U-wa-żaj" (zamiast "uważaj") i Świat się pomylił Patrycji Markowskiej: "twoja muzyka we mnie gra" (zamiast muzyka). Ja mam dla Was za to szwedzki przykład z Äppelknyckarjazz zespołu Movits! (pisałam o nich na blogu w TYM WPISIE). W refrenie pada tam takie zdanie: Nej, jag kan inte tveka nu, för om morsan kommer på mig blir det utegångsförbud. Ostatnie słowo, które możemy sobie przetłumaczyć jako szlaban, zakaz wychodzenia z domu, ze względu na rytm utworu zostało zaakcentowane jako utegångsförbud. Kto ma za sobą lekcje szwedzkiej fonetyki wie, że akcent w szwedzkich złożeniach (sammansättnigsaccent) polega na tym, że główny akcent pada na akcentowaną sylabę w pierwszym członie złożenia, a akcent poboczny na sylabę akcentowaną w ostatnim członie złożenia. A więc standardowo to słowo wymówilibyśmy jako utegångsförbud.
⛔ z Google Translatora
Choć Tłumacz Google radzi sobie coraz lepiej, wciąż jeszcze nie jest idealnym narzędziem i do korzystania z niego trzeba podchodzić krytycznie, co może być trudne dla osób, które dopiero zaczynają naukę szwedzkiego i z tego powodu trudno jest zweryfikować, czy to, co "wypluł" nam tłumacz jest w stu procentach poprawne. Często Google Tłumacz pomaga nam odkryć ogólny sens teksu, ale może wprowadzać w błąd na poziomie pojedynczych wyrazów czy ich form. Uważajcie też na to, że w tłumaczeniu między polskim a szwedzkim GT wciąż posiłkuje się językiem angielskim jako pośrednikiem.
Chciałabym pokazać Wam, co stałoby się z początkiem tego wpisu, gdybyśmy poprosili Tłumacza Google o przełożenie go na szwedzki:
Mamy tu nagle coś perwersyjnego (pervers), a na płaszczyźnie gramatycznej nieodmieniony został zaimek zwrotny w wyrażeniu hur jag inte ska lära MIG (a tak właściwie to nie chodziło o porady, jak ja nie będę się uczyć szwedzkiego, tylko jak Wy macie tego nie robić).
Sprawdźmy w drugą stronę. Tu wrzuciłam fragment z opisu pod filmem z YT z rozmową z Sarą Lövestam (poprawiłam w nim tylko nazwisko autorki). W opisie filmu jest mowa o grammatikporr, gramatycznej pornografii, ale raczej w kontekście pasji, tak jak w instagramowych hashtagach #bookporn, #foodporn itd. Tego GT nie rozpoznał, zobaczył za to "czyste pory gramatyczne", które kojarzyć się mogą raczej z książką o dbaniu o cerę niż o gramatyce 😅
Nie wzbraniam się całkowicie przed korzystaniem z Translatora, wręcz przeciwnie, czasem podczas tłumaczenia tekstów posługuję się tym narzędziem, kiedy rozumiem znaczenie jakiegoś słowa, ale akurat w danym momencie nie mogę sobie przypomnieć, jak brzmi ono po polsku (albo czy w ogóle mamy taki odpowiednik jeden do jednego w polszczyźnie). Tak było na przykład, kiedy w tekście oryginału trafiłam na krypbarn, czyli raczkujące dzieci. Zastanawiałam się, czy też mamy na to jedno słowo, po czym Translator zaproponował mi to:
Zgadzacie się z tą listą? Uzupełnilibyście je o swoje porady, czego NIE robić? A może któreś z opisanych przeze mnie rozwiązań u Was akurat się jednak sprawdziły?