19 listopada 2018

"Sprawdzam, z której strony wieje wiatr" - wywiad z Monsem Kallentoftem

Podczas 22. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie, których Gościem Honorowym była Szwecja, nie mogło zabraknąć autorów powieści kryminalnych. Mnie najbardziej ucieszyła obecność Monsa Kallentofta, autora serii książek o komisarz Malin Fors oraz współautora serii o Zacku Herrym (o jego książkach pisałam na blogu TUTAJ) - to jedni z niewielu bohaterów kryminałów, których losy wiernie śledzę, a książki kolekcjonuję na półkach. Ucieszyłam się tym bardziej, że podczas Targów mogłam przeprowadzić wywiad z autorem. Podpytałam go o obraz Szwecji, jaki tworzą kryminały, o współpracę z innymi pisarzami, o książkowe motywy, a nawet... o sytuację, kiedy ścigał go mężczyzna z pistoletem!


Mówi się, że Szwecję, a nawet cały świat dotknęła „gorączka kryminałów”. W mojej pamięci utkwiło to, co królowa Sylwia powiedziała, kiedy kilka lat temu razem z królem Karolem XVI Gustawem otwierała Dni Języka Szwedzkiego w Warszawie: „Pamiętajcie, kryminały są wytworami fantazji. Dla mnie społeczeństwo szwedzkie jest znacznie bardziej ciepłe niż ten ponury obraz, który tworzą kryminały”. Myślisz, że szwedzkie kryminały wpływają na obraz Szwecji za granicą?

Moim zdaniem tylko w pozytywnym sensie. Ludzie nie myślą przecież o Szwecji cały czas, więc kiedy ukazuje się cała masa książek, które rzeczywiście są czytane, to generalnie rośnie świadomość o tym, że Szwecja w ogóle istnieje. Nie staje się kolejnym krajem, o którym się zapomina, którym nikt się nie przejmuje. Poza tym uważam, że w większości ludzie są na tyle inteligentni, że rozumieją, że Szwecja nie jest krajem, gdzie w każdej dziurze zabitej dechami dochodzi do dziesięciu morderstw rocznie, więc chyba nie trzeba się o ten obraz tak martwić. Z drugiej strony, wiele osób postrzega Szwecję jako kraj idealny, z idealną opieką społeczną, gdzie państwo się o wszystko troszczy. Obraz, jaki tworzą kryminały, jest w takim razie bliższy rzeczywistości, bo tam nie jest idealnie. Jest raczej tak jak we wszystkich innych krajach.

Sam często poruszasz  w książkach problemy społeczne, z którymi mierzy się Szwecja. Czy to sposób, by sprawić, żeby więcej o nich rozmawiano?

Cały czas staram się pisać o tym, co ludziom bliskie, więc często dotykam aktualnych kwestii, bardzo łatwo czerpać z nich energię. Nie mam żadnej politycznej agendy, choć czasem na to wychodzi. Ale to nie z takiej strony chcę zaczynać. Łatwo wtedy wciągające książki zamienić w jakąś agitację. Po prostu wystawiam palec, sprawdzam, z której strony wieje wiatr, co ludzi denerwuje…

Twoje książki przetłumaczone zostały na około 30 języków, sięgają po nie czytelnicy z różnych kultur. Co jest takiego uniwersalnego, co przyciąga ludzi do kryminalnych historii? Mamy obsesję na punkcie przemocy, śmierci i strachu?

Gdyby przyjrzeć się historii literatury, czy to Biblii czy klasycznym greckim tragediom, wszystkie opowieści poruszają takie tematy jak przemoc, seks i śmierć. Tak też jest dzisiaj – kryminały też krążą wokół tych elementów. I często mają klasyczną budowę, klasyczną dramaturgię, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Ludzie zawsze opowiadali sobie historie w taki sposób. Zarówno tematy i struktura opowiadania są same w sobie bardzo uniwersalne. Poza tym wydaje mi się, że potrzebujemy tych ciemnych stron w naszym bezpiecznym otoczeniu.

Wydaje mi się, że Zło budzi się wiosną było jedną z pierwszych książek, które przeczytałam po szwedzku, oczywiście poza obowiązkowymi lekturami na studiach. Zafascynował mnie język, jakiego używasz, jednocześnie oszczędny i chłodny, jak i oniryczny, hipnotyzujący.

Tak, to połączenie odróżnia moje książki od innych, szczególnie serię o Malin Fors. Można powiedzieć, że mają bardziej literacki język.

Jak ważne są te językowe kwestie w twoim pisarstwie?

Są stuprocentowo ważne! Mówi się: It’s all about the style. Kompozycja i język, właśnie to mam do dyspozycji, więc te kwestie są oczywiście niezwykle istotne. Język niesie wszystkie emocje i to za jego pomocą wczytujemy się w książkę. Wszyscy posługujemy się językiem, to pierwsze, co robimy, kiedy przychodzimy na świat – najpierw pierwszy oddech, a potem krzyk – to przecież też język.

Traktujesz pisanie jako pracę czy sztukę?

Jedno i drugie. To bardzo dużo pracy, ale też przez to powstaje sztuka. Myślę, że wszyscy wartościowi artyści dużo pracują. Nawet jeśli nie zastanawiają się nad tym, jak i dlaczego…

Powiedziałeś, że nie masz żadnej agendy, ale w jednym z telewizyjnych wywiadów, którego udzieliłeś razem z Markusem Luttemanem, powiedziałeś, że wasza seria o Herkulesie miała służyć promocji czytelnictwa, szczególnie wśród młodych.

Nie wiem, jak to wygląda w Polsce, ale w Szwecji chłopcy czytają bardzo mało książek. Wszyscy próbują coś z tym zrobić. Rzeczywiście, jednym z naszych celów w przypadku tej serii było zachęcenie młodych chłopaków do czytania, ale to trudne.

Serię o Herkulesie napisałeś razem z innymi autorami, pierwsze cztery części z wspomnianym wcześniej Markusem Luttemanem, kolejną, która jeszcze nie ukazała się w polskim przekładzie, z Anną Karoliną. Cały czas myślałam, że praca pisarza jest bardzo samotna.

I nie chciałem, żeby to tak dłużej wyglądało.

Zastanawiam się, jak wygląda tak wspólna praca.

Najczęściej to ja wymyślam samą fabułę, piszę streszczenie. Później Anna lub Markus pracują nad projektem rozdziałów, które potem redaguję. A czasem to ja piszę projekt poszczególnych rozdziałów. Mieszkam na Majorce w Hiszpanii, więc dużo siedzimy na Skypie. To całkiem przyjemne - zazwyczaj pracuję sam na sam, dobrze jest to zmienić, porozmawiać z kimś, wymieniać się pomysłami i inspiracjami, dyskutować. Ale mimo to ideałem jest chyba jednak pisanie w samotności. To bardzo zamknięty, hermetyczny proces.

Skąd wziął się pomysł, by zbudować losy bohaterów wokół różnych motywów przewodnich? U Malin Fors były to najpierw pory roku, potem żywioły, a teraz zmysły, a dla Zacka Herry’ego to prace Herkulesa.

Taki punkt zaczepienia to bardzo wdzięczne narzędzie. Jak w przypadku Malin i zmysłów – wiem wtedy, że morderstwo ma mieć coś wspólnego na przykład ze słuchem albo węchem. To wpływa na całą książkę, na całą fabułę, staje się początkiem. Dzięki postaci Herkulesa mam świadomość, do jakiej pracy będzie nawiązywać książka, czerpię pomysły z tego, o czym opowiadają mity, zastanawiam się, jak dać temu wyraz. Ostatnia książka, Heroina, opowiada na przykład o stajni Augiasza, tu zamiast stajni ze zwierzętami mamy sztokholmskie przedmieście. Według mitów Herkules zmienił bieg rzeki tak, że oczyściła stajnię… Ale może nie powinienem zdradzać zbyt dużo, co dzieje się w książce.

Ten wspólny motyw to coś ciekawego także tych, którzy znają mitologię. Podczas lektury można zastanawiać się, jak zostanie wpleciona w książki…

Tak, ale większość czytelników chyba aż tak się tym nie przejmuje, liczą po prostu na dobrą, wciągającą lekturę.

Możemy się spodziewać łącznie dwunastu książek w tej serii?

Mam taką nadzieję! Nie wiem tego na pewno, ale mam taką nadzieję.

Tak zwana turystyka kryminalna przyciąga do Szwecji mnóstwo turystów, którzy chcą zobaczyć Ystad Henninga Mankella czy Fjällbackę Camilli Läckberg. Czy są jakieś miejsca, okolice, które mógłbyś polecić tym, którzy chcą odwiedzić Linköping albo Sztokholm Monsa Kallentofta?

Linköping to zwyczajne miasto pośrodku równiny, nie jest tak malownicze jak skańskie Ystad czy nadmorska Fjällbacka… Nie ma tam za wiele miejsc do zarekomendowania turystom, tam się po prostu mieszka. Chyba że ktoś chce zobaczyć właśnie takie zwyczajne szwedzkie miasto. A w Sztokholmie można wybrać się na przedmieścia, jeśli się ma odwagę. [śmiech] Nie no, żartuję, wcale nie jest tak niebezpiecznie. Sztokholm to w ogóle bardzo przyjemne miasto.

Kiedy przygotowywałam się do naszej rozmowy, znalazłam na twojej stronie internetowej zaskakujące zdanie. Wspominasz, trochę przelotnie, że w Madrycie byłeś kiedyś ścigany przez łysego mężczyznę z pistoletem. Nie mogę się powstrzymać przed wypytaniem cię o szczegóły.

Ach, no tak! Byłem wtedy młody, bardzo młody. Pojechałem do Madrytu, poznałem dziewczynę, była trochę ode mnie starsza. Zaczęliśmy się spotykać. Tylko że potem okazało się, że ona już miała chłopaka, który mieszkał w Niemczech. Miał taki syndrom, że był kompletnie pozbawiony owłosienia, nie miał włosów na głowie, na rękach… Koleś był w tej dziewczynie tak strasznie zakochany, że wsiadł do swojego mustanga, w schowku na rękawiczki miał pistolet, kupił go od jakiegoś gangstera we Frankfurcie. Zadzwonił do niej i powiedział, że jest jakieś 300 kilometrów na północ od Madrytu i że jedzie dorwać tego pieprzonego gówniarza. [śmiech] Kiedy dojechał na miejsce, mnie już tam nie było. Wyjechałem z Madrytu, nie byłem gotowy ryzykować życia. Ta dziewczyna potem kilkukrotnie z nim zrywała i do niego wracała, teraz są małżeństwem, mają dzieci. Więc byłem taką małą przerwą zanim zaczęło się prawdziwe życie.

Mówisz o sobie, że jesteś „gastronomicznym nerdem”. Jeździłeś po świecie, pisałeś reportaże o jedzeniu, restauracjach, świecie gastronomii. Czy przyszło ci kiedyś do głowy, żeby wpleść te kulinarne zainteresowania do swoich książek?

Nie, nigdy o tym nie myślałem. Malin Fors taka nie jest, ona woli pizzę, dużo pije, nie lubi niczego wyszukanego. To nie idzie ze sobą w parze. Wątpię, żebym kiedyś to zrobił, najważniejsza jest sama fabuła. Chociaż sam nie wiem, może kiedyś?

W twoich kryminałach wiele jest brutalnych scen i bardzo realistycznych opisów przemocy. Takim gatunkiem literatury zajmujesz się już dość długo. Czy jakoś to na ciebie wpływa? Bardziej obawiasz się ludzi, tego, co mogą sobie nawzajem wyrządzić?

Jest raczej na odwrót, wydaje mi się, że zrobiłem się bardziej gruboskórny. Mam wrażenie, że nic mnie już nie zaskoczy. To może brzmi, jakbym był zblazowany, ale czasem jestem chyba nawet zbyt gruboskórny, mam bardzo niskie oczekiwania wobec ludzi, wiesz, what’s new. Podam ci przykład: w jednej z książek o Zacku Herrym nastolatki zażywają pewien straszny narkotyk – coś podobnego się dzieje, może nie aż tak brutalnego, ale rzeczywiście pojawiły się narkotyki zamieniające ludzi w kanibali. Cokolwiek wymyślę w książkach, rzeczywistość i tak zawsze okazuje się dziesięć razy gorsza.


_________________

Jutro na szwecjoblogowym fanpage'u spodziewajcie się konkursu, w którym do zdobycia będzie najnowsza powieść Monsa Kallentofta i Markusa Luttemana Heroina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz