19 marca 2018

Martin Holmén "Klincz" - kryminał noir

Harry’ego Kvista, bohatera powieści Klincz, można właściwie określić mianem antybohatera, który nie wzbudza sympatii czytelnika. Kvist to zmęczony życiem były bokser o słabnącej kondycji fizycznej, przez swoją biseksualną orientację seksualną stracił szansę na sportową karierę, odsiedział swoje w więzieniu, prawdopodobnie także przez to stracił kontakt z żoną i córką. Zajmuje się ściąganiem długów na prywatne zlecenia oraz szukaniem zaginionych dziewczyn, a w pracy nie przebiera w środkach. Kiedy jeden z dłużników zostaje zamordowany, wszystkie podejrzenia kierują się na Kvista. Harry musi znaleźć świadka, który może ujawnić, co wydarzyło się naprawdę, i próbuje rozwiązać zagadkę śmierci Zetterberga na własną rękę.



Początkowo intrygująca i pociągająca wydawała mi się inność tej książki, nietypowa sceneria oraz zapadający w pamięć bohater. Podobał mi się specyficzny klimat, kojarzący się z filmami noir (z nimi kojarzy mi się też bardziej szwedzka, minimalistyczna okładka): jest tu femme fatale, są nocne obrazy brudnego miasta, szczegółowe opisy Sztokholmu lat 30., spowitego grudniowym chłodem, gdzie co krok mija się burdele, meliny, dilernie, dzielnice biedy, jak i domy karierowiczów. Wszechobecny jest dym papierosów i cygar, a autor nie szczędzi czytelnikowi opisów błota, krwi, potu, spermy i łez. Pełne detali były też opisy ubrań, bokserskich ciosów.  

Patrzę kontrolnie na mój zegarek marki Viking. Stoję w deszczu przed domem Zetterberga, w miejscu, gdzie najwytworniejsza ulica w mieście spotyka się z ciemnymi zaułkami. Tutaj, w  kwartale domów wokół kościoła Świętej Klary, nocami rządzą handlarze walut, drobni złodziejaszkowie, alfonsi i dziwki. Wśród hoteli, biur bukmacherskich i nielegalnych barów oszuści z całego miasta czają się na prowincjuszy, którzy w swoich niedzielnych ubraniach, z zaczesanym na mokro przedziałkiem zjeżdżają do stolicy prze Dworzec Centralny. Godzinę później są oskubani do czysta jak zarżnięta gęś.

Klincz różni się od dotychczas znanych mi kryminałów skandynawskich, w których bohaterowie dążą do przywrócenia stanu harmonii - czytelnik ma wrażenie, że w świecie Harry'ego Kvista sprawiedliwość jako taka nie istnieje. Chwilami można wręcz odnieść wrażenie, jakby szokowanie moralnością bohaterów stało się dla autora ważniejsze niż opowiedzenie historii samej w sobie.

Historia zaś nie jest specjalnie oryginalna, jak na kryminał brakowało mi zaangażowania czytelnika w próbę rozwiązania zagadki. Oprócz głównego bohatera nie pojawia się wiele postaci drugoplanowych, stąd można spodziewać się, że wszyscy ci, którzy już są wymienieni z imienia lub nazwiska, muszą odegrać ważną rolę w zakończeniu. Historia poprowadzona jest także dość nierówno – z początku dzieje się bardzo dużo, w drugiej części akcja bardzo spowalnia, czytelnik w zasadzie może zdążyć „zapomnieć”, o co Kvistowi tak naprawdę chodziło, a kwestia zagadkowego morderstwa i niesłusznych podejrzeń na pewien czas schodzi na dalszy plan. Po pewnym czasie mogą irytować natrętne powtórzenia pewnych konstrukcji – opisy odgryzania końcówki cygara, kości „strzelających”, gdy tylko Kvist się prostuje, czy nawiązania do kiepskiej pamięci bohatera. 

Skandynawskie kryminały przeżyły już swój największy boom, ale wciąż należą do bardzo poczytnych książek. Klincz mogę polecić tym miłośnikom gatunku, którzy szukają czegoś wychodzącego poza znane im schemat, żeby na własnej skórze przekonali się czy może właśnie tego im brakowało. Moim zdaniem Klincz miał ogromny potencjał, który nie został do końca wykorzystany. Bohater, choć czasem wzbudza odrazę, niewątpliwie zostaje w pamięci - Harry Kvist wróci w następnych częściach trylogii. 

Martin Holmén Klincz (Clinch)
Wydawnictwo Editio
2018
tłum. Alicja Rosenau

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz