15 kwietnia 2015

5 lekcji otwartości podczas podróżowania




Podróże i wycieczki to doskonała okazja do ćwiczenia otwartości. Odkąd tak na poważnie zainteresowałam się Szwecją i odkąd siedem lat temu wyjechałam tam po raz pierwszy, nieustannie ćwiczę otwartość na sobie. A to nie zawsze łatwe. Po pierwsze: jestem dobrze zorganizowana i lubię, kiedy wszystko dookoła też jest dobrze zorganizowane. Jeśli wyjeżdżam na zwiedzanie, potrzebuję wcześniej przygotowanej rozpiski, dokąd po kolei jedziemy i jakie miejsca tam odwiedzamy, jak najwięcej o lokalizacjach i zabytkach doczytuję też wcześniej. Po drugie: jako typowy introwertyk raczej nie odczuwam specjalnej potrzeby nawiązywania kontaktów z ludźmi, także za granicą. Poniżej przedstawię Wam 5 pomysłów na to, jak (nawet tymczasowa) zmiana nawyków może okazać się cenna w skutkach podczas podróżowania. Może niektóre z nich wydadzą się Wam oczywiste, ale z drugiej strony - o najbardziej oczywistych rzeczach łatwo zapomnieć.



1. Nie wahaj się zboczyć z drogi.


Nieoczekiwana zmiana planów, która kiedyś była dla mnie prawdziwą zmorą i potrafiła zupełnie zepsuć mi dzień, podczas podróży nie raz przynosiła najciekawsze doświadczenia. 

Podróżując po Szwecji samochodem, warto patrzeć na znaki informujące o atrakcjach turystycznych, znajdujących się na trasie. Dzięki temu możecie odkryć wiele ciekawostek, które na przykład akurat nie są uwzględnione w Waszym wydaniu przewodnika. My, reagując na "pętelkowy" znak informacyjny, dotarliśmy do rytów naskalnych we Flyhov, a dzięki podążaniu za drogowskazami z napisem kyrka, mogliśmy zwiedzić niesamowity drewniany kościół w Habo. Czasem też nie warto bać się drogowskazów, których nie rozumiemy - do dziś jako anegdotkę opowiadam, jak to kiedyś zastanawialiśmy się, o co chodzi ze strzałkami z napisami o pchłach, a wylądowaliśmy na kapitalnym pchlim targu (szw. lopp - pchła, loppis - pchli targ). Zwiedzając Skanię, kilka razy zdarzało mi się wysiąść z autobusu na trasie w innym miasteczku, bo zauroczyło mnie coś, co zobaczyłam przez okno. Za każdym razem było warto.


2. Spotykaj ludzi.


Organizując swoje wyjazdy do Szwecji praktycznie za każdym razem korzystam z Couchsurfing.com. Nie ma chyba lepszej lekcji otwartości niż taka, która odbywa się, gdy stajesz się gościem u praktycznie nieznanego Ci gospodarza. Jestem też przekonana, że poznawanie ludzi, podpatrywanie ich życia "od kuchni" jest doskonałym sposobem, by głębiej poznać też dany kraj czy region, do którego podróżujecie. 

Do tej pory mam same pozytywne doświadczenia, a z kilkoma gospodarzami do dziś utrzymujemy kontakt. Większość osób, które w ten sposób poznałam na swojej drodze, to ciekawe osobistości: na przykład przewodniczący związku republikańskiego (Republikanska Föreningen) i jego mąż w Sztokholmie, inspirująca aktywna osiemdziesięciolatka, w wolnym czasie statystuje w filmach w Göteborgu, czy zakręcony freegański kolektyw spod Ystad. 


3. Pytaj.


Niektórzy -jak ja - z zasady nie chcą i nie lubią pytać o drogę. Ani o cokolwiek innego. Sama przekonałam się jednak, że czasami opłaca się zaczepić przechodnia i zapytać nawet o coś, co Was zaintrygowało. Zgoda, nie wszyscy tubylcy sami orientują się w tym, co dzieje się dookoła, ale zawsze jest jakaś szansa. To nic, że może popatrzą na Was ze zdziwieniem. Wy za to potem będziecie mogli przede wszystkim trafić do celu albo sprzedać ciekawostkę Waszym towarzyszom podróży (a zaczepiony przechodzień może opowie o Was po powrocie do domu). Wiele mówi się o tym, jak zdystansowani i małomówni są Szwedzi. Coś w tym jest. Ale Szwedzi w moim odczuciu są też bardzo pomocni i to bardzo przydaje się, kiedy jesteście nowi w danym mieście. 

Pytanie o różne rzeczy, nawet jeśli właściwie znacie odpowiedź, jest dobrą lekcją dla tych, którzy uczą się języków, ale mają trudności z przełamaniem się do mówienia. Zanim zaczniecie wygłaszać referaty w języku obcym, warto zacząć od formułowania prostych pytań o rozkłady jazdy autobusów, możliwość dolewki kawy czy poprosić o zrobienia zdjęcia.


4. Próbuj lokalnego jedzenia.


Wiem, że za granicą czasem najszybciej, najtaniej, a czasem i najbezpieczniej jest wejść do pizzerii albo McDonald'sa. Bo zawsze wiemy, co dostaniemy i najczęściej wiemy, jak ta rzecz będzie się nazywać w języku obcym (bo praktycznie wszędzie nazywają się tak samo), więc nie będzie problemu z ich zamówieniem.

Zdaję też sobie sprawę, że nie zawsze tak łatwo jest znaleźć lokale z "domową" kuchnią danego kraju - podczas spaceru po Göteborgu mijaliśmy restauracje różnego rodzaju: chińskie, tajskie, włoskie, a nie mogliśmy uświadczyć miejsca, żeby zjeść naleśniki - rzekomo szwedzki czwartkowy klasyk. Ale warto próbować. Klopsiki w Szwecji smakują inaczej niż w IKEI w Polsce. 

Nie bójcie się też eksperymentować, o ile nie są to kompletnie ekstremalne potrawy. Dla mnie dość nietypowe było jedzenie pasztetu z młodych łosi, szynki z renifera, nie mówiąc już o osławionym kiszonym śledziu surströmming. Ale wszystko smakowało!



5. Miej zawsze oczy otwarte.



Patrząc na niektórych turystów, odwiedzających najbardziej popularne europejskie stolice można odnieść wrażenie, że tak właściwie niewiele tak naprawdę widzą zza ekranów swoich telefonów czy aparatów, którymi robią serie zdjęć. Warto mieć oczy otwarte na wszystko dookoła, nie tylko na to, co pokazują nam przewodniki i przewodnicy. Czasem może się okazać, że mnóstwo ciekawostek kryje wnętrze sklepu z antykami (jak na powyższym zdjęciu). Może bardzo inspirujący będzie się szyld, dzięki któremu nauczycie się nowego słówka albo doczytacie o czymś więcej po powrocie do domu. Pamiątkowe tablice na budynkach też nie są tam zupełnie bez powodu. 

Pamiętajcie, że w podróży, a szczególnie za granicą, ciekawe może być naprawdę wszystko. Nawet to, że Szwedzi mają majonez w tubkach ;)




Wpis jest moim wkładem w inicjatywę Mocnej Grupy Blogerów - Słowo-Klucz: OTWARTOŚĆ. Do dołączenia do inicjatywy zaprosiła mnie Justyna z Hattu.pl, za co bardzo dziękuję, bo zebranie przemyśleń było bardzo twórczym wyzwaniem. Więcej o inicjatywie możecie przeczytać, klikając na poniższy baner.




Na ogół odmawiam udziału w blogowych łańcuszkach, awardach i tym podobnych inicjatywach. Tym razem temat wydał mi się bardzo wartościowy. Jestem ciekawa, co na temat otwartości mają do powiedzenia Zuza z Sanna's Land of Illusion, Patrycja z Pat i Norway! oraz Aśka z Varia czyta - od deski do deski.





Follow on Bloglovin

17 komentarzy:

  1. odważyłaś się na kiszonego śledzia? podziwiam! ponoć już sam zapach interesantów obezwładnia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak i przeżyłam! ;) Już kiedyś na blogu cytowałam mojego znajomego, który mówi, że wódki się nie wącha, tylko pije - i podobnie jest ze śledziem :P

      Usuń
  2. ja właśnie tak lubię zwiedzać chdzac swoimi sciezkami i próbowac nowych smaków w końcu jak sięmjest daleko od domu czemu szukać swoich smaków a nie poznawać lokalnych

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie wybieranie mniejszych dróg i próbowanie lokalnego jedzenia to mój sposób na ciekawe życie tu, w Norwegii ! :) Dziękuję za nominację, pomyślę z której strony ugryźć ten temat :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Próbuj lokalnego jedzenia" to u mnie zasada nr 1 ;) Bardzo cenne wskazówki. Przyznam jednak, że z pytaniem obcych osób o drogę też miewam problemy i opór wewnętrzny. Fakt jednak, że jak już się człowiek przełamie, to przy okazji można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy i uciąć sobie miłą pogawędkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że jak już teraz sama napisałam, że to potrafi się przerodzić potem w coś sympatycznego, to już nigdy mi się nie upiecze na wycieczce z przyjaciółmi, ale cóż ;)

      Usuń
  5. Dziękuję za udział i wspaniały tekst inspirowany wyzwaniem! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze napisany tekst :) Czasem wystarczy tak niewiele, żeby się otworzyć.

    Przybij piątkę introwertyku! Mnie też Justyna zaprosiła do tego projektu, cały czas myślę nad jego realizacją :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Otwartość i dodałabym SZACUNEK dla cudzej odmienności, inności, respektowanie zasad w miejscach, których się znajdujemy -szczególnie, gdy jesteśmy gośćmi za granicą. Mieszkam nad morzem i rokrocznie obserwuję zachowania rodaków na wakacjach...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny wpis. Ale do prawdziwej Szwecji chyba jeszcze nie dojechalas? Za tydzien na zapiskach szwedzkich bedzie bajka w ramach pojektu Polek na Obczyznie, polecam jako zrodlo inspiracji ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lokalne dania i zbaczanie z drogi - to moje 2 podstawowe zasady, jak tylko gdzieś się wybieram. Co do pytań o drogę czy o cokolwiek również mam opory, ale jak czasem sytuacja przyciśnie to i ja się zapytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zasady 3, 4 i 5 stosuję i nie są dla mnie problemem. Jednak co do punktu pierwszego, to bywa różnie. Czasem nie zbaczam z drogi, bo nie za bardzo lubię poczucie zagubienia. Irytuje mnie ono po prostu. Ale może do wszystkiego trzeba dojrzeć, przyzwyczaić się :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Super! Bardzo fajny wpis. Ostatnio właśnie zdarzyło nam się (mi i mojemu chłopakowi) zboczyć z trasy i trafiliśmy w super miejsce! :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. o, to mamy podobnie! ja też nie przepadałam za proszeniem napotkanych osób na pomoc. teraz staram się z tego korzystać, bo takie poleganie na sobie w obcym miejscu na niewiele się zdaje :) jeżeli natomiast chodzi o lokalne jedzenie, to jestem ogromną zwolenniczką próbowania nawet najbardziej dziwnych rzeczy, uwielbiam poznawać nowe smaki. kiszony śledź? podziwiam Cię, ale sama jestem ogromnie ciekawa jak smakuje! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Natko, stosuję wszystkie Twoje zasady :) . Zbaczanie z drogi zawsze na pierwszym miejscu, ileż wtedy dodatkowych historii można poznać :)
    Nigdy nie widziałam jednak wskazówek z pchłą, a tak bym pobuszowała... :)

    OdpowiedzUsuń