25 lutego 2021

Zazdrość, albo płoń, Oslo, płoń

Powieść Johanny Frid czytałam w oryginale w 2018 roku i długo nie mogłam przestać o niej myśleć. Kilka lat później dalej jestem zdania, że to jedna z ciekawszych i najbardziej zaskakujących książek, jakie w ogóle czytałam w ostatnim czasie. To opowieść o bólu duszy i ciała, o miłości i zazdrości, o endometriozie i radzeniu sobie z emocjami w dobie Instagrama. Czyta się ją trochę jak dziennik o (nieszczęśliwej) miłości, trochę jak dziennik choroby i obsesji, trochę jak zbiór notatek z lektur bohaterki/autorki.


Książka opowiada o dwudziestokilkulatkach, Johannie i Emilu. Obydwoje zajmują się poezją, poznają się na studiach. Johanna jest Szwedką, Emil Duńczykiem. Zostają parą, Emil postanawia dla Johanny przeprowadzić się do Sztokholmu. Pewnego dnia Johanna przypadkiem odkrywa, że Emil w dalszym ciągu utrzymuje kontakt ze swoją byłą, Norweżką Norą. Ogarnia ją potworna, obsesyjna wręcz zazdrość, myśli o Norze nieustannie jej towarzyszą. Znajduje Norę w mediach społecznościowych, zaczyna śledzić jej profil na Instagramie, nieustannie się z nią porównuje, przy czym w porównaniach sama zawsze wypada na niekorzyść. Nora jest śliczna, seksowna, ma piękne ciało, wspaniałe włosy, jest kochana przez wszystkich dookoła, świetnie układają się jej relacje z matką, znaną dziennikarką radiową (ją też Johanna śledzi w Internecie). Jej obsesja i nienawiść do Nory zamieniają się wkrótce w nienawiść do samego Oslo i całej Norwegii. Oprócz problemu z emocjonalnym bólem Johanna doświadcza też bólu fizycznego - po dłuższych medycznych perturbacjach zdiagnozowano u niej endometriozę.

Ból permanentnie uszkadzał moje ciało. I za każdym razem, gdy szłam do lekarza, musiałam to udowadniać i podkreślać, że jest rzeczywisty. Jednocześnie nie dało się go udowodnić. Na przekór mojej dokumentacji medycznej, opisom operacji. [...] Nie sądziłam, że ból wywołany przez Norę był jakiś wyjątkowy czy unikalny. Albo raczej wiedziałam, że tak nie jest. Przybierał różną postać i miał różne natężenie, lecz inni też go odczuwali. [...] Nie wiedziałam, jak go uśmierzyć, ale wiedziałam, że jest prawdziwy. Próbowałam się nim zaopiekować, założyć mu opatrunek, powstrzymać go i kontrolować. 

Autofikcyjna powieść Frid zaintrygowała mnie ze względu na to, że dotyczy uczuć i zjawisk bardzo bliskich, codziennych, a jednocześnie objętych tabu. Nie spotkałam się jeszcze z tak autentycznym, jednocześnie niepokojącym i poruszającym opisem zazdrości. Bohaterka ma świadomość, że to uczucie „brzydkie”, wstydliwe, czasem wręcz dziecinne i trudno jej oczekiwać, że ktoś z jej znajomych ją zrozumie. Śledzenie i „podglądanie” ludzi w Internecie to temat równie wstydliwy, choć tak naprawdę wielu z nas (czy może nawet wszyscy?) to robi. Czy problem rzeczywiście polega na podglądaczach czy jednak na tym, ile treści udostępniamy na własne życzenie do publicznego podglądania? I ile z tego wizerunku jest prawdą? Co ciekawe, media społecznościowe dla bohaterki ostatecznie stają się też źródłem informacji o chorobie. Bo właśnie, powieść Frid dotyczy też "kobiecych problemów", kwestii kobiecej cielesności, o których na co dzień się nie rozmawia – dobrze więc, że można o nich czytać.

Wystarczyło coś ochrzcić mianem "kobiece" albo "dla kobiet" i już robił się problem. Kobiecy problem. Odczuwałam z tego powodu wstyd. Jak miałam wyjaśnić mężczyznom (chłopakom, kumplom, kuzynom, komukolwiek), że choruję na endometriozę? 

Bohaterowie w książce "mówią swoimi językami", tzn. w oryginale w dialogach kwestie wypowiadane przez rodziców Emila i samego Emila napisane są po duńsku (czasem w emocjach przekręca imię Johanna na duńskie Johanne), Nora wysyła Johannie wiadomości po norwesku, w języku norweskim napisane są też podpisy zdjęć na Instagramie – to również wpływało na odbiór powieści, na poczucie autentyczności bohaterów i tworzenie sobie wyobrażenia o nich, nie tylko przez to, CO mówią, ale i JAK mówią, wzmacniało poczucie ich osobności. Ta warstwa wydawała mi się bardzo trudna do oddania w polskim przekładzie, ale choć wypowiedzi bohaterów czytamy tu po polsku, dowiadujemy się też, kto i kiedy posługuje się jakim językiem, Johanna nie traci na przykład swojego "i" z Lidingö, a Emil nazywa ją swoją kæreste.

Kiedy na zajęciach pierwszego dnia Emil i ten drugi Duńczyk zabierali głos, po prostu się wyłączałam. To było gorsze niż radio ustawione między dwiema częstotliwościami, bardziej jakby ktoś próbował wypłukać ryż w durszlaku o zbyt dużych dziurkach albo wróżyć z fusów.

Uśmiechałam się podczas lektury do stereotypów na temat sąsiednich krajów, jakie mają Skandynawowie. Norwegia to ropa, lasy, jazda na nartach i spędzanie czasu na wolnym powietrzu. Dania to piwo i designerskie meble. Szwecja jest w tym wszystkim gdzieś pomiędzy. Johanna traktuje te klisze pół żartem, pół serio, ale różnice wpływają trochę na to, jak postrzega siebie, Emila i Norę.

Johanna Frid za tę powieść otrzymała nagrodę kulturową dziennika „Dagens Nyhter” (Dagens Nyheters Kulturpris). W uzasadnieniu podkreślono „stylistyczną finezję i prosty humor”, z którymi zanurza się w najmroczniejsze uczucia i fizyczność: „Johanna Frid robi dokładnie to, czego szukają wszyscy pisarze: swoim tekstom nadaje swój własny głos, jej powieść jest niezłomna, inteligentna i humorystyczna”.

Przeczytajcie tę książkę - myślę, że może zmienić myślenie i świadomość.


PS Tęsknię tylko za oryginalną okładką i oryginalnym, pobrzmiewającym ibsenowsko, tytułem.


Johanna Frid Zazdrość albo płoń, Oslo, płoń (Nora eller Brinn Oslo brinn)
przeł. Patrycja Włóczyk
Wydawnictwo Stara Szkoła
2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz