02 lipca 2014

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął (film)

Ekranizacja bestsellerowej powieści Jonasa Jonassona Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął (Hundraåringen som klev ut genom fönstret och försvann) była dla mnie jednym z najbardziej wyczekiwanych filmowych premier tego roku. Książka stała się jedną z moich ulubionych zaledwie po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów, które rozbawiły mnie do łez.


źródło

Co tak bawi w Stulatku? Pomyślcie sami: oto Allan Karlsson, mieszkaniec domu spokojnej starości w Malmköping. W dniu swoich setnych urodzin, w trakcie kiedy pracownicy przygotowują dla niego przyjęcie i zapraszają lokalne media, po prostu ucieka przez okno (w tempie typowym dla stulatków)  prosto na rabatę bratków, a później rozpoczyna bardzo spontaniczną, pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji przygodę. Zupełnie niechcący zadziera z gangiem motocyklowym Never Again, zostaje przypadkiem podejrzany o trzy morderstwa, a razem z nowo poznanymi kompanami (i słoniem!) musi uciekać przed policją i gangsterami. Co Wy na to? A to jeszcze nie wszystko! Allan wspomina też wydarzenia z przeszłości: jak pił tequilę z prezydentem Trumanem, spotkał brata Einsteina czy został zaproszony na wódkę do Stalina...
źródło
źródło
źródło
źródło
źródło
Akcja toczy się wartko, a zabawne sytuacje, eksplozje, pościgi, zakręcone zbiegi okoliczności przeplatają się z nieco spokojniejszymi fragmentami, kiedy Allan wpada w zadumę i wspomina dawne dzieje (które potem okazują się równie zakręcone). Moim zdaniem daje to całkiem wyważony efekt, bardzo pasuje do głównego bohatera, a co więcej - tłumaczy, że wydarzenia z Allana, choć absurdalne, da się wyjaśnić - co tym samym tworzy jeszcze bardziej komiczny efekt. Wiele razy salę kinową wypełniały salwy szczerego śmiechu, co jest świetnym dowodem na to, jak historia stulatka działa na ludzi.

Bardzo podobał mi się dobór filmowej obsady. Robert Gustafsson, który bawi mnie w ogóle jako komik, idealnie sprawdził się w roli tytułowego stulatka (ledwo poznałam go ucharakteryzowanego na staruszka!). Równie dobrze do swojej roli Gunilli pasowała Mia Skäringer, którą bardzo lubię w serialu Solsidan. Podobało mi się też, że ekipa była rzeczywiście międzynarodowa - w końcu bohaterami są Rosjanie, Hiszpanie, Niemcy, Amerykanie i Brytyjczycy. Także muzyka z filmu przypadła mi do gustu, główny motyw nuciłam pod nosem całą drogę z kina do domu.


Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani, czy warto wybrać się na seans, zobaczcie zwiastun:



Nie mogę jednak powstrzymać się przed porównaniem książki i filmu. Jak w większości przypadków uważam, że książka robi zdecydowanie większe wrażenie i że to od niej warto zacząć. Wiele wątków zostało pominiętych w wersji filmowej (inaczej film musiałby trwać pewnie nie dwie, a cztery godziny) i trochę mi ich brakowało. Dodatkowo silną stroną powieści był komizm językowy, co tylko częściowo udało się odzwierciedlić dzięki dialogom czy wspominkowym monologom Allana. Świetnie było za to zobaczyć Szwecję na dużym ekranie, co nie zdarza mi się aż tak często.

Ktoś z Was widział już ten film? Jakie są Wasze wrażenia?

Follow on Bloglovin

15 komentarzy:

  1. książkę wspominam bardzo ciepło, choć te fragmenty wspomnieniowe momentami były dla mnie nużące. na film mam zamiar się wybrać. przeczuwam, że będzie kupa zabawy :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Forrest Gump, Monty Python i szwedzkie kryminały są dla mięczaków. Teraz czas na Allana Karlssona.

    OdpowiedzUsuń
  3. UWAGA będą SPOILERY książkowe!

    Po tym jak zachwalałaś książkę musiałam oczywiście po nią sięgnąć i mimo, że podobnie jak u Varii nużyły mnie już w drugiej części książki wspomnienia bohatera, a raczej fakt, że cały czas pojawiał się ten sam schemat (od pewnego momentu WIADOMO przecież, że spotka kolejną ważną historycznie postać i PONOWNIE zrobi z nią biznes i PONOWNIE się z powstałego galimatiasu wywinie) to oceniam ją bardzo pozytywnie i polecam dalej komu się da - fajnie wreszcie przeczytać coś innego i szwedzkiego, co nie jest kryminałem ;).

    A film z chęcią obejrzę, tak z ciekawości - jak został nakręcony? Tzn w wielu językach, czy tylko po szwedzku, czy z napisami? W trailerze słyszę głównie (tylko?) angielski, ale film jest przecież szwedzki, ze szwedzkimi aktorami, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, oglądając trailer byłam zaskoczona, że tyle angielskiego! W samym filmie szwedzki zdecydowanie jednak przeważa. Główni aktorzy to Szwedzi, ale tak jak pisałam - jest też międzynarodowa ekipa. W filmie są dialogi po rosyjsku, angielsku, hiszpańsku, słychać też i niemiecki. Allan, nawet jak mówi w jakimś obcym języku, to zdarza mu się np. czegoś zapomnieć i powiedzieć to po szwedzku, więc efekt jest naprawdę bardzo naturalny.

      Ten schemat, o którym piszecie, dla akurat był zaletą, aż czekałam, co autor jeszcze wymyśli, kogo sławnego wciśnie w te historię i jak przedstawi ;)

      Usuń
    2. o właśnie właśnie, gdy poznałam już schemat powieści czytałam ją z coraz większymi wypiekami na twarzy
      chciałam dowiedzieć się, z kim spotka się Allan :)

      Usuń
  4. Własnie tę książke czytam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie muszę i chcę obejrzeć film. Książka - jak już jakiś czas temu pisałem była według mnie świetna. Dobrze mi się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  6. O, ja widzialam zwiastun w norweskim kinie, chyba warto zabrac sie za czytanie ksiazki a potem biegiem do kina :) dzieki! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Natalia, jestem teraz na etapie czytania książki, ale muszę przyznać, że idzie mi to opornie. Historia wydaje się infantylna i jakoś nie mogę załapać tego rytmu. Może dlatego, że pozostaję jeszcze w klimacie poprzedniej - "Pochłaniacz" Katarzyny Bondy. Polecam!
    W "Stulatku..." podobają mi się opisy miejsc, sytuacji, zachowań. Bardzo prawdziwe. Przypominają mi chwile spędzone w Szwecji.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze się bawiłam czytając tę książkę, a film też zapowiada się ciekawie! Fajnie, że o tym napisałaś bo nie wiedziałam nawet że film był w planach :) Postaram się obejrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale książki niemal zawsze są zdecydowanie lepsze od ekranizacji. Bez znaczenia, czy najpierw obejrzy się film, czy sięgnie po powieść.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem świeżo po filmie- wczoraj mąż mnie do kina zabrał :) Bardzo fajnie się oglądało- całkiem inny klimat niż w amerykańskich superprodukcjach- bez porównania! Muszę częściej sięgać po skandynawskie filmy- najlepiej na zmianę z francuskimi ;)

    A co do języków dialogów to słychać nawet francuski ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam jak o tej książce pisałaś ale i film bym chętnie zobaczyła :) Lubię zawsze przeczytać a później zobaczyć na dużym ekranie, bo porównuję co jest z książki a czego brakuję i koniec końców zawsze podoba mi się wersja papierowa :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Koniecznie musze obejrzec. Mam teraz spore zaleglosci w skandynawkskiej kinematografii.

    OdpowiedzUsuń
  13. Film widziałam, książkę muszę przeczytać skoro jest jeszcze lepsza :) Na filmie chyba najbardziej podobały mi się właśnie te retrospekcje, działo się na nich jeszcze więcej niż po jego setnych urodzinach. A co do zakończenia - w to właśnie miejsce zamierzam trafić na emeryturze jeśli nie uda się wcześniej ;)

    OdpowiedzUsuń