07 sierpnia 2019

Sztokholm: jedzenie i picie jako przeżycie

Pytania o rekomendacje, jakie atrakcje turystyczne i jakie lokale gastronomiczne warto odwiedzić w Sztokholmie, pojawiają się bardzo często na Facebooku i Instagramie. A gdyby tak połączyć je w jedno? Jakie lokale gastronomiczne w szwedzkiej stolicy mogą stanowić atrakcję turystyczną samą w sobie?

Czy restauracje kawiarnie i bary w ogóle można traktować jako atrakcje turystyczne? Oczywiście! W internecie pełno jest na przykład zestawień w stylu "5 najdziwniejszych restauracji na świecie", które prezentują lokale znajdujące się pod wodą czy na platformach zawieszonych w powietrzu na dźwigu. Są restauracje stylizowane na więzienie albo szpital. Atrakcją dla turystów są też lokale, które zagrały w filmach czy serialach albo pojawiają się na kartach książek (przypominam Wam na przykład o Fridolfs konditori w Ystad, gdzie Kurt Wallander przychodził na bułeczki cynamonowe lub kanapki i popijał je kawą lub mlekiem, a gdzie turyści najczęściej wybierają dzisiaj ciastko Wallandera,  Wallanderbakelse). Są miejsca słynne z tego, że serwują wyjątkowe rzeczy (na przykład w Göteborgu: ogromne bułeczki cynamonowe, Hagabullar, w Café Husaren).

Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o dwóch takich miejscach w Sztokholmie, gdzie jedzenie i picie staje się właśnie takim przeżyciem!

Najpierw coś dla głodnych - restauracja Aifur. Jeśli wałęsacie się po Gamla Stan, na pewno rzucił się Wam w oczy nietypowy szyld z nazwą lokalu zapisaną runami (adres: Västerlånggatan 68b)


Doskonale zapowiada to, co znajduje się w środku. Wśród lokali z kuchnią włoską, tajską, indyjską czy japońską, Aifur jest perełką, bo to restauracja... wikińska.

Klimat czuć tu od początku. Wejdziecie do ciemnego wnętrza, gdzie od razu usłyszycie dźwięki ludowej muzyki (wieczorami granej na żywo na tradycyjnych instrumentach), a przywita Was herold, który jak tylko pozna Wasze imiona, zadmie w róg i przedstawi Was biesiadującym gościom. Zapomnijcie o kameralnych stolikach dla dwojga. Kolacja w tym miejscu przywodzi na myśl dawne uczty, siedzi się tu na przykrytych skórami ławach przy długich drewnianych stołach. Z początku zupełnie zbiło mnie to z tropu, ale szybko okazało się, że współbiesiadnicy już wcześniej zdążyli wczuć się w klimat lokalu i bardzo szybko nas w niego wciągnęli. Pracująca tu załoga od razu skojarzy się Wam z bohaterami serialu Wikingowie: długowłosi wytatuowani mężczyźni i kobiety o misternie zaplecionych fryzurach, wszyscy w lnianej odzieży. I wszyscy skorzy do zagadywania i żartów.

Jedzenie to nie tyle potrawy z epoki wikińskiej, ale mocno nią inspirowane: ryby i mięsiwa (m.in. dziczyzna i jagnięcina), przyprawy, które wikingowie z odległych krain przywozili na Północ. Napitki warte polecenia to przede wszystkim ogromna różnorodność miodów pitnych. Z menu możecie zapoznać się na stronie, poczytacie tam też ciekawostki dotyczące pochodzenia nazw poszczególnych pozycji w karcie. Jedzenie było naprawdę smaczne, ale lokal chyba jednak słynie bardziej z klimatu niż kuchni.

 I uważajcie! Widelcom brakuje zębów, a kieliszkom nóżek 😉




Wybierając się na wikiński obiad lub kolację, warto zarezerwować sobie miejsce  (szczególnie jeśli wybieracie się większą drużyną) - bardzo prosto można to zrobić przez stronę internetową lokalu. Można oczywiście wejść "z marszu", ale w godzinach gastronomicznego szczytu może to się wiązać z koniecznością czekania w kolejce.

A teraz coś dla spragnionych! Pewnie słyszeliście już o pierwszym na świecie lodowym hotelu - to ICEHOTEL w Jukkasjärvi w północnej Szwecji (ręka do góry, kto z tego pokolenia, że pamięta, że w lodowej kaplicy hotelu wziął ślub - jeden ze swoich ślubów - Michał Wiśniewski w reality show o własnym życiu). Mało kto wie, że w Sztokholmie znajduje się pierwszy na świecie permanentny lodowy bar - ICEBAR. Znajdziecie go w samym centrum, w budynku Hotel C Stockholm, (adres: Vasaplan 4).


Jego wnętrze stworzone jest z lodu z lapońskiej rzeki Torne i tworzą je rzeźbiarze odpowiedzialni za ICEHOTEL właśnie. Co roku w kwietniu motyw przewodni lodowych rzeźb (a także menu na barze) się zmienia. Obecnie jest to "Ziemia obiecana" (The Promised Land) i nawiązuje do fali migracji Szwedów do Stanów Zjednoczonych w XIX wieku. W zeszłym roku trafiłam na motyw wikingów - był wykuty w lodzie tron Odyna z krukami, wilk Fenrir, lodowe łodzie wikingów i dużo, dużo run!



W barze panuje temperatura -5°C (to może być idealne miejsce na ochłodzenie się w ciepłe, słoneczne dni - na przykład w lato, najpiękniejszy dzień w roku  😉 - a po więcej żartów m.in. ze szwedzkiej pogody zapraszam TUTAJ). Przed wejściem do baru wypożycza się specjalną pelerynę - żeby ochronić ciało przez zimnem lodu, a lód przed ciepłem od ciała. No i rękawiczki - z lodu są jest nie tylko wnętrze baru, ale też kieliszki, z których popija się drinki. Zdecydowana większość - jak można się spodziewać - na bazie szwedzkiej wódki Absolut (o miasteczku Åhus, "źródle Absolutu", pisałam TU), są też napoje bezalkoholowe i bar mogą odwiedzać też niepełnoletni.


Także tutaj warto zarezerwować sobie wcześniej wejście - tym razem nie tylko po to, żeby zagwarantować sobie miejsce, ale też żeby oszczędzić: opłata za wejście z rezerwacji jest niższa. I pamiętajcie, że kolejna kolejka nalana do tego samego, nieroztopnionego kieliszka 😉 także kosztuje mniej niż zamawianie drinka w nowym lodowym naczyniu. Informacje o aktualnych cenach znajdziecie na stronie ICEBARU.

Uprzedzając pytania: gdzie jeszcze w Sztokholmie można warto zjeść, niekoniecznie robiąc z tego jednak przygodę - polecam jeszcze dwa miejsca.

Przede wszystkim Hermans: Give Peas a Chance (adres: Fjällgatan 23B, Södermalm, niedaleko Fotografiska). Świetna restauracja z kuchnią roślinną, gdzie w tygodniu w porze lunchowej załapiecie się na bufet all you can eat w przyzwoitej cenie 140 SEK. Dania są rewelacyjnie pyszne i bardzo różnorodne, jestem pewna, że zasmakują nawet tym, którzy nie jedzą wege na co dzień. Do tego w lokalu panuje przyjemna, przyjazna atmosfera (jakby wpadało się na obiad do starych znajomych), a z restauracji jest świetny widok, m.in. na Gröna Lund.



Jeśli będąc w Szwecji zapragniecie klopsików, zajrzyjcie do Meatballs for the People (adres: Nytorgsgatan 30 w dzielnicy Södermalm), do lokalu specjalizującego się w mięsnych kuleczkach. Ja podczas ostatniego pobytu nie zdążyłam tam dotrzeć, ale poleciłam to miejsce przyjaciółce, która wybrała się na wycieczkę do Sztokholmu - pochwaliła! Oprócz klasycznych, wieprzowo-wołowych klopsików, które pewnie znacie np. z restauracji IKEA, możecie tam spróbować klopsików z łosia czy dzika lub w wersji wegetariańskiej.



Smacznego i na zdrowie! 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz