25 stycznia 2013

mama, która zapomniała

"Szwedzki model wychowania", "dzieci w Szwecji" to hasła, które w Polsce zdążyły już obrosnąć legendą. I to raczej legendą z dzieckiem i państwem w roli antybohaterów. Sama niechętnie wdaję się w dyskusje na temat wad i zalet bezstresowego wychowania. Dla mnie szwedzkie spojrzenie na dzieci znacznie lepiej wyraża się w literaturze dla najmłodszych. Szwedzkojęzyczni autorzy już dawno wpadli na to, że pisanie dla dzieci to nie tylko sielankowe opowiadanie o gadających zwierzątkach, różowych księżniczkach i dzielnych rycerzach. W świecie Muminków u Tove Jansson ciągle czai się widmo nadchodzącej katastrofy, a Astrid Lindgren w Braciach Lwie Serce ma odwagę poruszyć chyba jeden z najtrudniejszych tematów - śmierć. 

Ostatnio wreszcie udało mi się wziąć w ręce książeczkę, o której wiele słyszałam już wcześniej: Filip i mama, która zapomniała. 



Autorką tekstu i ilustracji jest Pija Lindenbaum - wielokrotnie nagradzana za swoje książki w Szwecji i za granicą. W Polsce książki tej autorki oraz inne szwedzkie książki dla dzieci wydaje poznańskie wydawnictwo Zakamarki. 

Mama Filipa nie jest typową, tradycyjną Matką Polką, która cały swój czas poświęcałaby tylko i wyłącznie opiece nad swoim potomkiem. To mama nowoczesna, zapracowana ale co za tym idzie - zbyt zabiegana i zestresowana:



Pewnego dnia zmęczona mama Filipa... zamienia się w smoka. Zapomina, co powinna robić jako matka. Mały chłopiec musi wtedy wziąć na swoje barki bardziej dorosłe obowiązki - przygotowanie śniadania, sprzątanie, zakupy. No i przede wszystkim chce znaleźć lekarstwo na przypadłość mamy oraz musi ochronić ją przed społeczeństwem, które przemiany w smoka nie rozumie i nie akceptuje. Cała historia kończy się oczywiście happy endem - mama zdrowieje, zmienia swoje nastawienie do codzienności i wreszcie może bez pośpiechu zjeść z Filipem śniadanie. 




Filip i mama, która zapomniała to kolejny świetny przykład na to, że dzieciom można (a może nawet trzeba?) mówić o rzeczach trudnych, bo tak naprawdę dzieci i tak same je zauważają w swoim codziennym życiu. Można je jednak opowiedzieć w bardziej niekonwencjonalny, ale wciąż czarodziejski sposób. Domyślam się, że coraz więcej mam dwudziestego pierwszego wieku może być skazanych na taki moment swojego życia, kiedy napięcie staje się nie wytrzymania i nagle, ni stąd, ni zowąd zamieniają się w smoki.
(Mój P. po przejrzeniu ze mną książeczki uparcie próbował przekonać mnie do interpretacji, że tak właściwie to kobiety mają takie smocze dni dużo częściej...)


Współczesni autorzy literatury szwedzkiej dla dzieci idą w przełamywaniu tematów tabu jeszcze dalej. Nie tak dawno szaloną karierę robiła Mała książka o kupie Pernilli Stalfelt. Mimo to sama jednak chyba nigdy nie dałabym się przekonać, żeby poczytać tę książeczkę na przykład mojemu chrześniakowi. Zdecydowanie chętniej sięgnęłabym po książki z Zakamarkowych serii.

Źródła:
Pija Lindenbaum (2010), Filip i mama, która zapomniała (tłum. Katarzyna Skalska). Poznań: Zakamarki.
http://www.zakamarki.pl/
 

4 komentarze:

  1. Oj mam tą książeczkę o kupie i chyba tę opinię bierzesz z tego że nigdy jej nie widziałaś a i z dziećmi niewiele masz tak to do czynienia :] - moja trzylatka ją uwielbia i nie widzi w niej nic złego, nie ma tam brutalnych obrzydliwych rzeczy a jedynie bardzo ciekawie i przejrzyście przedstawione fakty. W sumie kupiliśmy ją jako pomoc dydaktyczna w przypadku próby odpowiedzi na pytania "dlaczego kupa jest brązowa skoro zjadłam żółtą zupę" bo jak na wszystkie "tradycyjne trudne pytania" byliśmy przygotowani tak fascynacja wydzielinami u dzieci dorosłych często zaskakuję a jednym z moich podstawowych założeń było to by nie tłamsić ciekawości, wobec żadnego tematu nie robić histerii i tabu. Ma pytanie to odpowiadam a jak nie wiem to obiecuję dołożyć wszelkich starań by się dowiedzieć i wtedy odpowiedzieć (bez udawania że ze mnie alfa i omega i kłamać byleby się nie przyznać do niewiedzy). No i tak było w kwestii trawienia które dla chyba wszystkich dociekliwych małolatów jest rzeczą niesamowicie ciekawą. Dla dzieci nie ma tematów krępujących, tabu, tematów które są zbyt bolesne by o nich mówić - to my wokół nich robimy taką aurę że dzieci boją się nawet często o to pytać zostając z pytaniami bez odpowiedzi a to wydaje mi się najprostszą drogą do patologii emocjonalno-społecznej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki Tove Jansson czy Astrid Lindgren to doskonały argument za tym, że podejście do wychowania dzieci w krajach sandynawskich, jakkolwiek nie patrzeć by na bezstresowe wychowanie, ma wiele w sobie mądrości. Przede wszystkim w Muminkach wszyscy mają jakieś wady - jakie to bliskie codzienności, kiedy mama ma fochy, a tata niekoniecznie jest bohaterem. Jakim świetnym wzorcem osobowym jest Włóczykij choćby. A Astrid Lindgren ... palce lizać. Do dziś pamiętam świetną scenkę z Pippi, gdy mama Aniki i Tommy'ego poprosiła Pipi, aby zachęciła je do jedzenia kaszki. Na co Pippi przewrotnie: Tommy i Aniko, musicie jeść kaszkę, bo jak nie będziecie jej jeść, to nie będziecie mieć siły, aby zmuszać swoje dzieci do jedzenia kaszki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawie się to prezentuje. Nie miałam okazji jeszcze nigdy trafić, aczkolwiek te żywe ilustracje wyglądają bardzo zachęcająco. Dzięki za inspiracje. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń