Kiedy nauka języka jest dla nas nie tylko obowiązkiem, ale przyjemnością czy nawet przygodą, pewnie macie w pamięci wiele wspomnień z nią związanych. Pierwsze zabawne pomyłki, pierwsze książki przeczytane w danym języku, łamiący się głos, kiedy po raz pierwszy mieliście okazję porozmawiać z native speakerem. Czy pierwszy raz, kiedy język pojawił się ni stąd, ni zowąd w snach. Ostatnio przeczytałam wpis Marii z bloga o językach obcych Powiedz mnie o TYCH MOMENTACH podczas nauki języka i aż podskoczyłam z zachwytu. W tylu punktach widziałam siebie! Pomyślałam, że spróbuję odtworzyć swoją listę TYCH MOMENTÓW podczas nauki szwedzkiego. Może ktoś z Was w nich się odnajdzie?
1. Kiedy chcesz zarazić wszystkich swoją fascynacją językiem szwedzkim
To jeden z TYCH MOMENTÓW na początku nauki - kiedy wszystko jeszcze wydaje się takie nowe, inne, ciekawe i fascynujące. Kiedy nagle okazuje się, że po szwedzku nazwisko Läckberg brzmi bardziej jak "Lekberj", a imię Kerstin z Dzieci z Bullerbyn brzmi raczej jak Siasztin, a Szwedzi wciągają powietrze, mówiąc 'tak' i robią przy tym 'pszuuuu'. To ten okres, kiedy w rozmowie ze znajomymi co drugie zdanie masz ochotę zaczynać od "Bo wiecie, w szwedzkim..." - bo w toczącej się rozmowie wszystko się Wam kojarzy ze szwedzkimi ciekawostkami. A przecież język, którego się uczycie i kraj, który przez ten język poznajecie, są tak fascynujące, że przecież każdy musi się o tym dowiedzieć! Zdarzało mi się przypadkiem znaleźć na Facebooku posty, w których moi dawni kursanci emocjonowali się takimi odkryciami. Albo przypadkiem usłyszeć, jak studenci dzielą się na korytarzu takimi smaczkami, które właśnie wynieśli z zajęć.
I powiem Wam, niektórym to z czasem mija. Niektórym. Ja najwyraźniej wciąż zostałam na tym etapie. Po to piszę blog, dlatego powstała moja książka.
2. Kiedy programy, które są "grzeszną przyjemnością" okazują się ważnym materiałem edukacyjnym
Moi znajomi nie patrzą już dziwnie, kiedy przyłapują mnie na namiętnym oglądaniu Top Model (wiedzieliście, że w szwedzkiej edycji w jury była Izabella Scorupco?) czy Tro, hopp och kärlek, takiego jakby Pastor szuka żony. Z tego pierwszego programu wyciągałam wnioski na temat obecności angielskiego w potocznej, codziennej szwedczyźnie (np. Alla är så bitchiga mot mig! - piękny przykład połączenia angielskiego rzeczownika ze szwedzką końcówką przymiotnika!), w drugim programie zasłuchuję się w dialekcie Marka Levengooda. No i poznałam słowo "koloratka" (prästkrage). Przyznajcie, same walory edukacyjne! Z tych samych powodów regularnie śledzę szwedzkich youtuberów. Poza Clarą Henry, Clarę oglądam naprawdę dla przyjemności. Z chęcią co jakiś czas włączam szwedzkie teleturnieje, nawet mój mąż wciągnął się w På spåret, wyczekujemy właśnie nowego sezonu naszych ulubionych "pociążków".
3. Kiedy bawi cię dosłowne tłumaczenie szwedzkich zwrotów na polski albo odmienianie szwedzkich słówek z polskimi końcówkami
To moim zdaniem dość irytujące momenty w nauce języka. W każdym razie na pewno dość irytujące dla otoczenia. W gronie innych uczących się to na pewno momenty dające dużo radości i śmiechu. No bo tak zabawnie jest opowiadać o jedzeniu "kanelbullarów", rozwiązywać "uppgifty", a przed egzaminami usiąść i "pluggować". A do tego wszystkie "Weź to spokojnie" czy "Dziękuję za ostatnie". Żarty z języka, szczególnie kiedy uczymy się w grupie, to zdecydowanie jeden z TYCH potrzebnych MOMENTÓW!
4. Kiedy nieświadomie używasz nieistniejących polskich słów stworzonych na szwedzką modłę
Kolejnym z TYCH MOMENTÓW jest to, kiedy rożne urocze językowe pożyczki, dziwactwa i szalone słowotwórstwo zdarzają się wam nieświadomie i przypadkowo. Do dziś z uśmiechem na ustach wspominam, że w czasie, kiedy pisałam dużo o złożeniach, niechcący przenosiłam te konstrukcje do polskiego. I dziwiłam się bardzo, kiedy rozmówcy nagle wybuchali śmiechem. I byłam szczerze zdumiona, że nie mówi się jednak "samochód pożarniczy" (brandbil, wóz strażacki), ani "hełm pracowniczy" (arbetshjälm, kask ochronny). No i nie ma też przymiotnika "zaimponowany" (imponerad, pod wrażeniem), choć bardzo by przecież pasował.
5. Kiedy przypadkiem czytasz polskie słowa ze szwedzką wymową
Przyznaję się śmiało, z uśmiechem pod nosem, zdarzyło mi się kiedyś, jadąc tramwajem na zajęcia ze szwedzkiego i powtarzając w myślach słówka na kolokwium, przeczytałam nazwę mijanej stacji benzynowej tak "ze szwedzka". I wyszedł mi Orlén, rymujący się prawie z Åhléns. Kilka razy usłyszałam też, że nawet jak mówię po polsku, wpada mi czasem to"brzęczące" szwedzkie "i".
6. Kiedy po latach słuchasz piosenek po szwedzku i nagle rozumiesz ich teksty
To jeden z bardziej fascynujących TYCH MOMENTÓW! Jeden z tych, kiedy w przyjemny sposób odkrywamy swoje postępy. Jeszcze w liceum słuchałam często piosenek zespołu Kent. Kiedy śpiewałam sobie pod nosem, to raczej na takim poziomie jak robienie "keny keczułoki anułoki" ze Smooth Criminal Michaela Jacksona. Czy wyobrazicie sobie więc moje zdziwienie, kiedy po latach przypadkowo na jakiejś playliście zaplątało mi się Sundance Kid Kenta i odkryłam, że w refrenie nie ma zwykłego "la la lej", bo usłyszałam "hör du mig, hör du mig" (czy mnie słyszysz, czy mnie słyszysz)? Podobnym szokiem było też dla mnie odtworzenie Boten Anna Basshuntera - po latach, kiedy wybierałam utwór do listy letnich hitów, które nie chcą wyjść z głowy.
7. Kiedy zwracasz uwagę na błędy gramatyczne Szwedów
TEN MOMENT, kiedy przechodzą Cię ciarki nie tylko na "włanczać", "w każdym bądź razie" czy "dwutysięczny siedemnasty", ale i na błędy popełniane przez rodowitych użytkowników języka szwedzkiego. Ostatnio na przykład kilka razy "przyłapałam" Therese Lindgren na używaniu vart (dokąd) zamiast var (gdzie). Therese zaczęłam za to regularnie śledzić, odkąd w jednym z filmików o jedzeniu ciągle się poprawiała i zastanawiała nad rodzajnikami słówek i ich formą określoną. No skoro Szwedzi się wahają, to mnie tym bardziej wolno!
8. Kiedy w Polsce ukazuje się przekład, a ty już dawno czytałeś książkę w oryginale
TO UCZUCIE, kiedy polskie wydawnictwa promują książki szwedzkich autorów, a ty już dawno masz je za sobą! Miałam tak kilka razy, między innymi z Nikt mnie nie ma (Mig äger ingen) Åsy Lindenborg, o której na studiach przygotowywałam prezentację, na blogu zdążyłam opowiedzieć o filmie, a która dopiero w tym roku wyszła w polskim przekładzie. Kilka razy zdarzyło mi się tak i z nowszymi książkami: Ekspedycja, Przeklęty prom. Teraz czekam na polskie wydanie poradnika dla dziewcząt Ja, jag har mens, hurså (dosł. Tak, mam okres, a co?) Clary Henry, bo lubię jej poczucie humoru i myślę, że doceniam jej walkę z tematem tabu.
9. Kiedy czytając przekłady, wyobrażasz sobie, jak zdanie mogło brzmieć po szwedzku
W moim przypadku działa to nawet w dwie strony: kiedy czytam szwedzkie książki, łapię się na tym, że zastanawiam się, jak pewne konstrukcje można byłoby przełożyć na polski, a kiedy czytam przekłady, odruchowo zastanawiam się, co kryło się w oryginale. Trochę, jakbym podczas czytania wciąż rozwiązywała testy gramatyczne z poleceniem "Przetłumacz". TEN MOMENT może wydawać się niebezpiecznym skrzywieniem, ale wierzcie mi, nie zabija czytania, a czasem prowadzi do ciekawych odkryć. I jaką można mieć satysfakcję, kiedy okaże się, że tłumacz wybrał to rozwiązanie, na które wpadliśmy w myślach ;)
10. Kiedy na spotkaniu autorskim można zaskoczyć pisarza albo dostać buziaka po koncercie
Nieustannie mam wrażenie, że Szwedów cały czas dziwi, że mieszkańcy innych krajów, szczególnie tych wielomilionowych, mogą przejawiać zainteresowanie uczeniem się ich języka, którym jako ojczystym posługuje się przecież ledwie jakieś dziewięć milionów osób. Bywają zaskoczeni do tego stopnia, że kiedy poprosiłam po szwedzku o autograf i możliwość zrobienia sobie zdjęcia z muzykami jednego z moich ulubionych zespołów post-rockowych podczas ich trasy w Polsce, zasłużyłam sobie na… spontanicznego buziaka. A ilekroć spotykałam w Polsce szwedzkich autorów na spotkaniach z fanami, zaczynanie rozmowy po szwedzku nigdy nie oznaczało krótkiej konwersacji. TEN MOMENT to zaskoczona mina, a potem wciąganie we wcale niekrótką rozmowę - zazwyczaj na tematy językowe. Z Monsem Kallentoftem w Warszawie miałam okazję porozmawiać chwilę o tym, co dla Polaków może być trudne w uczeniu się szwedzkiego.
Tak czekam jako następna w kolejce po autograf i rozmowę z Monsem Kallentoftem, źródło |
A jakie są TE WASZE MOMENTY związane z nauką szwedzkiego?
Dla mnie Ty cała jesteś przesiąknięta Szwecją i jest to piękne, prawdziwe, szczere i radosne. Prawdziwa ambasadorka Szwecji w Polsce :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że te momenty są bardzo uniwersalne, bo nie ucząc się szwedzkiego, doskonale odnajduje je przy angielskim, fińskim czy rosyjskim ;) A do punktu 8. dodałabym jeszcze to uczucie, gdy chcesz polecić komuś książkę, ale ona nie tylko jeszcze nie wyszła po polsku, ale nie wiadomo, czy w ogóle wyjdzie.
OdpowiedzUsuńBardzo prawdziwe są te przykłady, wszystkie momenty są mi doskonale znane, chociaż dotyczą głównie francuskiego. Choć Szwecję kocham od dziecka, języka zaczęłam uczyć się dopiero parę miesięcy temu i jest to wielka satysfakcja, gdy zaczynam rozumieć pojedyncze słowa w wypowiedzi native'a albo nagle rozumiem tytuł piosenki, artykułu itp. Język to potęga, dopiero jego znajomość daje poczucie, że ta kultura staje się bardziej też moją kulturą, że mam do niej bardziej bezpośredni dostęp:-) I w stu procentach podpisuję się pod treścią pierwszego komentarza, Twoja działalność pięknie oddaje urok Szwecji oraz języka szwedzkiego i daje nam mnóstwo radości i inspiracji!
OdpowiedzUsuńJestem teraz na etapie nauki szwedzkiego. Język wydawał mi się mega trudny ale nie taki diabeł zły jaki go malują. :D Ale też zauważam te błędy gramatyczne, czasami są nawet irytujące haha :D Świetny wpis, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za inspirację. Ja dziś o tylko jednym, ale bardzo, bardzo znaczącym TYM MOMENCIE. :) https://baixiaotai.blogspot.de/2017/11/persymony.html
OdpowiedzUsuńMiałem okazję tylko raz być w Szwecji, promem z Gdyni. Super wycieczka, spędziłem tam cały dzień i bardzo mi się spodobało, następnym razem zamierzam na dłużej jechać. Na początku przyszłego roku, co myślisz od czego zacząć zwiedzanie? Stolica?
OdpowiedzUsuńMnie owe momenty o ktorych piszesz juz dawno nie bawia, kiedys myslalem o zrobieniu slownika slow ktore pisze sie tak samo po polsku i szwedzku ale znacza co innego jak np. brud.
OdpowiedzUsuńNiestety po 16 latach w Szwecji widze dwulicowosc i fasadowosc Szwedow oraz to ich irytujace Jantelagen i besserwiserstwo, kolektywna mentalnosc i lagom ktore w praktyce oznacza skapstwo.
Jezyk coz, piekny nie jest choc bywa gorzej np dunski, arabski albo chinski.