06 lutego 2015

Wywiad z Marią Ernestam, autorką "Córek marionetek" // Polsk intervju med Maria Ernestam

Minął ponad tydzień od premiery polskiego wydania Córek marionetek Marii Ernestam. W wywiadzie, którego dla Szwecjobloga udzieliła Maria, zapytałam autorkę o jej pisarstwo oraz o to co i kto ją inspiruje. Opowiedziała też o odwadze cywilnej Szwedów, a także o książce, nad którą teraz pracuje. No i oczywiście nie zabrakło pytania o marionetki.


[SV]
För över en vecka sedan hade Maria Ernestams Marionetternas döttrar sin premiär i Polen. I intervjun för bloggen Szwecjoblog.pl har jag frågat Maria om hennes författarskap samt om vad och vem som inspirerar henne. Hon har dessutom berättat om det svenska civilkuraget och boken hon arbetar på just nu. Självklart har jag också ställt en fråga om marionetter.
Om du vill läsa intervjun i den originella, svenska versionen, klicka här.



fot. Richard Ryan



Córki marionetek to Twoja pierwsza książka, która ukazała się w Polsce, ale w Szwecji opublikowałaś właściwie siedem powieści. Mogłabyś opowiedzieć, jak doszło do tego, że zaczęłaś pisać książki? Czy Twoje wcześniejsze zajęcia miały coś wspólnego z książkowym światem?

Zawsze dużo czytałam, a w okresie dorastania ciągle uciekałam do świata książek. Pisanie też łatwo mi przychodziło, lubiłam to. Ale właściwie nigdy nie marzyłam o tym, by zostać pisarką. Moje zainteresowanie pisaniem sprawiło jednak, że postanowiłam zostać dziennikarką i przez wiele lat pracowałam w Niemczech jako korespondent zagraniczny dla szwedzkich gazet. Równocześnie poświęcałam się też moim innym wielkim zainteresowaniom – śpiewowi, tańcowi i teatrowi. Pewnego dnia oglądałam film Woody’ego Allena, w którym śmierć puka do drzwi domu, gdzie odbywa się przyjęcie. I zostaje wyrzucona. Jednocześnie pisałam wtedy artykuł o niemieckiej dyskusji nad inżynierią genetyczną. Scena z filmu i artykuł połączyły się ze sobą i nagle przyszła mi do głowy historia, którą zaczęłam spisywać i która stopniowo stała się moją debiutancką powieścią, Caipirinha med Döden [pl. Caipirinha ze Śmiercią]. To, że w tym czasie dużo zajmowałam się śpiewem i tańcem, też pewnie odegrało swoją rolę. Odkryłam, że potrafię łączyć moje wielkie życiowe pasje, pisanie i fantazję, dzięki książkom. Poza tym, z dziennikarstwa zostało mi to, że traktuję pisanie jako pracę, a nie coś, co przychodzi samo z siebie. Uświadomienie sobie tego jest bardzo pomocne.


Twoje książki doceniane są przede wszystkim ze względu na Twój wyjątkowy styl pisania, czasami określany jako „czarowanie językiem” albo nawet „ernestamski styl”. Jak sama opisałabyś ten „ernestamski świat”, który wyczarowujesz swoim czytelnikom?

Chętnie tworzę światy, w których nic nie jest takie, jakie się wydaje. Jestem też mocno przekonana, że tak to właśnie jest. Za różne zajściami i wydarzeniami kryję się tak naprawdę więcej niż to, co widać na zewnątrz, a ludzie mają w sobie tajemnice i sprawy, o których nikt nic nie wie. Ktoś kiedyś powiedział, że moje opowieści to współczesne baśnie o tym, jak to, co nierzeczywiste, może zdarzyć się w rzeczywistym świecie. To prawda. Opowiadam historię, ale często podkręcam ją tak, żeby cały czas balansowała na granicy tego, co może być prawdziwe… albo i nie? Poza tym chętnie mieszam poważną historię z elementami humoru, często czarnego. Dorastałam z tym i wydaje mi się, że to wpływa na klimat moich książek. Ernestamski świat to taki świat, w którym czytelnik ma być obecny, ma czuć się zaangażowany, gdzie wszystko może się wydarzyć, ale też gdzie wszystko jest logiczne, kiedy już wejdzie się do środka. Staram się też, żeby ten świat był jeszcze bardziej przekonujący, pracując dużo nad językiem, żeby był piękny i rytmiczny.


Mariana, Elena i Karolina, bohaterki Córek Marionetek, są uzdolnione artystycznie. Mimo że tworzą różne przedmioty, czerpią inspirację mniej więcej w podobny sposób – obserwując i dokładnie analizując zachowanie innych ludzi. Czy to w jakiś sposób odzwierciedla Twój sposób tworzenia bohaterów powieści?

Tak, zgadza się. Zawsze chyba byłam kimś, kto często się przygląda, kto od czasu do czasu ma wrażenie, że stoi obok tego, co się dzieje, zamiast być w centrum wydarzeń. Wcześnie nauczyłam się obserwować ludzi, żeby rozpoznawać ich nastrój i dopasowywać się do niego, zostało mi to w dorosłym życiu. Bohaterowie powstają jako połączenie ludzi, których spotkałam, o których czytałam i o których myślałam. Często zastanawiam się, dlaczego ludzie robią to, co robią i jakie są przyczyny ich działania.


Akcja Córek marionetek rozgrywa się w małym miasteczku na wybrzeżu. Biorąc pod uwagę jedynie jego mieszkańców, można odnieść wrażenie, że miasteczko mogłoby znajdować się gdziekolwiek na świecie. Wszędzie przecież ludźmi kierują te same uczucia: miłość, nienawiść, zazdrość i przyjaźń. Z drugiej strony, samo miejsce wydaje się magiczne i baśniowe. Czy ma może jakiś pierwowzór w rzeczywistości?

Urodziłam się i dorastałam w Uppsali, ale każde lato spędzałam na zachodnim wybrzeżu Szwecji, w małym miasteczku o nazwie Frillesås. Te tygodnie nad morzem, spędzone razem z moimi wakacyjnymi przyjaciółmi, były najszczęśliwszym czasem w roku. Dużo czasu spędzaliśmy na morzu, żeglowaliśmy albo pływaliśmy na odleglejsze wyspy, a wieczorami wędrowaliśmy i wymyślaliśmy różne rzeczy, prawie cały czas na świeżym powietrzu. Było tam też poczucie wielkiej wspólnoty ponad pokoleniami, małe i duże dzieci bawiły się razem, a czasami nawet i rodzice. Frillesås powraca w wielu moich książkach i na pewno w Córkach marionetek. Ale to prawda, że podobne miasteczka są wszędzie na świecie. Dlatego nie nadałam mu w książce żadnej nazwy. Wielu z nas ma gdzieś w sobie swoje własne Frillesås.


W Córkach marionetek baśnie i teatr lalek odgrywają szczególną rolę. Skąd wzięło się Twoje zainteresowanie akurat takimi dziełami?

Baśnie są wspaniałe pod wieloma względami. Wiele z nich przetrwało stulecia i wciąż przekazuje się je dalej. To wynika z historii samej w sobie, że zawsze jest aktualna i porusza ludzi. Ale też technika narracyjna baśni jest bardzo efektywna. Dzięki jasnemu i prostemu językowi, powtórzeniom oraz oddziaływaniu na emocje, które przeżywają i noszą w sobie wszyscy ludzie, ciągle można tworzyć nowe interpretacje. Zawsze chętnie czytałam baśnie i polecam to ludziom, którzy chcą zacząć pisać. Marionetki i teatr lalek to inna forma sztuki, która w bardzo dużej mierze opiera się na ludzkiej wyobraźni. Lalka nie ma przecież innego wyrazu twarzy poza tym, który nadał jej twórca. A mimo to ludzie „widzą”, jak lalka się śmieje, płacze albo złości, bo nasz mózg tak tłumaczy sobie sztukę. To naprawdę ciekawe. Poza tym marionetka sama w sobie jest źródłem tak wielu skojarzeń. Na przykład, że ktoś pociąga za sznurki i sprawia, że lalka się porusza. Kto tak właściwie steruje kim? Kupiłam kiedyś marionetkę, a lalkarz powiedział, że najsilniejszą i najważniejszą marionetką jesteśmy my sami, kiedy szarpiemy i pociągamy za własne sznurki. Nigdy tego nie zapomnę.


Córki marionetek robią wrażenie także przez to, że historia jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Poruszany przez ciebie temat jest częścią takiego rozdziału historii Szwecji, o którym nie wszyscy chcą rozmawiać i który nie jest tak znany za granicą. Chciałaś nauczyć czegoś czytelników? Sądzisz, że tę powieść można odczytać inaczej w krajach, które mają odmienne tło historyczne?

Oczywiście, że chcę czytelników czegoś nauczyć, nawet jeśli powinni też po prostu cieszyć się dobrą historią. Szwecja była z dala od wojny przez tak wiele lat, że nie mamy żadnych konkretnych wspomnień ani opowieści o jej aktywnym prowadzeniu. Byliśmy neutralni – a jednocześnie nie. Przez cały czas szliśmy na ustępstwa, żeby utrzymać kraj z dala od obu wojen światowych. Taką postawę można zrozumieć, takie działania polityków. Jednocześnie trzeba też pokazać odwagę cywilną. My, Szwedzi, musimy zrozumieć, że nawet jeśli byliśmy neutralni, to tu i tam pojawiały się różne poglądy. Dyskryminacja i rasizm występowały tu tak samo jak wszędzie indziej w Europie. Mój dziadek, którego szlachetna postawa zainspirowała mnie do napisania książki, był wzorem dla mnie i dla wielu innych osób. Poza tym sądzę, że książka na pewno będzie odebrana inaczej w krajach, które były bezpośrednio dotknięte wojną i brutalnym prześladowaniem różnych grup etnicznych. Wielu czytelników może odnajdzie się w niej lepiej niż miało to miejsce w Szwecji. A tradycja teatru lalek i marionetek jest dużo silniejsza w Europie kontynentalnej, nie tylko w Polsce, niż w Szwecji.


Wgląd w psychikę bohaterów oraz napięcie to cechy charakterystyczne dla Twojego pisarstwa. Czy są to też cechy, których szukasz w książkach, które sama czytasz? Jaka są Twoja ulubione lektury?

Na pewno szukam tych elementów, wybierając książki, jakie czytam. Szukam też tematów, które są wciąż aktualne i ciekawe, które uczą mnie czegoś o charakterze człowieka. Trudno mówić o ulubionych lekturach, czasami bardziej podobają mi się konkretne książki niż konkretni autorzy. Pisarzem, którego bardzo cenię, jest Brytyjczyk John Fowles, napisał między innymi Kochanicę Francuza. Podobały mi się Dom duchów Isabel Allende i pierwsze książki Johna Irvinga, Świat według Garpa i Hotel New Hampshire. Oraz niektóre książki Neila Gaimana. W nich wszystkich jest to, czego szukam – epickie opowieści, które opowiadają o warunkach życia ludzi na ziemi i robią to z powagą, ale też z humorem i odrobiną pozytywnego szaleństwa. Nawet w tragediach musi być błazen, który żartuje i nas rozśmiesza.


Mogłabyś zdradzić, nad czym teraz pracujesz?

Piszę moją następną książkę pod tytułem Den sårade pianisten [pl. Zraniony pianista]. Książka opowiada o dwóch kobietach, które od dziecka były przyjaciółkami. Jedna z nich dorastała u swojej ciotki i na początku powieści ta ciotka umiera. Ciotka prowadziła spokojne życie nauczycielki, ale na wakacje każdego roku jeździła zawsze w te same miejsca w tym samym czasie, przez ponad czterdzieści lat. Obie kobiety ruszają w podróż jej śladami i odkrywają, że prowadziła drugie życie. Jednocześnie spotykają pianistę, który kiedyś był sławny na całym świecie, a teraz gra po barach i hotelach po traumatycznym wypadku. Okazuje się, że coś łączy losy tych osób. Książka opowiada o przyjaźni, która czasami opiera się na fałszywych założeniach, o rolach, jakie gramy, o wielkiej miłości albo marzeniu o niej oraz o tym, co może sprawić tłumiona wściekłość, kiedy da się jej upust. Na pewno znów będzie to ernestamski świat.





UWAGA, NIESPODZIANKA!
źródło: Czwarta Strona

Zainteresowała Was powieść Marii Ernestam? Mam dla Was egzemplarz Córek marionetek. Jeśli chcecie go otrzymać, odpowiedzcie w komentarzu pod postem na pytanie:

Jakie skojarzenia w Was budzą marionetki?

Na odpowiedzi czekam do wtorku, 10.02.2015, do godziny 23.59. Książkę otrzyma autor/ka najciekawszego, najbardziej oryginalnego komentarza (nagrodę wysyłam tylko na terenie Polski, jeśli nie prowadzisz bloga, zostaw w komentarzu także swój adres mailowy). Zwycięzcę poznacie w środę.

Linki:
Czwarta Strona: http://czwartastrona.pl/




Follow on Bloglovin

21 komentarzy:

  1. bardzo ciekawy wywiad :)
    na prawdę chętnie przeczytam książkę stając się jej włascicielką ;)
    Maronetki budzą we mnie trochę leku , strachu przed ich nieobliczalnym zachowaniem, trochę wieje od nich grozą może przez tą ruchomą szczęke ! bo niektóre taką mają ;) ,,a te bez ruchomej szczęki/brody budzą wiecej ciepłych skojarzeń są łagodniejsze ,ale nadal nie wiemy jak się zachowają ;)
    Wszystkie mają/kryją w sobie tajemnice !
    Kojarzą mi się jeszcze z wedrowną trupą , która niejedno widziała...


    pozdarwiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wywiad z autorką jeszcze bardziej rozbudził moją ciekawość odnośnie powieści :) Jak w ogóle udało Ci się do niej dotrzeć? Widać, że potraktowała wywiad bardzo poważnie i udzieliła ciekawych odpowiedzi.

    PS Głos oddany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, też nasuwa mi się to samo pytanie, jak do niej dotarłaś? Wywiad bardzo ciekawy.

      Usuń
    2. Dzięki :)
      Wywiad to efekt wswspółpracy z Czwartą Srroną i składowa Szwecjoblogowego patronatu medialnego nad książką.

      Usuń
  3. Mnie marionetki kojarzą się z pociąganiem za splątane sznurki łazienkowej, sufitowej suszarki nad wanną:)

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem świeżo po lekturze i podoba mi się, że książka porusza mało popularny i odsuwany na bok, wątek Szwecji w czasie wojny. czynnie może nie walczyli, ale swoje ludzie i tak tam wycierpieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie wycierpieli. Poczytaj sobie na temat roli Szwecji na poczatku II WS.
      Ale to nic nie ma do zadania wytypowanego przez wlascielke blogu.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałem o mailu: ksiazkiirecenzje@gmail.com

      Usuń
  6. Marionetki kojarzą mi się niekiedy z ludźmi, którzy mimo swojego życia i panowania nad nim, pozwalają, by to inni podejmowali za nich decyzje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie uczucia i skojarzenia budzą we mnie marionetki?

    Z pewnością nie lęk - lalki każdego typu fascynują mnie od wielu lat - choć potrafię zrozumieć i być może wskazać przyczyny pediofobii. Lalka - tym bardziej zaś marionetka, obdarzona możliwościami ruchu zbliżonymi do ludzkiej - stanowi ni mniej, ni więcej, lecz człowieka w miniaturze. Portret taki jest zaś tym bardziej przerażający, że posiada kształt pełny - zatem, nie będąc po prostu realistycznym obrazem czy uproszczonej budowy manekinem, stanowi ścisłe odwzorowanie nas samych. Być może właśnie to wzbudza powszechny lęk? Istotne jest to, że spoglądając na lalkę obcujemy z samymi sobą - w pomniejszeniu - przy czym to drugie ,,ja'' nie zestarzeje się, nie pomarszczy, jego sylwetka nie zwiotczeje, a z oczu nie ucieknie blask. Lalka nie może umrzeć. Ponadto jest pusta w środku - nieskalana żadnym uczuciem ani myślą, a więc o wiele bliższa doskonałości i bezgrzeszności niż człowiek.

    Marionetka teatralna - tak, ona jest szczególnym przypadkiem. Jej ruchy wzbudzają niepokój, bo choć w trakcie spektaklu wydaje się upiornie żywa, przecież w każdej chwili może zostać porzucona przez swego animatora i, oddalona od źródła swego życia, powrócić do niebytu. Na czym polega to specyficzne ożywienie? Rilke przyrównywał postać lalkarza do anioła, który odzwierciedla w marionetce swój własny taniec. W starożytnym Egipcie zaś rzeźbiarz zajmujący się figurami o ruchomych kończynach nazywany był s’ankh - co dosłownie oznacza ,,dawca życia''.

    Zatem moja ostateczna i najsilniejsza konotacja - marionetka kojarzy mi się przede wszystkim z człowiekiem. Tak, jak my zwracamy oczy ku niebu, szukając Boga, tak marionetka uzależnia swoją egzystencję od kapryśnego bóstwa szarpiącego za jej sznurki. Władza, którą nam w ten sposób dano, jest piękna i przerażająca zarazem.

    Przepraszam za obszerny komentarz i przynudzanie, ale i tak starałam się mitygować ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. We mnie marionetki nie budzą strachu, a smutek. Wprawdzie nigdy nie miałam okazji zobaczyć przedstawienia teatralnego z ich udziałem, ale oczami wyobraźni widzę, jak ożywają, poruszane czyimiś wprawnymi rękami. Budzą entuzjazm, wywołują śmiech, żal lub tęsknotę, słyszą gromkie brawa, a potem wszystko cichnie i leżą bezużyteczne, z wygiętymi nogami i zwisającymi sznurkami. Nie mogą wstać ani nic powiedzieć, taki ich los.
    Zwykłymi lalkami dziewczynki bawią się na co dzień, często je przytulają, czeszą włosy, traktują jak przyjaciółki. Marionetki pojawiają się na scenie, ogrywają swoją rolę i koniec. Gra pozorów - uśmiechają się, ale są nieszczęśliwe. Tak myślę...Ale to może pozostało mi z dzieciństwa, gdy wierzyłam, że każdy przedmiot jest żywy i odczuwa emocje, tak jak człowiek.
    Marionetki kojarzą mi się ze smutkiem, czymś nieosiągalnym, pozornym, na co nie mamy wpływu, bo steruje nami jakaś siła.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapomniałam o mailu: edyta.cha@wp.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie marionetki to ludzie którzy, niczym osły, biegną za swoją marchewką uwieszoną na sznurku. Ale w przypadku ludzi mam na myśli oczywiście pieniądze. I być może nie byłoby to takie straszne, gdyby pogoń za pieniędzmi, których ciągle nie można złapać, wpędzała owe marionetki wprost do kosza - "grobu". Nieco dramatyczne? Być może. Niemniej właśnie tym są dla mnie marionetki. Ludźmi, którymi łatwo sterować, i którzy po zaplątaniu w sznurki, mogą się "powiesić".

    Daria
    lapa.d@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdy słyszę słowo marionetki moje myśli biegną w kierunku dzieciństwa. Marionetki to dla mnie postaci z magicznego świata,
    które w czasie dnia grają na deskach teatru dla dzieci, natomiast nocą są bohaterami snów swoich widzów, snów w których nie ma rzeczy niemożliwych.

    Pozdrawiam serdecznie, Asia

    mail: asiulka1726@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Wypowiadając słowo marionetki w mojej głowie rozpoczyna się rytmiczne tupanie drewnianych, małych stópek o brukową ulicę w spokojnej dzielnicy starego miasta. Starszy pan wystawia swoje codzienne przedstawienie dla przechodniów, mało kto jest w stanie dostrzec ogromne umiejętności, dzięki którym w każdym momencie świat staje się trochę bardziej bajeczny i radosny, po prostu nabiera kolorów.
    Ania
    anna.kaba0405@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Marionetki są sztuką. Sztuka to wizja. Wizja należy do Boga. On daje życie. Daje je nam – marionetkom – ludziom w rękach Boga.

    Łukasz
    lukas529@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Z czym mi się kojarzą marionetki? Z grzechem. Grzechem pychy. Bo czy człowiek,z natury ułomny i niedoskonały,ma prawo uzurpować sobie boską stworzycielską moc, i tworzyć rzecz będącą li jedynie jego parodią, jakimś odbiciem człowieka w krzywym zwierciadle, nie posiadającym jego płynności ruchu, jego uczuć i jego inteligencji? I do tego nie mającym duszy? Będącym po prostu tworem martwym, nieożywionym teraz i na wieki wieków? Bóg, istota w pełni doskonała i skończona, w swoim jednak zamierzeniu, a nawet czynie, stworzył, na swoje podobieństwo przecież, byt z początku idealny, który pod wpływem okoliczności dopiero, stał się wadliwy i ułomny. Człowiek zaś nigdy nie stworzy nic doskonałego, wszystko, co wychodzi spod jego ręki, jest naznaczone pierworodną skazą, skazą niedokończenia. Bawiąc się w Boga, kpi z niego, a zatem i z siebie i z dzieła, które wytworzyły jego ręce, odbiera sobie resztki godności i człowieczeństwa. I powoli zamienia się w marionetkę....może tą, którą właśnie kończył?

    Marek
    paszamarek@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Marionetki kojarzą mi się z pajęczyną....Jak już raz wpadniemy w sieć, uwikłani, otoczeni lepkością i jakimś strasznym zaduchem - to ciężko się wydostać...

    Ania
    kosmopolitka1@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Marionetki... pierwszy obraz jaki pojawił mi się w głowie to osoby sterowane przez innych ludzi. Nie mający własnego zdania, działający na czyjeś życzenie. Dużo poznałam w swoim życiu takich ludzi. Jednak nie można pozostawiać takich ludzi samym sobie. Trzeba spróbować im pomóc.
    Zaś druga moja wizja to mordercze lalki. Chyba w wielu ludziach marionetki budzą strach. Dlatego jest kilka horrorów z wykorzystanym motywem. Nie zdarzylo mi się przejść obojętnie obok takiej lalki, zawsze przyciągała moj wzrok. Odwzajemniala je swoim pustym spojrzeniem.

    annakelly1@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Pamiętając o tym ciekawym wywiadzie i o patronacie Szwecjobloga zakupiłam dziś swój egzemplarz "Córek marionetek" w markecie z owadem ;) za całe 25 zł :)

    OdpowiedzUsuń