04 września 2014

Muzeum Historii Naturalnej i historia pewnego wieloryba



Już na samym początku chcę się przyznać, że nie mam najlepszych doświadczeń ze zwiedzania muzeów przyrodniczych. Oglądanie zwierząt, zatopionych w formalinie, wypchanych, patrzących tępo szklanymi oczami, czy motyli, na zawsze zatrzymanych w locie szpilkami, nigdy nie należało do moich ulubionych momentów podczas edukacyjnych wycieczek w podstawówce i gimnazjum. Do Muzeum Historii Naturalnej w Göteborgu (Göteborgs naturhistoriska museum) też byłam nastawiona dość sceptycznie, ale wiedziałam, że jest tam jeden eksponat, jeden okaz tak interesujący i o tak ciekawej historii, że muszę tam wrócić, żeby pokazać go mojemu P.

Przy okazji udało się nam tam trafić na zupełnie nową wystawę, poświęconą ludzkiemu wyglądowi, postrzeganiu i ideałom piękna, które zmieniały się przez wieki, stereotypom i uprzedzeniom dotyczącym ludzkiej fizjonomii. Bardzo ciekawe!


(napis na ścianie: Gdyby istniała taka technika, czy powinniśmy mieć prawo wybierać cechy dla naszych dzieci? napisy na słoikach między innymi: kolor włosów, kolor oczu, płeć, wzrost, waga, kreatywność, uprzejmość, muzykalność, cechy przywódcze, inteligencja, alergie)




Zbiory muzeum obejmują około 10 milionów zwierząt, a "właściwe" wystawy prezentują cały przegląd fauny ziemi: od ameby po słonia czy wieloryba. Znajdują się tu też modele i schematy, prezentujące różne zjawiska, zachodzące w organizmach zwierząt i przyrodzie w ogóle. Polskich turystów może zawieść trochę fakt, że ekspozycje w większości opisane są po jedynie szwedzku, a tylko pojedyncze okazy doczekały się opisów w języku angielskim.

Zobaczyliśmy na przykład ekspozycję poświęconą śladom zwierząt, które można spotkać w Szwecji (coś interesującego dla dzieci -  małych detektywów).



Były też szklane słoje z formaliną...



...szkielety...





... i wypchane zwierzęta, z których jedne wyglądały smutno, inne wydawały mi się trochę nieudolnymi dziełami taksydermistów, jeszcze inne naprawdę mogły zrobić wrażenie. 






Muzeum zachęca na swojej stronie internetowej, że zwiedzanie tego miejsca to świetna szansa, by przyjrzeć się z bliska dzikim zwierzętom, tym bardziej, że się nie ruszają... Nie wydaje mi się, żeby akurat ten argument był przekonujący, ale trudno się nie zgodzić z tym, że dzięki takim zbiorom można z bliska zobaczyć, jak wyglądają (lub wyglądały) zwierzęta, które dotychczas znaliśmy tylko z książek lub telewizji. Co więcej, wiele ekspozycji było przygotowanych tak skrupulatnie, że dla porównania pokazywano osobniki dorosłe obu płci i ich młode. Dla kogoś, kto o faunie ma pojęcie bardzo szkolne i podstawowe, przejście wzdłuż wszystkich gablot może okazać się dość nużące.





Wreszcie udało nam się dotrzeć do najbardziej rozsławionego eksponatu tego muzeum. Malmska valen czyli malmowski wieloryb (od nazwiska kuratora göteborskiego muzeum i taksydermisty,  Augusta Malma, który od początku zajmował się wielorybem) to jedyny na świecie wypchany wieloryb. Ciekawa jest nie tylko jego wyjątkowość pod tym względem. Imponuje swoimi rozmiarami - ze swoimi szesnastoma metrami długości jest jedynie wielorybim dzieckiem, dorosłe osobniki mogą mieć około trzydziestu metrów. Niezwykła wydaje się też jego historia i całe przedsięwzięcie, związane z przygotowaniem eksponatu.




W październiku 1865 roku lokalni rybacy znaleźli wieloryba na brzegu zatoki Askim. Swoje znalezisko sprzedają Augustowi Malmowi, którego naukowym marzeniem jest zachowanie go w całości. Musi jednak zacząć spieszyć się ze swoim przedsięwzięciem - po kilku dniach ciało walenia zaczyna gnić, a wokół zwierzęcia pojawia się coraz więcej gapiów, którzy chcieliby zabrać ze sobą "pamiątki".

Po wykonaniu wszystkich pomiarów, rozpoczęto rozcinanie. Podobno wydzielające się zapachy zwalały z nóg, a robotnikom oferowano darmowy alkohol, żeby mogli kontynuować pracę nad wielorybem. Malm zainwestował w całe przedsięwzięcie pieniądze z własnej kieszeni. Żeby się to zwróciło, pobiera opłatę od widzów, chcących zobaczyć morską bestię. 

Skóra zwierzęcia ma być zamontowana na specjalnym rusztowaniu, którego konstrukcja przypomina budowę statku. Malm przewiduje też, że wiele osób będzie chciało wejść do brzucha wieloryba, więc górna szczęka zostaje zamocowana na zawiasach. Tak "zbudowany" wieloryb w 1866 wyrusza w podróż do Sztokholmu, gdzie członkowie rodziny królewskiej zaproszeni są do jego brzucha, wyłożonego niebieską tkaniną udekorowaną gwiazdami i poczęstowani kawą i ponczem. Planem Malma było, żeby wieloryb pojechał dalej do Kopenhagi, Berlina, Londynu i innych większych miast, ale ostatecznie wskutek problemów finansowych wraca do "domu", do Göteborga, a w latach 1894-96 ówczesne muzeum zostaje przebudowane tak, żeby miał swoją własną salę, w której można było podziwiać go także z balkonów.

Cały czas można było wtedy zwiedzać wnętrze zwierzęcia. Do momentu, kiedy pewnego razu, na przełomie wieków, pewną młodą parę nakryto  w niedwuznacznej sytuacji (sic!)... Paszczę zaczęto otwierać ponownie dopiero po kilkudziesięciu latach, między innymi z okazji szczególnych świąt (podobno na Boże Narodzenie można było tam spotkać Świętego Mikołaja!). Co więcej, wielu leciwych mieszkańców Göteborga ma zwyczaj przechwalać się, że pili kawę wewnątrz wieloryba, ale nie do końca warto im w to wierzyć.

Na stronie muzeum możecie zobaczyć galerię zdjęć, prezentujących historię malmowskiego wieloryba - czarno-białe fotografie, pokazujące wielkie cielsko wyrzucone na brzeg czy poszczególne etapy przewożenia części zwierzęcia do muzeum.


Zwiedzanie miejsca, w którym z racji charakteru eksponatów panuje całkiem wysoka temperatura i cóż, dość specyficzny zapach, nieźle nas zmęczyło. Na całe szczęście, muzeum położone jest w atrakcyjnym parku Göteborga, Slottskogen. Aby trafić do muzeum z parku, wystarczyło "podążać śladami słonia".




Slottskogen to nie tylko bardzo duży obszar parkowy, gdzie można odpoczywać w cieniu drzew, czy spacerować alejkami. Jego część to także swojego rodzaju ogród zoologiczny. 








Mieliśmy okazję zobaczyć łosia, szwedzkiego króla lasu. Wprawdzie ukrytego za gałęziami drzew, ale najważniejsze, że nie za szkłem muzealnej gabloty.




Informacje praktyczne:
  • adres muzeum: Museivägen 10, jeśli chcecie wybrać się do muzeum i poruszacie się komunikacją miejską, najlepiej wysiąść na przystanku Linnéplatsen, a następnie skierować się w stronę parku
  • muzeum otwarte jest od wtorku do niedzieli w godzinach 11.00 - 17.00, w poniedziałki nieczynne
  • dzieci i młodzież do 25 roku życia mają wstęp wolny do muzeum, dorośli płacą za bilet 40 SEK, ale jest on ważny przez cały rok, z kartą Göteborg City Card wstęp wolny.
  • w parku znajduje się też obserwatorium astronomiczne, a także kawiarnie, restauracje, place zabaw dla dzieci, siłownia na wolnym powietrzu, wyznaczone miejsca do grillowania, boisko do frisbeegolfa czy minigolf.


Źródła:
wszystkie zdjęcia z własnego archiwum
informacje o wielorybie z muzealnych broszur

Follow on Bloglovin

12 komentarzy:

  1. Historia wieloryba świetna! Dziękuję, dowiedziałam się czegoś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też zawsze przygnębiał widok tych wypchanych zwierzątek. Ale pamiętam wystawę motyli egzotycznych w Kołobrzegu, który bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że zajrzałam, już wczoraj...

    i Moby Dick mi się przypomniał :) kiss

    OdpowiedzUsuń
  4. blog o Szwecji! ogromnie się cieszę, że tu trafiłam

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak świetnej historii o wielorybie to nie słyszałam :)) swoją drogą jestem bardzo ciekawa jak wygląda tam cała sceneria z Świętym Mikołajem, pewnie dużo dzieci życzy sobie wieloryba na własność.
    A co do zwierząt w słojach - mam bardzo nie przyjemne wspomnienia z lekcji biologi, gdzie musiałam siedzieć przy gablocie z mnóstwem zamkniętych w słojach żab....Od tamtej pory biologia stała się dla mnie mało interesująca :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O teoretycznym prawie wyboru cech wyglądu swoich dzieci czytałam już wcześniej... i wydaje mi się dość okrutne. Nie potrafię jasno i rzetelnie argumentować, dlaczego, ale tak po prostu czuję. Równie dobrze moglibyśmy dobierać swoich bliskich nie poprzez więzy krwi i uczuć, a jedynie przez kwestię wyglądu... jestem estetką i kocham wszystko, co piękne, ale najbardziej kocham piękne wnętrze.
    Przepraszam, że mój komentarz jest bardziej etyczny, niż na faktyczny temat wpisu, ale jakoś tak wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mówią, że w Goteborgu nie ma nic ciekawego...
    Muzeum jest cudowne. Największe wrażenie zrobiły na mnie szkielety! Na pewno w rzeczywistości robią większe wrażenie niż zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, w Göteborgu (i okolicy) jest mnóstwo ciekawych miejsc, polecam bardzo!

      Usuń
  8. będąc w takich miejscach zawsze czuję się jak dziecko, bo wszystko to, co można tam oglądać mnie fascynuje! szczególnie właśnie różnego rodzaju muzea czy obiekty poświęcone naturze wzbudzają moje zainteresowanie. i cóż że w Szwecji? być może uda mi się je kiedyś odwiedzić :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja zawsze lubiłam odwiedzać muzea :D Chociaż faktycznie muzea przyrodnicze nie były najciekawsze. Ale wydaje mi się, że to kwestia zainteresowań lub ewentualnie dobrego przewodnika, który potrafi rozpalić wyobraźnię. Też przypomniała mi się historia Moby Dicka, gdy czytałam Twoją opowieść o wielorybie :)

    A park/ogród zoologiczny wygląda na całkiem przyjemny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. takie miejsca to zupełnie nie moje klimaty. lubię zwierzęta, które można pogłaskać, które proszą się o jedzenie. eksponaty w formalinie to nic zachęcającego.

    OdpowiedzUsuń