11 kwietnia 2016

Gramatyka języka szwedzkiego i rozmówki szwedzkie - Lingea

Dobrze pewnie wiecie, że istnieją takie podręczniki do nauki różnych języków, które są po prostu nieśmiertelne, z których korzystają pokolenia, a zmieniają się tylko wydania, a nie tytuły. Ja sama mam kilka takich książek, które prześladowały mnie podczas studiów, a z którymi dziś po prostu uwielbiam pracować. Warto jednak rozglądać się i śledzić, co nowego pojawia się w temacie - mnie właśnie udało się dotrzeć do niewielkich rozmiarami książeczek wydawnictwa Lingea, które choć nie są idealne, to moim zdaniem wypełniają dość poważną lukę.



Brakowało mi na przykład wydania, przedstawiającego gramatykę w pigułce, ale zawierającego coś więcej niż same tablice gramatyczne. Ukochana przeze mnie seria z ćwiczeniam Form i fokus jest szwedzkojęzyczna, co często stanowi problem dla początkujących, czy tych, którzy chcą uczyć się szwedzkiegosami. Poza tym ćwiczenia, choć oczywiście bardzo potrzebne, nie zawsze są nam potrzebne pod ręką. Ucieszyłam się bardzo, widząc, że wydawnictwo Lingea ma w swojej ofercie "Gramatykę języka szwedzkiego", a do tego jeszcze w wersji kieszonkowej. Co w niej znajdziecie? Najważniejsze reguły gramatyczne, dotyczące poszczególnych części mowy, szyku zdania, słowotwórstwa, a także nawet pisowni, interpunkcji i wymowy - to naprawdę bardzo dużo różnych zagadnień! W dodatku wszystko wyjaśnione jest po polsku, poparte szwedzkimi przykładami wraz z tłumaczeniem i często przedstawione też w formie tabelarycznej - wzrokowcy na pewno się ucieszą! 



Zaskoczeniem numer jeden w książce było dla mnie kilka stron poświęconych działaniom arytmetycznym i podawaniu czasu przy omawianiu liczebnika, ale w zasadzie to całkiem praktyczne. Zaskoczenie numer dwa: poruszanie nawet trudniejszych i w moim odczuciu rzadziej omawianych zagadnień, takich jak stopień najwyższy absolutny (stopniowanie przymiotnika), skracanie zdań podrzędnych, konstrukcje emfatyczne czy zasady ortografii i interpunkcji (może nie aż tak skomplikowane ale chyba traktowane trochę po macoszemu). Zaskoczenie numer trzy: stosowanie pojęć en-słowa i ett-słowa (kalka z en-ord i ett-ord), z którymi nigdy wcześniej w polskiej terminologii się nie spotkałam, ale od razu wydały mi się wspaniale krótkie i konkretne - chyba zacznę używać! Wielki plus za opracowanie działu dotyczącego użycia przyimków, trybu warunkowego oraz różnic miedzy czasownikami tycka, tro, tänka i mena, a także za przedstawienie zagadnień ze słowotwórstwa: omówienie różnego rodzaju złożeń czy popularnych przedrostków i przyrostków. Ucieszyłam się też, że trochę miejsca poświęcono akcentowi wyrazowemu i zdaniowemu, choć uważam, że fajnie byłoby jakoś dać korzystającym z książki szansę posłuchania tego, o czym mowa w teorii. Ponieważ jestem wyczulonym na pewne kwestie językowym geekiem, oczywiście znalazłam też parę zagadnień, które ja wyjaśniłabym po swojemu, inaczej. Doszukałam się też dość poważnych nieścisłości, takich jak umieszczenie czasu perfekt wśród czasów przeszłych. No i pękło mi skandynawistyczne serce, kiedy przeczytałam, że autorzy opracowali gramatykę, sięgając do podręczników, a nie podają wśród literatury takiej "biblii" jak Svenska Akademiens Grammatik...

To wszystko nie zmienia jednak faktu, że - podsumowując - gramatyka w pigułce wydawnictwa Lingea to taka pigułka, którą warto mieć w swojej apteczce ucznia czy studenta. Na pewno sprawdzi się jako dodatkowy materiał, dzięki któremu można usystematyzować informacje, zdobyte na przykład na kursie czy podczas samodzielnej nauki, szczególnie jeśli kurs lub inne materiały są tylko po szwedzku. Może przydać się też jako pomoc przy powtórkach przed kartkówkami, sprawdzianami i kolokwiami. Początkującym uczącym się, którzy dopiero zaczynają poznawać język szwedzki i szwedzką gramatykę, radziłabym jednak na początek sięgać po wydania z ćwiczeniami.

*

Z oceną wydań w stylu "rozmówki" zawsze mam problem. Podchodzę do nich bardzo sceptycznie, bo nie do końca potrafię sobie wyobrazić, dla kogo są one przeznaczone. Jeśli dla osób, które nie miały wcześniej styczności z danym językiem, a chcą wyjechać za granicę i tam kupić coś czy załatwić za pomocą przykładowych zdań z książeczki, to szczerze wątpię, czy to się tak do końca może udać. Wymowa w rozmówkach często jest opisana tak, że istnieje ryzyko, że ktoś, kto z danym językiem za dużo do czynienia nie miał, i tak nie zostanie zrozumiany. A jeśli rzeczywiście poprawnie zada pytanie, to obawiam się, że może napotkać na odpowiedź, której sam z kolei nie zrozumie albo której rozmówki nie uwzględniają (w każdym razie ja tak to widzę z moim nieufnym podejściem). Z drugiej strony, jeśli mają służyć osobom już trochę znającym szwedzki, a chcącym wzbogacić swój zasób słownictwa, to im dużo bardziej przydałby się pewnie słownik tematyczny (takiego akurat w wersji polsko-szwedzkiej na rynku w ogóle jeszcze nie ma), zawierający bardziej różnorodną tematykę, więcej informacji gramatycznych na temat poszczególnych słów a mniej zdań gotowców, bo przecież takie osoby potrafią większość zdań wyprodukować samodzielnie, jeśli znają już potrzebne słownictwo.

"Rozmówki szwedzkie" wydawnictwa Lingea już od pierwszego wejrzenia spodobały mi się bardziej niż inne, które do tej pory miały okazję wpaść mi w ręce. Format jest niewielki i praktyczny, ale nie na tyle malutki, by utrudniało to korzystanie czy męczyło wzrok. Bardzo podobał mi się też kolorowy, przyjazny dla oka układ - różne kolory przypisane są różnym zagadnieniom, a każdy nowy dział rozpoczynają ładne zdjęcia Szwecji. Sądząc po układzie książeczki, rozmówki przeznaczone są właśnie dla podróżujących i dopiero poznających Szwecję - to dla nich znajdują się tu mapa, tabela z odległościami między różnymi miastami, a także garść praktycznych informacji, od listy ciekawych miejsc do odwiedzenia po wskazówki, gdzie wynająć samochód i czy opłaca się podróżować autostopem. Rozmówki z wydawnictwa Lingea wyróżniają się też tym, że zawierają zarys gramatyki (a więc wersję bardzo okrojoną i chyba nie do końca czytelną dla kogoś, dla kogo będą to zupełnie nowe informacje - ale to i tak miły bonus, zakładając, że założenia wydań typu "rozmówki" są inne) oraz mini-słowniczek szwedzko-polski i polsko-szwedzki (bardzo fajne mini-rozwiązanie, jeśli komuś nie chce się zastanawiać, w jakim dziale mogło wylądować jakieś słówko). Co jakiś czas na poszczególnych stronach pojawiają się ramki z ciekawymi informacjami praktycznymi i poradami, związanymi z daną tematyką, np. w temacie o podróżowaniu po mieście radzi się zwiedzanie sztokholmskiego metra, a obok wyrażeń potrzebnych podczas towarzyskich wizyt przypomina się o zwyczaju ściąganiu butów w szwedzkich mieszkaniach. 




Słówka i całe zwroty zostały pogrupowane na szesnaście działów tematycznych, np. Określenia czasu, Wyżywienie, Zakwaterowanie, Zakupy, Sytuacje awaryjne, Rodzina, Praca - generalnie dość łatwo domyślić się, co znajdziemy w poszczególnych działach (zmylił mnie tylko dział Komunikacja, bo dla mnie "rozmówki" to przecież komunikacja w ogóle - a okazało się, że ten dział dotyczy telefonów, maili itd). Moje serce szczerze podbił rozdział o flirtowaniu w dziale Na wakacjach z takimi wyrażeniami jak "Ręce przy sobie", "Znajomości na jedną noc to nie dla mnie" czy "Próbujesz mnie zbajerować?". Świetnym pomysłem jest też zebranie w jednym miejscu napisów informacyjnych (zakazy, nakazy, drogowskazy...), wzbogacenie rozdziału o wyżywieniu opisem typowych szwedzkich dań, czy poświęcenie rozdziału o sporcie i wypoczynku zajęciom typowym i popularnym w Szwecji - jest tu hokej, golf, narciarstwo czy łowienie ryb. Bardzo praktyczne i życiowe. Ucieszyłam się też, że dział o podróżach ma na przykład bardzo obszerną listę słownictwa dotyczącego części samochodu - ciągle sobie obiecywałam, że w tej materii się podszkolę - szkoda jednak, że słówka, wypisywane osobno, poza zwrotami i wyrażeniami, podawane są bez rodzajnika. Niespodzianką były mnie takie zdania w dziale Sytuacje awaryjne jak "Czy mogę prosić o zdjęcie kajdanek?" i "O co jestem oskarżony?" - to właśnie jest ten moment, kiedy nie rozumiem sensu "rozmówek". Zakładam, że przeciętny turysta nie uczy się tych zwrotów na pamięć przed wyjazdem czy podczas podróży, a kiedy wpadnie w wir wydarzeń, pewnie nie ma już czasu sięgać do kieszeni po książkę i wertować ją w poszukiwaniu potrzebnych wyrażeń - jeśli ma prosić o zdjęcie kajdanek, to wertowanie w ogóle chyba nie wchodzi w grę ;) (mój mąż upiera się jednak, że to bardzo potrzebne zwroty). Jedyną rzeczą, która w zasadzie naprawdę przeszkadza mi w tym wydaniu rozmówek, to zapis wymowy. Autorzy zdecydowali się zapisywać ją własnym systemem, który ma trochę normalnych symboli (æ czy ŋ), a trochę zapisu "na chłopski rozum" (czy też raczej na "chłopskie ucho"). Taki zapis jest nie do końca czytelny, nie mówiąc o tym, że w "upodabnianiu" szwedzkich dźwięków do polskich po prostu pojawiają się błędy, np. dźwięk ɕ zapisywany jest jako sz, więc "mięso" ma być odczytywane jako "szöt:" zamiast przez ś jak w polskich słowach ślimak czy śliwka... A liczba siedem (sju) ma zapis wymowy "chy", który mnie nie przekonuje. Co ciekawe, w "Gramatyce..." autorzy stosują już symbole IPA (choć na przykład ɕ ciągle opisywany jest w wyjaśnieniach jest jako sz). W zasadzie rzadko widuję rozmówki wyposażone w płytę z nagraniami, ale jestem przekonana, że byłby to świetny pomysł, biorąc pod uwagę podróżujących właśnie, którzy spędzają przecież dużo czasu w samolocie,  na promie, w pociągu czy w autobusie i mogliby wtedy osłuchiwać się, ile się da (czy też w akcie desperacji, gdy nie uda im się porozumieć z tubylcami, po prostu odtworzyć im potrzebne nagranie - szczególnie widzę to w dramatycznych scenach z działu Sytuacje awaryjne.

Podsumowując: "Rozmówki szwedzkie" wydawnictwa Lingea polecam tym podróżującym, którzy wierzą w zbawczą moc tego typu książek, ale przede wszystkim mogę zarekomendować uczącym się szwedzkiego na różnych poziomach, którzy nawet jeśli nie mają w planach w najbliższym czasie szukać zakwaterowania czy grać w golfa w Szwecji, chcą po prostu rozszerzyć zasób posiadanego słownictwa. Warto spojrzeć na rozmówki bardziej jak na słownik tematyczny, bo to chyba najbliższe takiego słownika, co w tej chwili mamy :)

6 komentarzy:

  1. Super artykuł. A jakie to do ciebie nieśmiertelne książki które miałaś na studiach? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociażby wspominana seria Form i fokus, na którą zresztą powołują się też autorzy "Gramatyki..." Lingea :)

      Usuń
  2. Z tą zamianą dźwięku ś na sz to chyba moim zdaniem wina wpływu jakichś zagranicznych tłumaczeń, gdzie sobie uproszczają ten dźwięk. Trochę szkoda, że nawet mając tak podobny dźwięk do ɕ w języku polskim jak ś nie użyto takiego zapisu. Ja osobiście ucieszyłem się w trakcie nauki słysząc ten swojsko brzmiący dźwięk :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, o kwestii tłumaczenia z innej wersji nie pomyślałam, ale z drugiej strony IPA to przecież IPA ;)

      Usuń
  3. Ja znowu zaczynając naukę spotkałam się z zapisem ś kiedy ewidentnie na płytce w wymowie słyszałam nam Ch. I byłam zdziwiona zapisem ś. Potem słyszałam że w różnych regionach różnie to wymawiaja. Jedni bardzie jak Ch inni jak ś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno masz na myśli ten sam dźwięk, o którym ja piszę? Ja mam na myśli dźwięk w słowie "tjugo" (dwadzieścia) czy wspomnianym "kött" (mięso). Może chodzi Ci o dźwięk jak w słowie "sju"(siedem), z nim też są czasem różne pomysły, jak go zapisać "polską" wymową, najczęściej jako SZ lub CH właśnie.

      Ponieważ są takie właśnie trudności, jestem za stosowaniem międzynarodowego alfabetu fonetycznego, ewentualnie jednej I drugiej wersji...

      Usuń