31 lipca 2020

"Nie tak miało być" - o filmie

Nie tak miało być to dramat, który potrafi widzom nieźle namieszać w głowie. Choć większa część akcji filmu rozgrywa się na Teneryfie, a szwedzki tytuł Charter przywodzi na myśl wakacje, film przyniesie raczej powiew skandynawskiego kinowego chłodu i niepokoju.

Alice jest rozwiedziona, ma ograniczone prawa do widywania się z nastoletnią córką Eliną i młodszym synem Vincentem, czeka na ostateczną decyzję sądu dotyczącą opieki nad dziećmi. Po telefonie od zapłakanego syna Alice postanawia wyjechać ze Sztokholmu do Vuollerim na północy Szwecji, gdzie ostatecznie decyduje się na rozpaczliwy krok - bez zgody byłego męża, Mattiasa, zabiera dzieci na wakacje na Teneryfę.

"Rodzinny" pobyt na słonecznych, rajskich Wyspach Kanaryjskich, z dala on nieprzyjaznej śnieżnej Północy wraz z jej nieprzyjaznymi mieszkańcami, niewiele będzie miał wspólnego z wakacyjną sielanką. Między koktajlami i banana split, wspólnym śpiewaniem I'd do anything for love (!) w barze karaoke i radosnymi melodiami wygrywanymi przez zespół mariachi do kolacji padają najtrudniejsze możliwe pytania, wzajemne oskarżenia i szantaże. Czas spędzony z dziećmi będzie dla Alice oznaczał nie tylko (nie tyle?) pływanie w basenie i wycieczki poza hotel, ale chronienie ich przed sobą i przed światem, aż wreszcie czuwanie, czy nie znajdzie ich policja, po tym jak Mattias zgłosił porwanie. Wakacje na Teneryfie to dla Alice przede wszystkim czas na odzyskanie zaufania Eliny i Vincenta, odbudowanie dawnych relacji, co przy miotaniu się między słodkimi deserami i gorzkimi pretensjami kończy się w zasadzie jednym krokiem w przód i dwoma krokami w tył.

źródło
źródło

Złapałam się na tym, że choć spora część filmu rozgrywa się na otwartej przestrzeni, to w obliczu rodzinnego dramatu bohaterów i szwedzkie rozległe, zimowe krajobrazy, i hiszpańskie jasne, słoneczne pejzaże z widokiem na wodę sprawiają mimo wszystko wrażenie klaustrofobicznych.

Zwróciłam też uwagę na ciekawie dobraną obsadę - Norweżka Ane Dahl Torp doskonale poradziła sobie ze szwedzkim wcieleniem i z trudną rolą niejednoznacznej bohaterki budzącej ambiwalentne uczucia. Naturalnie wypadła też debiutująca "młodzież": Tintin Poggats Sarri (mam nadzieję, że zobaczymy ją jeszcze w jakimś filmie) i Troy Lundkvist. A do tego Sverrir Gudnason, którego do tej pory kojarzyłam z postaciami pełnymi ciepła, tu zaskakuje jako... no właśnie, czarno-biały charakter?

źródło
źródło
Scenarzystka i reżyserka Amanda Kernell (autorka bardzo dobrze przyjętej Krwi Saamów z 2016 roku) po mistrzowsku, z niezwykłą delikatnością i opanowaniem, utrzymuje widza w niepewności, co tak naprawdę wydarzyło się między Alice i Mattiasem, co doprowadziło do rozpadu ich małżeństwa i ograniczenia jej prawa do widywania się z dziećmi. Jak ocenić zachowanie matki (czego w ogóle oczekuje się od matki?) i co tak naprawdę znaczy "dobro dziecka"? Odpowiedzi na te pytania szukamy w skrawkach dialogów, podejrzeń i oskarżeń. Możecie spróbować znaleźć je sami - Nie tak miało być swoją polską kinową premierę będzie mieć już 7 sierpnia.


Szwecjoblog jest patronem medialnym filmu.



Nie tak miało być (Charter), Szwecja 2020
Scenariusz i reżyseria: 
Amanda Kernell
 W rolach głównych: Ane Dahl Torp, Sverrir Gudnason, Tintin Poggats Sarri, Troy Lundkvist
Dystrybucja: Mayfly

06 lipca 2020

Fredrik Backman "Miasto niedźwiedzia" - recenzja

Fredrik Backman to jeden z autorów, po którego książki mogę sięgać w ciemno i wiem, że nigdy się nie zawiodę. Ma świetne ucho i pióro do dialogów, ogromną wrażliwość połączoną z poczuciem humoru i talent do tworzenia bohaterów, których właściwie nie powinniśmy polubić, ale łapiemy się na tym, że oni łapią nas za serce. W książkach pozornie lekkich i zabawnych zręcznie przemyca poważniejsze tematy. Tak było na przykład w przypadku Mężczyzny imieniem Ove, Pozdrawiam i przepraszam czy Britt-Marie tu była.

Z Miastem niedźwiedzia jest trochę inaczej. Przyzwyczaiłam się do backmanowskiej lekkości, a ta książka rozwaliła mnie na łopatki. Jest tu wciąż ten sam charakterystyczny styl, ta sama potoczystość, tak samo łatwo można wyobrazić sobie bohaterów, ale temat jest dużo bardziej poważny i moim zdaniem także bardzo ważny.



Björnstad nie leży w pobliżu niczego i nawet na mapie wygląda nienaturalnie. "Jakby pijany olbrzym, sikając, próbował napisać na śniegu swoje imię" - powiedzieliby jedni. "Tak jakby przyroda i człowiek przeciągali linę, walcząc o przestrzeń do życia" - stwierdziłby pewnie ktoś myślący bardziej racjonalnie.

Björnstad, czyli tytułowe "miasto niedźwiedzia", to dziura. Jak to bywa w takich miejscach: ludzie znają tu się nawzajem, bywają w tych samych miejscach, jedni rozpaczliwie chcą się stąd wyrwać, inni zapuścili korzenie tak mocno, że nie wyobrażają sobie świata poza tą dziurą, nawet jeśli łatwo mieć tu kompleksy na punkcie pochodzenia. Jeśli już ma się jakieś oczekiwania, to łatwo o rozczarowania. Nie jest to miejsce przyjazne, choć można przeżywać tu przyjaźnie, jak nastolatki Maya i Ana oraz Benji i Kevin.  Ale jest jeden temat, jedna rzecz, którą żyją tu wszyscy, która wpływa na życie tych, którzy nawet nie są w nią bezpośrednio zaangażowani: hokej.

To tylko gra. Rozstrzyga tylko małe, nic nieznaczące, prawie niewidzialne rzeczy. Jak to, kto doczeka się uznania. Kogo usłyszą. To coś prawie niewidocznego, łatwo to wyśmiać i nazwać "nieporozumieniem" i "przesadą". Niektórych czyni gwiazdami, innych widzami. Rozdziela władzę i wyznacza granice [...]. To tylko gra. Ale może odmienić czyjeś życie.

Miasto niedźwiedzia to tylko pozornie książka o sporcie. Hokej jest tu jednym z bohaterów, który po prostu mocno spaja ze sobą losy innych (właściwie wszystkich) postaci. To hokej odpowiada tu za poczucie wspólnoty lub wykluczenia. Okaże się to szczególnie istotne, kiedy pewnego dnia w miasteczku wydarzy się coś złego, przekroczone zostaną granice, jeden z członków drużyny oskarżony zostanie o popełnienie strasznego czynu. Doprowadzi do podziałów: w lokalnej społeczności, drużynie hokejowej, pod znakiem zapytania staną przyjaźnie. 

Miasto niedźwiedzia może wydawać się powieścią o dorastaniu, o nastolatkach i dla nastolatek, ale powinni po nią sięgnąć także dorośli. Tak jak w poprzednich książkach bohaterowie Backmana trochę wkurzali, a potem wzruszali, tak tutaj sprawiają, że czytelnikowi mocniej buzuje krew, nie raz miałam ochotę krzyczeć ze złości i bezsilności razem z bohaterami.

Tytuły poprzednich książek Backmana odnoszą się do poszczególnych bohaterów (Ove, Britt-Marie, babcia - Pozdrawiam i przepraszam w oryginale to Min mormor hälsar och säger förlåt, czyli dosłownie: moja babcia pozdrawia i przepraszam). Tym razem, tak jak czytamy na okładce: "w tym niewielkim leśnym miasteczku Backmanowi udało się zamknąć cały świat": kobiety, które muszą decydować, czy ważniejsza jest dla nich kariera czy życie rodzinne. Mężczyzn, którzy nie zawsze wystarczająco w siebie wierzą. Dziewczyny, które zakochują się w chłopakach. Chłopaków, którzy zakochują się chłopakach. Chłopaków, którzy są gotowi krzywdzić innych. Rodziny, którym wydawałoby się, że niczego nie brakuje i takie, które borykają się z brakiem: czasem to brak pieniędzy, czasem brak innych członków rodziny. Są tu lokalne układy i układziki.

Przeczytajcie koniecznie! Miasto niedźwiedzia odniosło ogromny międzynarodowy sukces (m.in. znalazło się na liście bestsellerów "New York Timesa", zdobyło amerykańską nagrodę Goodreads Choice, szwedzką nagrodę dla książki roku i znalazło się w rankingu 20 najczęściej kupowanych książek na Amazonie), a ja mam wrażenie, że na polskim rynku przeszło niemal bez echa. Potem wyczekujcie serialu na HBO - premiera jesienią. A po tym, jak obejrzycie wszystkie odcinki, być może będzie już dostępny polski przekład kontynuacji Miasta niedźwiedzia (oryginalny tytuł: Vi mot er, czyli "my przeciwko wam").





Fredrik Backman Miasto niedźwiedzia (Björnstad)
przeł. Anna Kicka
Wydawnictwo Sonia Draga
2020

04 lipca 2020

20. Festiwal Filmów Skandynawskich w Darłowie

Jak spędzałam ubiegłoroczne wakacje w lipcu? Nad Bałtykiem. Najpierw morze, piasek, ryba na obiad i gofry na deser, czytanie książek na plaży, a wieczorami oglądanie skandynawskich filmów. Taki wspaniały układ jest możliwy dzięki temu, że od wielu już lat w Darłowie organizowany jest letni Festiwal Filmów Skandynawskich






Tegoroczna edycja, która odbędzie się w dniach 16-19 lipca 2020 r., będzie wyjątkowa - przede wszystkim dlatego, że to odsłona jubileuszowa, dwudziesta, ale i dlatego, że odbywać się będzie w czasach pandemii i reżimie sanitarnym.

Tegoroczna myśl przyświecająca Festiwalowi związana jest z człowiekiem i jego naturą, ale także z ogólnoświatową sytuacją, którą na wszystkich wymusiła pandemia: nie chodzi jedynie o izolację czy dystans społeczny, ale przede wszystkim o zatrzymanie człowieka się w nieustanym pędzie i o przemianę, jakiej doznajemy jako ludzie i jakiej doznała natura. Seansom filmowym w kinie Bajka towarzyszyć będzie wystawa fotografii Piotra Topperzera: portretów ludzi i zdjęć z kolekcji Secret Life of plants. Honorowy patronat nad 20. FFS objęły Ambasady Królestwa Danii, Szwecji i Norwegii. Szwecjoblog po raz kolejny z dumą i radością dołączył do grona patronów medialnych tego wydarzenia.



Projekcje odbędą się przede wszystkim w darłowskim kinie Bajka (ul. Morska 56). Łącznie wyświetlonych zostanie 12 tytułów, w tym 6 dla dzieci i młodzieży. Warto zaznaczyć, że wstęp na festiwalowe seanse jest wolny. Pełen harmonogram seansów znajdziecie na facebookowym fanpage'u Festiwalu Filmów Skandynawskich (udostępniam post z informacjami pod koniec tego wpisu), a ja chciałabym zaprezentować Wam kilka punktów programu (nie tylko szwedzkich), których moim zdaniem nie można przegapić.


Dzieci z Bullerbyn (Alla vi barn i Bullerbyn), reż. Lasse Hallström


Nostalgicznie. Tego szwedzkiego filmu nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Bullerbyn dość często wraca na ekran darłowskiego kina Bajka i chyba nigdy się nie znudzi. 


Valhalla, reż. Fenar Ahmad


Przygodowo. Duński, nieco mroczny film fantasy dla młodszych widzów, nakręcony w oparciu o komiks Petera Madsena. Jak domyślacie się po tytule: będą wikingowie i mity nordyckie.



Daleko od Reykjavíku (Héraðið), reż. Grímur Hákonarson



Przedpremierowo. Islandzki komediodramat twórcy świetnie przyjętego filmu Barany. Islandzka opowieść, opowiada o buncie przeciwko niewielkiej, wiejskiej wspólnocie. W tle: piękne islandzkie krajobrazy.


Sugar Man (Searching for Sugar Man), reż. Malik Bendjelloul

Oscarowo. Nagrodzona przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej oraz obsypana szwedzkimi Złotymi Żukami historia Sixta Rodrigueza - muzyka ,któremu przepowiadano ogromną karierę, ale który nagle zapadł się pod ziemię. Będzie to projekcja plenerowa - film zostanie wyświetlony w ogrodzie w SKŁO 44, przy siedzibie Darłowskiego Ośrodka Kultury przy ul. Skłodowskiej 44.



Królowa Kier (Dronningen) / reż. May el-Toukhy


Prowokacyjnie i namiętnie. Wciągająca i budząca kontrowersje opowieść o kobiecie, która uwodzi swojego nastoletniego pasierba. Stawia między innymi pytanie o to, kiedy namiętność zamienia się w wykorzystywanie. Seans dla widzów dorosłych.


Kartoteka 64 (Journal 64), reż. Christoffer Boe


Z dreszczykiem. Ekranizacja powieści Jussiego Adlera-Olsena. Tym razem detektywi z Departamentu Q zajmą się sprawą tajemniczego ośrodka, w którym na przetrzymywanych kobietach testowano zbrodnicze praktyki medyczne.  

Z pełnym programem zapoznacie się w poście:


A jeśli w tym roku nie uda się Wam dotrzeć do Darłowa, polecam odwiedzić kino Bajka wirtualnie, na platformie MOJEeKINO.pl. W tej chwili w repertuarze znajdziecie m.in. islandzki Biały, biały dzień, który zostanie wyświetlony podczas tegorocznego festiwalu, a także garść tytułów z ubiegłorocznej edycji: norweski film Utoya, 22 lipca (na mnie zrobił ogromne wrażenie), szwedzką Granicę (pisałam o niej tutaj) i dokument Bergman. Rok z życia, a dla młodszych widzów Biuro detektywistyczne Lassego i Mai.