16 grudnia 2013

Jedz, śpij, umieraj. A w międzyczasie zawalcz o Oscara



Polska Komisja Oscarowa zdecydowała, że to „Wałęsa. Człowiek z nadziei” Andrzeja Wajdy będzie polskim kandydatem do nagrody amerykańskiej Akademii Filmowej w kategorii „film nieanglojęzyczny”. Podczas gdy my promujemy film o człowieku-legendzie, szwedzkie jury zgłosiło do tej nagrody obraz Gabrieli Pichler „Jedz, śpij, umieraj” (Äta sova dö) – opowieść o zwykłej, prostej dwudziestolatce z małego szwedzkiego miasteczka.

Raša (Nermina Lukač) nie jest postacią, która może zmienić bieg historii. Można nawet odnieść wrażenie, że ciężko przychodzi jej zmienić własną sytuację, kiedy zostaje zwolniona z fabryki przetwórstwa warzyw, gdzie pracowała od szesnastego roku życia. Z podobnymi problemami jak Raša muszą borykać się również inni jej znajomi z przetwórni, których obserwujemy, patrząc okiem kamery zza pleców głównej bohaterki, z czepkiem ochronnym na pierwszym planie lub podczas szkoleń w biurze pośrednictwa pracy. Niełatwo jest też ojcu Rašy (Milan Dragišic), który choć schorowany, decyduje się wyjechać za pracą dorywczą do Norwegii. W role bohaterów wcielili się nie profesjonalni aktorzy, lecz amatorzy. Wydają się bardzo wiarygodni, takie postaci znamy zresztą sami z naszej rzeczywistości.

W filmie nie usłyszymy bardzo wielu rozbudowanych dialogów. Sporo jest za to scen, które mnie kojarzą się z fragmentami teledysków, choć brakuje do nich muzyki. Zamiast niej słyszymy turkot fabrycznej taśmy produkcyjnej, łoskot od przejeżdżających ciężarówek czy zgiełk wesołego miasteczka. Niestety, mimo tej ciszy, odnoszę wrażenie, że film w jakiś sposób w swojej przewidywalności jest jednak „przegadany”.

„Jedz, śpij, umieraj” to poprawny film, który nie zaskakuje, nie ma w sobie wystarczająco siły, by poruszyć widza. Dotyka jednak ważnych, codziennych problemów i do pewnego stopnia mierzy się ze szwedzkimi stereotypami. Pokazuje, że bezrobocie, które dla jednych stanowi poważny problemem, dla innych jest rynkiem samym w sobie – okazuje się bowiem, że potrzeba specjalistów, którzy uczą, jak dobrze napisać CV, korzystnie wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej, uwierzyć w siebie i w to, że bezrobocie to raczej „przerwa w zatrudnieniu”. Jak się ma to do rzeczywistości? Raša sprawdzała się na swoim stanowisku, teraz w znalezieniu nowej pracy przeszkadzają jej arabsko brzmiące nazwisko, brak prawa jazdy i… ojciec, przez którego nie może się wyprowadzić z miasteczka. Jej przyjaciel Nicki (Jonathan Lampinen) marzy o karierze weterynarza, a jak na ironię losu zatrudnienie udaje mu się tylko znaleźć w ubojni bydła. Choć reklamy i trenerzy osobiści przekonują, że przed bohaterami przyszłość stoi otworem, inne czynniki wyraźnie dają im do zrozumienia, że nie zawsze sami mogą o niej decydować. Ale taką refleksją Gabriela Pichler nie odkrywa chyba Ameryki.

To, co zdecydowanie udaje się reżyserce, to pokazanie różnic społecznych na przykładzie niby-mikrokosmosów, jakim są przetwórnia warzyw i małomiasteczkowa społeczność. Żyją tu razem starzy i młodzi, zdrowi i chorzy, przedstawiciele różnych narodowości, religii i kultur, a także różnych warstw społecznych. Pichler wydaje się zadawać pytanie, czy rzeczywiście wszyscy mają równe szanse w Szwecji, kraju, gdzie tak często podkreśla się, jak ważna jest równość.

Problematyka poruszana w filmie wydaje się nie napawać optymizmem. Dodatkowo do takiej atmosfery przyczyniają się krajobrazy Skanii, przedstawione tu często jako mgliste, chłodne pustkowia. Bohaterom nie brakuje jednak poczucia humoru, a sporo ciepła płynie z niezwykłej relacji ojca i córki, która nie jest chyba aż tak popularnym tematem w kinie. Choć Raša i jej ojciec bardzo się od siebie różnią i nie brakuje między nimi napięć, łączy ich niezwykła, wzruszająca więź.

„Jedz, śpij, umieraj” przekonał jury przyznające najważniejsze wyróżnienie filmowe w Szwecji i otrzymał nagrodę Złotego Żuka w czterech kategoriach (najlepszy film, reżyser, scenariusz oraz najlepsza aktorka pierwszoplanowa). Czy zdoła przekonać członków amerykańskiej Akademii Filmowej? Lista nominowanych do Oscarów zostanie ogłoszona 16 stycznia 2014, a nagrodzonych statuetkami poznamy podczas ceremonii 2 marca.

Powyższy tekst powstał dla kwartalnika literacko-artystycznego sZAFa, grudniowy numer możecie przeczytać, klikając w poniższy obrazek:

http://szafa.kwartalnik.eu/49/spis.html

Follow on Bloglovin

8 komentarzy:

  1. Tak, bardzo lubię Twoje pisanie, o filmach też :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając tę recenzję mam wrażenie, że film "Jedz, śpij, umieraj" jest jakby odwrotnością innego, tym razem amerykańskiego obrazu z 2010 r. - "Jedz, módl się, kochaj"...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe jest to, że w filmie grają amatorzy, a nie jak zazwyczaj profesjonalni aktorzy, a do tego cztery nominacje w Szwecji również o czymś świadczą. zawsze chętnie oglądam dobrze ocenione filmy, lubię sprawdzać, czy i mnie przekona :)

    OdpowiedzUsuń
  4. chętnie bym zobaczyła ten film, ale w polskich kinach pewnie nie ma najmniejszych szans ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiłaś mnie, obejrzałabym ten film by zobaczyć jak w Szwecji wygląda ta małomiasteczkowość i z jakimi problemami borykają się na co dzień.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już za sam tytuł Oscar się należy jak nic :) kolejny raz pokazujesz jak dobre moze być kino europejskie w przeciwieństwie do hollywoodzkiego :)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. I Oscara nie będzie ani dla tego filmu, ani dla Wałęsy. Odpadły w rywalizacji. Ale film wydaje się warty zobaczenia, tylko czy są gdzieś polskie napisy. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie ten film jest the best jeżeli chodzi o Skandynawię - Jagten (http://www.filmweb.pl/film/Polowanie-2012-640318).

    OdpowiedzUsuń