01 maja 2015

O Szwecji z Waszej perspektywy: Obowiązek I przyjemność, czyli jak się pracuje w Szwecji




Kasia z bloga ZebraZone mieszka w Szwecji  od kilkunastu lat, od ponad roku bloguje, po szwedzku i po polsku. Pisze nie tylko o Szwecji, języku, naturze i pięknych krajobrazach. Ale przede wszystkim prosto z serca, bardzo szczerze, jak sama mówi - "bez woalki" - opowiada o  wypaleniu zawodowym, słabościach, ale też wielkiej sile.


Jaki temat może być bardziej odpowiedni na 1 Maja niż praca? Kasia dzieli się z Wami refleksjami o tym, jak pracuje się w Szwecji i, mam nadzieję, skłoni Was do refleksji i dyskusji.




Obowiązek I przyjemność, czyli jak pracuje się w Szwecji

Z tekstu, który za chwilę przeczytasz może na pierwszy rzut oka wynikać, że idealizuję Szwecję. Mieszkam tutaj od 13 lat i długo walczyłam z wytykaniem Szwecji wszystkiego, co złe, a głównie tego, że… nie jest Polską.
Dziś mam za sobą trochę doświadczeń z tego kraju, studia, jednego męża, jedno dziecko, dwoje pasierbów, różne prace, jedno wypalenie zawodowe.
Od dłuższego czasu ze zgrozą wsłuchuję się w potworne historie z życia i pracy w korporacjach w Polsce. Słucham, porównuję i biję na alarm wśród tych, których znam. Opowiadam, jak może być.
Dziś opowiem czytelnikom Szwecjobloga…



Niedługo po mojej przeprowadzce do Szwecji, pewnie gdzieś w 2002 roku, zabraliśmy się z moim szwedzkim narzeczonym (dziś mężem od ponad siedmiu lat) do wspólnego budowania sauny w letniaku.
Byłam dumna jak paw i podekscytowana jak wiewiórka. Pierwszy raz trzymałam w ręku piłkę ręczną i piłowałam aż… sypały się wióry! Może dla niektórych to pestka, ale nadmienię, iż panele były jesionowe, bardzo twarde, i do tego święte prawie. Pozyskane z drzew rosnących w pewnej zagrodzie w Smålandii na południu Szwecji, 400-500 kilometrów od Sztokholmu, do której rodzina mojego męża była bardzo przywiązana (nie, to nie Bullerbyn!).
Sauna była niezbyt duża, wszystkiego może trzy metry kwadratowe, szacowałam więc moim niedoświadczonym okiem, że jeden dzień wytężonej pracy i będziemy gotowi.
Nic bardziej mylnego!



Po przygotowaniu niezbędnych narzędzi zrobiliśmy pierwszą PRZERWĘ na kawę, podczas której WSPÓLNIE dyskutowaliśmy, jak najlepiej będzie położyć panele, pionowo, czy poziomo. Mimo, że ja doświadczenia ani w budowaniu ani w używaniu sauny nie miałam wtedy żadnego.
Po powrocie na miejsce pracy zostało dla mnie przygotowane podwyższenie, żebym nie męczyła pleców podczas piłowania. Dostałam rękawice i okulary ochronne. Włączyliśmy muzykę i kiedy po trzeciej desce zaczęłam się rozgrzewać przyszedł czas na lunch.
Po południu zdążyliśmy przybić jeszcze kilka paneli między drugą przerwą na kawę (ok, ok, tym razem było to piwo, przyznaję, to sobota była przecież!) a kolacją.

Bardzo mi się to wtedy wydawało nieefektywne. Kpiłam sobie zdrowo z łączenia pracy z przyjemnością. Z pracy w Polsce, i z rodzinnego domu wyniosłam przekonanie, że w pracy trzeba się UROBIĆ po pachy. Dopiero, gdy ZADANIE zostanie WYKONANE można odetchnąć i się zrelaksować.
Któż z nas nie słyszał słów: najpierw praca, obowiązek, a później rozrywka, przyjemność, nagroda.

A co by było, gdyby tak ze sobą obie te rzeczy połączyć?

Tak się właśnie pracuje w Szwecji. Pisałam o tym krótko w tekście do Wysokich Obcasów. Pełną wersję tekstu można znaleźć na moim blogu ZebraZone.

Długo byłam przekonana, że Szwedzi są zwyczajnie leniwi. Żartowałam sobie ze szwedzkiej kultury pracy wracając do Polski. Śmiałam się z niezliczonych przerw kawowych, żółwiego tempa podejmowania decyzji, długich spotkań, na których każdy miał prawo dojść do głosu i nikt nikomu nie przerywał. Nuda, ceregiele i nic się nie dzieje!

Dziś odczytuję to wszystko jako przejaw demokracji i szacunku. Włączanie osób zainteresowanych w proces podejmowania decyzji zwiększa zaangażowanie pracowników. Daje poczucie, że moja praca, to także moja sprawa.
Nauczyłam się też, na własnej skórze, że robienie przerw w pracy, czy to na kawę, czy na krótki spacer na powietrzu, podwyższa naszą wydajność, regeneruje mózg, pomaga nam lepiej i z większą radością pracować.

Tak, radość i zadowolenie z wykonywanej pracy powracają tutaj jak bumerang. Celem pracy w kraju takim, jak Szwecja, jest już nie tylko nasz powszedni chleb. Praca zaspokaja głód nie tylko ten fizyczny ale też ten społeczny, międzyludzki. Szwedzi wybierają chętnie prace interesujące, rozwijające, i takie, gdzie można się DOBRZE BAWIĆ i spotkać ciekawych ludzi. Prace, które będą dawać wolność (tzw. frihet under ansvar - odpowiedzialność za własną wolność), oznaczająca np. możliwość pracy z domu, w nienormowanych godzinach.
Bo Szwedzi bardziej niż zarabiać duże pieniądze chcą spędzać czas ze swoimi dziećmi, wcześnie je odbierać z przedszkola i zawozić na zajęcia pozaszkolne.
Kilka lat temu było głośno o tym, że młodzi Szwedzi odmawiają awansów do średniej kadry kierowniczej. Dlaczego? Ponieważ wzrost ilości pracy i odpowiedzialności na tym szczeblu jest dla nich niewspółmierna do wzrostu wynagrodzenia. Wolą więc pracować lagom mycket, czyli średnio, tak w sam raz, a może nawet TROCHĘ MNIEJ i mieć czas na wypiekanie chleba w zaciszu domowej kuchni lub naukę gry na kobzie…
Nie ma się co oszukiwać, taki sposób patrzenia na pracę zarobkową jest możliwy w niewielu krajach. Szwecja dzięki rozbudowanej siatce pomocy socjalnej daje taką możliwość.



Mimo wszystko ilość ludzi wypalonych zawodowo rośnie w zastraszającym tempie. Większość  znanych mi Szwedów ma bardzo mocno rozwinięte poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Tak więc korzystają ze swojej wolności, spędzają czas na placach zabaw, zostają w domu z chorymi dziećmi, a nocami pracują, korzystając ze zdalnego dostępu do systemów swoich klientów. Przecież maile i tak docierały na ich smart-phony przez cały dzień.

A prace nudne, niekreatywne, lub ciężkie? No cóż, często wykonują je emigranci. Czasem, bo słabo mówią po szwedzku (w całej Szwecji nie znajdziesz ANI JEDNEGO Szweda pracującego w pizzerii!) a czasem ponieważ z zagranicy przyjeżdżają specjaliści, np. najlepsi Polscy budowlańcy!, czy lekarze.

Rozmawiałam niedawno z człowiekiem pracującym tutaj od lat na budowach, operatorem dźwigu. Powiedział mi, że najmniej uświadomieni w kwestii bezpieczeństwa pracy wśród jego nieszwedzkich kolegów są Polacy.
W tej dziedzinie można się dużo nauczyć od szwedzkich pracodawców i prawodawców. O bezpieczeństwo i higienę pracy dbają tutaj związki zawodowe. Ze Szwecji pochodzi też instytucja OMBUDSMANA, czyli rzecznika praw, który n.p. z ramienia związków zawodowych reprezentuje poszkodowanego pracownika w pertraktacjach z pracodawcą.



Nawet w tym przypadku sprawa rozbija się o koszty, powie ktoś. A może jest tak, że sprawa rozbija się głownie o szacunek do pracownika jako człowieka? I o nietraktowanie go jako łatwo wymienialnego zasobu.

Życzę dziś Wszystkim miłego Święta Pracy. Czyż to nie dziwne, że pracę świętuje się dniem od pracy wolnym? Hm…

Z pozdrowieniami,







Follow on Bloglovin

20 komentarzy:

  1. Bardzo fajny wpis, ja osobiście od 6 lat mieszkam w Danii, studiowałam tutaj, teraz pracuje. Z tego co piszesz, to widzę, że pod względem stylu pracy, Dania ze Szwecją są podobne. Sama na początku nie mogłam zrozumieć tych przerw na kawę, lunchy, bo jak do czegoś się zabiorę to lubię to zrobić i mieć z głowy, ale nie tu kawka, tam gadka itd. po jakimś czasie sama doceniłam te przerwy, nie są one nie wiadomo jakie długie, idę po kawę rozmawiam chwile z współpracownikami i za 5-10 minut wracam do pracy, niby chwila, ale odpoczywam od tego nad czym pół dnia się skupiam. Czasami długo nad czymś siedzisz, męczysz się a taka mała przerwa daje Ci chwilę wytchnienia i gdy wracasz masz świeższy umysł. Praca pracą ale powinna też być ona przyjemna, nie mówię tu o spędzaniu pół dnia pracy na pogaduszkach i kawie, ale przyznam, że idę z uśmiechem na twarzy do pracy, lepiej mi się pracuje w takiej przyjemnej, nie stresującej atmosferze.

    Miłego 1ego maja :)
    pozdrawiam,
    Pat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz Pat.
      Wydaje mi się, że samo zrozumienie tego, że praca "nie ucieknie", jak się ją na chwilę przerwie jest bardzo odstresowujące. Zmniejsza poczucie napięcia. Przynajmniej dla mnie.
      Poza tym nawet jeśli się podczas przerwy aktywnie nie myśli o wykonywanym zadaniu, to mózg wykonuje jednak jakieś procesy podświadome, przez co można nawet czasem doznać OLŚNIENIA, jak się wróci do biurka :)
      Miłego 6ego maja i pozdrowienia ze słonecznego dziś Sztokholmu.
      Kasia

      Usuń
  2. Chyba Kasiu nie miałaś na myśli, że praca lekarza jest nudna albo niekreatywna. Jej ciężkość już jest kwestią względną zależną od miejsca pracy, organizacji, specjalizacji, obciążenia dyżurami. A jednak zazwyczaj jest jednak mniej obciążająca niż praca w Polsce. Bo w naszej pierwszej ojczyźnie oczywiście lekarz też może zarobić. Kosztem biegania między 3 pracami i 2 miejscami gdzie dyżuruje oraz gabinetem prywatnym. Plus użeranie się z NFZ i traktowanie przez nich jak złodziej lub oszust oraz wiadomo jakie podejście pacjentów, może rzadziej ujawniane face-to-face ale już na forach i w necie uuuuu... Poza tym się zgadzam z opisem. Tylko czaaaasem brakuje mi na zakończenie tych długich spotkań i dyskusji, analiz strat i zysków itp trooooszkę szybszego podejmowania decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo Aga, myślałam o Tobie pisząc to zdanie i miałam nadzieję, że jakaś forma tego pytania padnie z Twojej strony! :)))
      Studia medyczne to kupa czasu, tyle wysiłku, a przecież trzeba zdążyć zrobić sobie sabbatsår! ;) z pewnością to praca trudna i z powołania :)
      Sama tysiąc razy zaciskałam pięści na spotkaniach mając ochotę wstać i powiedzieć, "ok, ty robisz to, ty to a ja to, rozejdzmy sie wreszcie" :)

      Usuń
  3. Czytam ten tekst z perspektywy niedawnej lektury Macieja Zaremby "Polski hydraulik" i wydaje mi się mało wiarygodny... takiego mobbingu w pracy nie ma w żadnym innym państwie europejskim - Szwedzi wydają się być mistrzami w teorii, ale praktyka jest zupełnie inna :/
    http://www.dn.se/kultur-noje/nyheter/sag-inget-vanligt-till-mig/
    http://www.dn.se/kultur-noje/fritt-fram-i-sverige-men-brottsligt-i-frankrike/

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po 35 latach zgadzam sie z Toba, Ale trzeba tu dluzej pomieszkac.

      Usuń
    2. Muszę też to koniecznie przeczytać! Dzięki!
      Linki przejrzałam. Mam gęsią skórkę.
      Na własnej skórze nie doświadczyłam nigdy w Szwecji mobbingu. Nigdy też nie pominęłabym osoby mobbującej cichym przyzwoleniem.
      Moje spostrzeżenie jest takie, że tutaj ludzie mają wielką trudność mówienia WPROST o tym, co im doskwiera u innych, KRYTYKOWANIA, nawet tego KONSTRUKTYWNEGO. To sprzyja frustracji a w konsekwencji nieczystym zachowaniom. Na sali jest psycholog, który na pewno mógłby coś na ten temat dodać?
      Nie mam też ani informacji ani zdania o tym, czy jakieś szczególne grupy są bardziej narażone na nienawiść ze strony współpracowników.
      Emigranci? Pewnie tak, bo są widziani jako zagrożenie dla tubylców. Bo pracują wydajniej, dłużej i za niższe wynagrodzenie. Przeczytam "polskiego hydraulika", bo o tym pewnie traktuje...
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Ja też nie doświadczyłam mobbingu - ale co chwila natrafiam na kogoś, kto "gick in i väggen"
      jak nigdzie indziej! w kraju związków zawodowych i zwolnień lekarskich na "zły humor"
      nie chcę psuć lektury książki (wstrząsająca - ale konieczna lektura!), ale ma to sporo wspólnego właśnie z tym szwedzkim unikaniem konfrontacji i konfliktu
      jak mi coś nie pasuje idę i mówię wprost o co mi chodzi, wielu moich szwedzkich kolegów tego nie potrafi
      ale za to obgadać za plecami czy pokopać dołeczek gdy nikt nie widzi - bardzo chętnie

      wiadomo, że każdy ma swoje doświadczenia i życzę każdemu samych dobrych
      (może my imigranci tak to właśnie postrzegamy bo nam taki szeptany konflikt niestraszny...?)

      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    4. @ Zebrazone
      zapomniałam dodać - jakie grupy są najczęściej narażone na mobbing? według reporterskiego śledztwa Macieja Zaremby jest to BUDŻETÓWKA, czyli służba zdrowia, służby społeczne, instytucje gminne i państwowe... tam, gdzie nie da się zmierzyć rezultatów wymiernymi wskaźnikami, więc opinia o pracowniku jest najważniejszym kryterium, tudzież jego osobowość

      książka to zbiór reportaży, częściowo opublikowanych w DN (powyższe linki), częściowo w innych publikacjach ("Patjentens pris"), częściowo nowych
      te o służbie zdrowia i "równości" właśnie wstrząsnęły mną mocno (to o równości ma związek z mobbingiem, bo jeśli ktoś próbuje odstawać to jest wyrównywany), nawet na swoim blogu napisałam o tym, zapraszam
      http://www.polskapakistansverige.blogspot.com/2015/04/z-pamietnika-modej-lekarki.html
      http://www.polskapakistansverige.blogspot.com/2015/04/tyrania-rownosci.html

      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. @ Ola
      Bardzo istotny temat poruszylas mobbing, proces , ktory najczesciej zaczyna sie wlasnie od obmowienia kogos za jego plecami, nawet najdrobniejsze sprawy wystarcza aby taki proces zaczac ( czasem przez osoby w pozycji kierowniczej) i maszyna sie kreci. Stopniowa izolacja, nakladanie nowych obowiazkow, ktorych wykonania sie nie odmowi bo sie chce wykazac, przerwy na kawe, ktore sie opuszcza, bo priorytetuje sie swoje aktualne zadanie, prace. Budzetowka, jak najbardziej narazona. Brak umiejetnosci bezposredniej rozmowy i rozwiazywania aktualnych trudnosci tu i teraz powoduje, ze czeka sie do zebrania , ktore bedzie np za dwa tygodnie albo jeszcze pozniej, w tym czasie dalszy mobbing, problem kisnieje i w koncu ten ktorego to dotyczy juz nie daje rady isc do pracy, czuje sie zalamany, z poczuciem ze to jego i tylko jego wina. idzie na zwolnienie, czeka na pomoc, ktora mu sie nalezy ( wszyscy o tym pisza, prawo istnieje, zalecenie, regulacje) tylko ze to teoria i rzeczywistosc swoja droga. Do sadu ida tylko niektorzy wytrzymali. " Wypalony " nie ma na to sily a jego obronca, przestawiciel zwiazkow moze tez juz nie pierwszy przypadek mial i wie ze trudno bedzie udowodnic mobbing w sadzie, bo dowodow na to nikt z wyprzedzeniem nie zbiera. Sprawa zamyka sie ze szkoda dla czesto ambitnych, pracowitych, wymagajacych od siebie duzo ludzi, zwlaszcza kobiet. Bardzo to smutne, ze wielu ludzi zamiast moc dalej sie rozwijac i pracowac idzie na zwolnienie, rehabilitacje, walczy o swoj powrot do aktywnego zycia zawodowego. Nie mobbingowi ! Nie wypaleniu! Pozdrawiam i dbajcie o siebie , koniecznie !

      Usuń
  4. Jak myślę o Szwecji, to jednym z częstych obrazków, przywoływanych z pamięci z moich paru lat po tamtej stronie Bałtyku jest widziany gdzieś po drodze samotny drwal, który przebrał się w ubranie robocze i ochoczo przystąpił do pracy. Wtedy, tuż tuż po upadku komuny, wydawało mi się to sytuacją wprost nieprawdopodobną - ktoś, na jakimś odludziu pracuje w pojedynkę, nienaganiany, niepoganiany, niekontrolowany.
    Po drugie - pisałam kiedyś o tym - Szwecja zmieniła we mnie podejście do różnych zawodów, które w Polsce są traktowane jak coś uwłaczającego (chyba już teraz trochę zmieniło w tej materii, ale jednak pewne mentalne bariery zostały) np: elektryka czy hydraulika.
    Znałam Szwedów wykonujących te zawody. Byli to synowie babki, z którą mieszkałam. Normalni, fajni ludzie, którzy (tak jak piszesz) najpierw ciężko pracowali (Nie sądzę, żeby któryś z nich pomyślał, że to co robią jest uwłaczające i jakieś takie 'nieambitne'), a potem za te pieniądze zwiedzali pół świata.
    W Szwecji żaden zawód nie chańbi. Etyka pracy jest zupełnie, zupełnie inna niż (wciąż jeszcze) w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten głos! To ważna część szwedzkiego krajobrazu pracy. Co prawda myślę, że każdy hydraulik i elektryk ma takie same szanse i predyspozycje do bycia normalnym, fajnym człowiekiem, jak lekarz czy księgowy :) Ale wiem, co masz na myśli. Bo tu z jednej strony ten hydraulik po pracy ubiera się w markową koszulę (stać go!) i jest szanowany, jest specjalistą i ludzie się "modlą", żeby przyjechał, jak jest potrzebny. A z drugiej strony widzi się ludzi w kombinezonach (specjalnych, wygodnych, funkcjonalnych, z miękkimi nakolannikami!) siedzących w restauracjach i jedzących lunch. To, że się ma zawód w rękach to nie wstyd. Wręcz przeciwnie.
      Do tego, tutaj nie przywiązuje się tak dużej wagi do dyplomów i ukończonych szkół. Bardziej do komunikatywności, ciekawości i umiejętności interpersonalnych.
      A drwal? Pracował DLA SIEBIE, a nie dla szefa, czy nadzorcy.

      Usuń
    2. o, ktoś powiedział hydraulik!
      koniecznie przeczytajcie "Polskiego hydraulika" :)

      Usuń
  5. mam nadzieję, że w Polsce za parę lat choć połowa ludzi będzie mogła powiedzieć, że chodzi do pracy z przyjemnością i robi w niej to, co naprawdę lubi. u nas panuje niesłuszne przekonanie, że aby coś dobrze zrobić, trzeba siedzieć nad tym 10 godzin, a szef musi bezustannie patrzeć ci na ręce. w mojej pracy tak to niestety działa, a prawda jest taka, że dając ludziom wolną rękę i pozwalając by swobodnie realizowali swoje pomysły, efekty będą szybsze i dużo lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, kontrolowanie działa bardzo demotywująco. I zachęca do obijania się, kiedy tylko jest na to szansa ;)
      Wszystko rozbija się o zaangażowanie w to, co się robi i widzenie siebie i swojego wkładu jako ważnego ogniwa w całym mechanizmie pracy. Z tym, że bodziec do tego musi wyjść od pracodawcy. Tzn. jeśli szef Cię nie docenia, trudno jest nagle poczuć się cenionym "tylko" na podstawie swoich kwalifikacji.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Ciekawy artykuł. Mam dwa spostrzeżenia.
    1. To fantastyczne, że ludzie potrafią tak odpoczywać podczas pracy. I że nie mają poczucia, że muszą się "urobić" po pachy.
    2. Jednak mam nadzieję, że oni pracują. Co chcę przez to powiedzieć? Od dwóch lat mieszkam w Hiszpanii i widzę, jak się tutaj pracuje. Mogłabym skopiować to, co mówisz o przerwach na kawę, z tym że tutaj te przerwy są bardzo długie, ludzie przychodzą do pracy i za dosłownie 5 minut muszą iść na kawę, bo już się zmęczyli, teoretycznie 5 czy 10 minutowa przerwa trwa... jakieś 20 minut. Nigdy na żadnym spotkaniu, na którym byłam, gdy ogłaszano 10-minutową przerwę, nikt (oprócz mnie) nie wrócił po niej punktualnie (!!! nawet prowadzący spotkanie czy wykładowca), wszystko się bardzo przez to opóźnia. I ja tego nie lubię.

    Mimo, że teoretycznie powiedziałabym, że Szwedom i Hiszpanom do siebie bardzo daleko, to jednak mają jakieś wspólne punkty :) A może to jest taki wspólny mianownik większej liczby krajów, a to my, Polacy jesteśmy tacy... no właśnie i jak to nazwać? Pracowici? A może spięci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Ciekawe porównanie.
      Ja spóźnianie widzę jako nieszanowanie czasu drugiego człowieka i podzielam Twoje zdanie.
      My Polacy jesteśmy na pewno spięci i śmiertelnie poważni. Szwedzi też słabo żartują w pracy ale z drugiej strony mogą się czuć bardziej zrelaksowani, bo nikt nie daje im do zrozumienia co pięć minut, że "na Twoje miejsce jest pięciu innych, a może stu, co nie mają takich wygórowanych wymagań". Myślę, że to nasz rynek pracy "psuje" klimat pracy. To jakiś impas, przeciąganie liny.. W końcu ta bańka pęknie, ale za mało mam wiedzy nt. gospodarki i sił ekonomicznych, żeby się wypowiadać. Trzymam jednak kciuki :)

      Usuń
  7. Ciekawe spostrzeżenia. Współpracuję z grupą rekrutującą stażystów w jednej z firm w Sztokholmie i przeglądałam ostatnio ich materiały odnośnie rynku pracy w Szwecji. I przyznam, że aż mnie zszokowały statystyki: "16% Szwedów jest zaangażowanych i lubi swoją pracę, aż 73% jest zupełnie niezaangażowanych - przychodzi, by odwalić robotę, dostać pieniądze i wyjść, 11% nie tylko nie lubi swojej pracy, ale także najchętniej by zaszkodziło pracodawcy"... Ja akurat swoją pracę lubię i wiele cech tutejszego podejścia do pracy też, choć wyraźnie widać, że to my, obcokrajowcy, bardziej się stresujemy pracą. Ale też z drugiej strony bardziej się z nią utożsamiamy, bardziej lubimy, bardziej nas pasjonuje. Ani ja ani mój facet nie znamy w pracy nikogo, kto by się tą pracą jakoś pasjonował - faktycznie jest tak jak w statystyce: wejść, zarobić, wyjść. Aż się dziwnie czuję myśląc o tym, że swoją pracę najzwyczajniej w świecie lubię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj! 11% zaszkodziłoby pracodawcy. To ciekawe. I przerażające ;)
      Może my, "nie-szwedzi" generalnie mamy szerszą skalę emocji. W tym tych dobrych i tych może mniej dla nas korzystnych.
      Może zależy od zawodu? Może od konkretnego miejsca. A może od tego, ile akurat Wasi koledzy po sobie pokazują?
      Nie jest powiedziane, że każdy musi płonąć miłością do swojej pracy. Ważniejsze jest, moim zdaniem, żeby pracownik nie czuł się jak zło konieczne i bezwartościowy wymienialny element konieczny.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Bardzo ciekawy tekst, który pokazuje, że słowa praca i przyjemność nie wykluczają się wzajemnie. Nie będę pisać, że żałuję, iż u nas w Polsce zauważam bardzo niewiele takich przypadków, bo czuję, że wyjdę na zrzędę i marudę... ale tak jest! :) Myślę, że gdyby podejście do pracy wyglądało tak, jak w Szwecji, wiele poglądów uległoby zmianie, a ludziom żyłoby się inaczej. Widocznie musimy na to jeszcze poczekać... :)

    OdpowiedzUsuń