11 grudnia 2015

3 powody, dla których warto wyjechać do Skandynawii w grudniu

Pamiętacie mój przekorny wpis o tym, dlaczego (zdaniem wielu) nie warto jechać do Szwecji na wakacje? Cytowałam tam wiele argumentów, które (wierzcie lub nie) naprawdę zdarzało mi się słyszeć. Wiele było tam przekonań o tym, że Szwecja to tylko lasy i jeziora, a także wieczna ciemność i chłód, a na dodatek wysokie ceny. Próbowałam te argumenty obalić, między innymi prezentując pełne słońca zdjęcia ze szwedzkich miast i miasteczek. Zastanawiałam się, czy udałoby mi się w podobny sposób przekonać rozmówców-niedowiarków do wyjazdu w grudniu. I to w dodatku niedowiarków podobnych do mnie - takich, którzy nie wybierają się na narty, niekoniecznie kręciłyby ich psie zaprzęgi i generalnie tak naprawdę nie przepadają za zimą (pozostałych po prostu pewnie łatwiej byłoby przekonać).


Niektórzy szwedzki grudzień pewnie od razu kojarzą sobie ze śniegiem po kolana i Szwedami, torującymi sobie drogę w zaspach niczym w labiryncie. W rzeczywistości nie jest tak źle. Ostatnie zimy na przykład w najbliższym nam geograficznie południowym regionie, w Skanii, na śnieg trzeba było trochę poczekać - podobnie jak u nas. Pamiętam też lata, kiedy w Sztokholmie grudniowa pogoda bywała łagodniejsza niż w Poznaniu. Jeśli nie lubicie zimy, nie musicie od razu wyjeżdżać do Kiruny, ale może lepiej pospacerować po uliczkach Ystad, Lund czy Malmö? A jeśli jednak tęsknicie za białym grudniem, wybierzcie się nieco dalej na północ.

Tym, którzy boją się marznąć podczas grudniowego zwiedzania, podpowiadam szwedzkie powiedzenie: Det finns inget dåligt väder, bara dåliga kläder - Nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Załóżcie więc cieplejsze swetry czy skarpety i w drogę! Nie zdziwcie się jednak, jeśli Skandynawowie nie będą równie ciepło opatuleni jak Wy.

Wśród pogodowo-geograficznych argumentów pewnie pojawi się też kwestia ciemności. Z tym akurat trudno mi dyskutować. Znów mogłabym podkreślić różnice między szwedzką północą a południem, ale moja ostatnia wizyta w północnych Niemczech uzmysłowiła mi, jak istotne są nawet kilkudziesięciominutowe różnice we wschodach i zachodach słońca. Natomiast grudniowy mrok stwarza pierwszy z argumentów, by odwiedzić Skandynawię:

1. Adwentowo-świąteczne iluminacje i dekoracje

Mam wrażenie, że to właśnie przez specyficzne klimatyczne warunki Skandynawowie prześcigają się w przygotowywaniu atrakcyjnych dekoracji i świetlnych ozdób bardziej niż ktokolwiek. Malmö na przykład ma swoją prawie sześciometrową lampę na placu Lilla Torg, na placach wielu miast pojawiają się też choinki, a liczne galerie handlowe w coraz bardziej wymyślny sposób aranżują wystawy czy przyozdabiają fasady swoich budynków. W tej kategorii wygrał jak dla mnie jeden z kopenhaskich hoteli - olbrzymie sople od razu skojarzyły mi się z pałacem Królowej Śniegu! Poza tym w Szwecji bardzo popularny jest zwyczaj stawiania w oknach adwentowych świeczników (elektrycznych) czy wieszania adwentowych gwiazd - dzięki temu szwedzkie wieczory czy poranki w moich oczach są prostu magiczne, a widok mnożących się w kolejnych oknach światełek jest naprawdę wyjątkowy!

Malmö
Malmö
Ystad
Kopenhaga
Ystad
2. Szansa na kupienie oryginalnych pamiątek i spróbowanie innych smaków

Pamiątki ze Szwecji można przywieźć sobie różne - od takich z mojego punktu widzenia kiczowatych gadżetów z wizerunkiem członków rodziny królewskiej czy też szklanych śnieżnych kul z charakterystycznymi skandynawskimi budynkami po koniki z Dalarny (jak dla mnie absolutny must have). Wyjazd do Skandynawii w grudniu to też idealna okazja do kupienia bardziej oryginalnych pamiątek, którymi przed świętami można udekorować sobie dom (więcej o świątecznych dekoracjach w osobnym wpisie już wkrótce). Poza tym to też doskonały czas, by przywieźć typowo zimowe smakołyki - butelkę julmust, świątecznego napoju porównywanego do coli, czy też w wersji procentowej glögg. Połowa grudnia, im bliżej dnia Świętej Łucji, tym większa szansa na skosztowanie lussebullar, szafranowych bułeczek. Mogę też polecić korzenno-szafranową wersję marynowanego śledzia, inlagd sill.




3. Świąteczne jarmarki

Punkt trzeci wiąże się z punktem pierwszym i drugim: bo to pokaz świątecznego klimatu, stworzonego ze światełek i dekoracji plus najlepsze miejsce, by polować na nowe smaki (choć wśród smaków coraz częściej napotkać można te jak najbardziej międzynarodowe - stoiska z Nutellą czy hiszpańskimi churros) i wyszukiwać ciekawe rzeczy, które można przywieźć ze sobą do domu. Nawet i bez śniegu wrażenie robią bajkowe!




O tym wszystkim mogłam się przekonać na własnej skórze dzięki uprzejmości firmy Unity Line, która zaprosiła mnie na przedświąteczny rejs.


Miałam też możliwość wejścia na mostek kapitański i obserwowanie manewrów wyjścia z portu!


A na pokładzie spotkałam blogerki Karolinę (Zastrzyk Inspiracji) oraz Magdę (PolskaFika). Wymieniałyśmy się naszymi wrażeniami i spostrzeżeniami na temat krajów nordyckich i ich mieszkańców.



Garść informacji praktycznych:

Jeśli choć trochę zaostrzyłam Wam apetyt na grudniowe (lub nie tylko) podróżowanie na północ, zajrzyjcie tutaj, może akurat wybierzecie jakieś miejsce w Skandynawii i rejs dla siebie? Ystad, Malmö, Göteborg, Sztokholm, Kopenhaga... O tych miastach pisałam Wam zresztą już nie raz na Szwecjoblogu. Wspomniane pakiety obejmują rejs w dwie strony na trasie Świnoujście - Ystad z kabiną, nocleg w hotelu ze śniadaniem oraz posiłek na promie.

Czekam potem na Wasze relacje: piszcie maile, ślijcie wiadomości na Facebooku i hasztagujcie Szwecjoblog na Instagramie 



7 komentarzy:

  1. Gdyby nie moja niechęć do podróży zimowych, wybrałabym się do Malmo zobaczyć czarującą lampkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tegoroczne święta i sylwester spędzam z moimi najbliższymi w Szwecji. Malmö odwiedziłam już 3 razy jednak za każdym razem w lecie. Co do wystroju świątecznego ludność szwedzka rzeczywiście gustują w tym. Niesamowicie oświetlone domu, i akcesoria pod którymi uginają się półki sklepowe. Jest klimat.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj ta lampka na placu w Malmo mnie zaciekawiła. Chętnie zobaczyłabym ją na żywo i w zimie. A w Kirunie już jest całkowita ciemność.Ale tam to ludzie są do tego przyzwyczajeni, że parę tygodni w roku nie ma wcale słońca, a w lecie nie ma nocy. Dla nich to normalne. Kwestia przyzwyczajenia.
    http://kielcemoje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie, zdjęcie z lampą uwiodło mnie wcześniej na FB :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O tak! Warto jechać do Skandynawii zwłaszcza za sprawą tych niesamowitych jarmarków! Na naszej wyprawie było świetnie :) Strasznie się cieszę, że się poznałyśmy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla tych jarmarków to nawet chciałabym się teraz teleportować :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt, niesamowity klimat tam jest :D

    OdpowiedzUsuń