07 lipca 2013

loppis

Od pierwszego wyjazdu do Szwecji loppis stało się jednym z moich ulubionych szwedzkich słów. Ale nie było tak od początku - najpierw było to wyraz, który budził tylko nasze największe zaciekawienie i zdziwienie.

Co to, u licha, jest loppis?
W 2008 roku, kiedy razem z moim ojcem po raz pierwszy wyprawiliśmy się do Szwecji, moja znajomość języka ograniczała się jedynie, do tego, co wyczytałam w samouczku. Nigdzie nie było tam czegoś takiego jak loppis, natomiast to słowo prześladowało nas ciągle na drogowskazach i tabliczkach, dokądkolwiek byśmy się nie wybrali.

http://salkert.se/wp-content/uploads/loppis.jpg

http://www.bagisbloggen.se/wp-content/uploads/2011/09/Loppis-Bagis-1.jpg
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCjk2kL5whvff-cl9g_UxwPZRCkJvDXn7HoiXLZCVgRkQSO4ZXTMlNXBhoWmHa21rQtXx46kzgh2kFoIBXAg5btAo9Iq0ETPia3QDbv6ewFrlnm01r1lT-DTCdMngkGMXoOk9NTAcCgdg/s320/stromsund_loppis_1159545908_4736905_112753674.jpg


Zaintrygowani tym, próbowaliśmy dotrzeć do tego, co znaczy loppis. W większym słowniku, jaki znaleźliśmy u gospodarzy, też nie było tego słowa w dokładnie takim brzmieniu, ale za to znaleźliśmy podobne: en loppa czyli... pchła. Wymieniliśmy z ojcem spojrzenia, bo teraz jeszcze bardziej nie wiedzieliśmy, co o tym wszystkim myśleć. Czyżby przezorni Szwedzi ostrzegali, że w okolicy jest jakaś plaga insektów? Stwierdziliśmy, że zagadka nie będzie rozwiązana, dopóki nie zboczymy z naszych zaplanowanych tras w kierunku, w którym wskazują drogowskazy.


Dojechaliśmy przed dość sporą halę. W środku było dosłownie wszystko: stare meble, lampy, regały, które uginały się od porcelany nie do kompletu, mniej lub bardziej kiczowatych figurach. Poupychane w kartony po bananach książki, ubrania na prowizorycznych wieszakach...

Loppis to bowiem nic innego jak potoczne określenie na loppmarknad czyli pchli targ. Po wizycie na pierwszym loppisie przywiozłam sobie do polski dwie rzeczy kupione za bezcen: ciężką kamienną figurkę siedzącego kota, która do dziś służy mi jako podpórka do książek oraz dekoracyjny talerz firmy Rörstrand (jednego z najstarszych producentów szwedzkiej porcelany), przedstawiąjący krajobrazy i miejsca, które właśnie zwiedzaliśmy, np. ratusz w Lidköping, zamek Läcko czy kościoły w Habo i Husaby. Co ciekawe, dokładnie taki sam talerz zobaczyliśmy kilka dni później w muzealnej gablocie poświęcionej właśnie firmie Rörstrand! Talerz ozdabia dziś kuchenną ścianę - przy każdym posiłku umila czas, przywołując miłe wspomnienia.

(zdjęcia z własnego archiwum)
Od tamtego czasu za każdym razem, kiedy odwiedzam Szwecję, zawsze staram się odwiedzać okoliczne loppisy. Polecam wszystkim - świetny sposób na naprawdę tanie sprawienie sobie oryginalnych pamiątek lub prezentów dla znajomych. Moja mama do tej pory cieszy się z eleganckiego imbryczka, a ja ostatnimi czasy poluję głównie na książki (w zeszłym roku musiałam prosić E. o pomoc w przetransportowaniu kupionych książek do Polski, inaczej grubo przekroczyłabym lotnicze limity ciężaru bagażu).

W Szwecji pchle targi to prawdziwy fenomen, a "loppisowa gorączka" wybucha na całego właśnie latem. W artykule ze szwedzkiego Metra znalazłam stwierdzenie, że loppis to połączenie poszukiwania skarbów, przygody i zakupów. I prawdopodobnie to właśnie przyciąga. Kuszące są oczywiście ceny. Szwedzi z wielką troską myślą też o środowisku, a pchle targi idealnie wpisują się w ekologiczne myślenie. No bo po co wyrzucać rzeczy i zaśmiecać świat, skoro można je po prostu wystawić na loppis i jeszcze na tym zarobić?

Loppis loppisowi nierówny
Są takie, które rzeczywiście przypominają targowiska i odbywają się placach czy ulicach w konkretny dzień tygodnia, miesiąca czy roku. I tak na przykład w Lund, gdzie mieszkałam w zeszłe wakacje, dniem loppisów są soboty. W pogodne dni spokojna na co dzień lipowa aleja Södra Esplanaden zamienia się w gwarne centrum handlu starociami. Co ciekawe nie ma stałych dat, kiedy wiosną zaczyna się loppisowy sezon i kiedy się kończy jesienią, zależy to tylko od zainteresowania samych sprzedawców i kupujących. Na lundeńskim sobotnim pchlim targu można przebierać w starociach od 6.30 do 15.







http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c4/S%C3%B6dra_Esplanadens_lindall%C3%A9.JPG,
http://cdn1.cdnme.se/cdn/6-2/262838/images/2010/img_3597_103786109.jpg
Pamiętacie może Smygehuk? Skrajnie południowy punkt Szwecji szczyci się organizowaniem raz w roku "najbardziej południowego loppis" (w tym roku w sobotę, 4. sierpnia).

Regularnie są też organizowane loppisy "bagażnikowe" (bakluckeloppis albo drive-in-loppis), wzorowane na angielskiej tradycji - używane rzeczy sprzedawane są prosto z bagażnika lub wystawione wokół samochodu.

Są też loppisy bardziej stacjonarne, takie jak ten, na który natrafiliśmy z ojcem podczas naszej pierwszej wizyty, najczęściej mieszczące się w sporych halach, czynne regularnie każdego dnia i przypominające przez to zwykłe second-handy lub otwierające się raz na jakiś czas na styl cyklicznych targowisk. Loppis w wersji zadaszonej jest mniej chaotyczny (bo ma jednego sprzedawcę, a nie mnóstwo chętnych), towary są też często poukładane "tematycznie", tzn. książki osobno, a szkło osobno i tak dalej. Jako loppis określa się też często sklepy z używanymi rzeczami, prowadzone przez organizacje charytatywne, np. Czerwony Krzyż (Röda Korset). 

Są też wreszcie loppisy w stylu wyprzedaży garażowych (garageloppis), które kojarzą mi się z amerykańskimi filmami, organizowane najczęściej w mniejszych miasteczkach lub na wsi (zwane też bondloppis). To właśnie do nich prowadzą te bardziej prowizoryczne tabliczki umieszczone wzdłuż dróg. Własną nazwę w swojego rodzaju typologii zyskały też wyprzedaże związane z czyjąś wyprowadzką - flyttloppis. Garażowe wyprzedaże nie są tak spektakularne jak te miejskie i moim zdaniem trzeba wtedy trochę więcej szczęścia i sokolego oka, by znaleźć prawdziwe cacko. Ale za to można sympatycznie pogawędzić ze sprzedawcami i posłuchać parę historii i sprzedawanych bibelotach.

Fenomen organizowania pchlich targów, sprzedawania i kupowania dotknął także najmłodszych - podobno coraz popularniejsze są dziecięce barnloppis, gdzie dzieciaki sprzedają swoje stare, nieużywane gry, zabawki, książeczki, ubrania z których wyrosły, a za zarobione pieniądze mogą kupić używane gadżety u swoich znajomych albo pójść na lody. Sama widziałam taką dziecięcą wyprzedaż w Brantevik.
 
Dobre rady
Jeśli będziecie w Szwecji, nie przegapcie okazji, by wybrać się na loppis. W potocznym szwedzkim jest czasownik fynda, czyli znaleźć coś atrakcyjnego, mieć szczęśliwą rękę do okazji i odkryć - główny cel loppisowych wypraw. Warto też zorientować się wcześniej, czy w okolicy lub w mieście, w którym jesteście, organizowane są właśnie może pchle targi i wyprzedaży. Pomagają w tym takie portale jak Svenskaloppisar.se czy Loppiskartan. W pierwszym należy wybrać interesującą nas datę, województwo i gminę, w drugim wystarczy podać miasto, w którym się znajdujemy i odległość, jaką gotowi jesteśmy przemierzyć.

Co więcej - organizuje się nawet "loppisowe safari". Organizatorka pisze, że w jej okolicy loppis można znaleźć "za co drugim krzakiem", dlatego chętnie zabiera grupy (5-7 osób) na wyprawę minibusem po odbywających się wyprzedażach, targach i aukcjach. Trzydniowe safari, z czterema noclegami w letnim domku i śniadaniem, można sobie zafundować za 2600 koron od osoby, jednodniowa wycieczka to wydatek rzędu 500 koron (w koszt wchodzi oczywiście fika!).

Autorka wspomnianego już artykułu z Metra serwuje też parę praktycznych porad. Po pierwsze: zawsze warto robić dwie "rundki" po targu, przy drugiej rundzie zawsze dostrzeże się coś jeszcze oraz będzie miało lepszą orientację w cenach. Po drugie: patrzcie nie tylko na to, co na stolikach, ale też, co pod nimi na ziemi. W przypadku "zabudowanych" loppisów warto zadrzeć głowę i spojrzeć na najwyższe półki lub sufit. Po trzecie: próbujcie się targować (oczywiście grzecznie!) - najgorsze, co może Was spotkać, to po prostu odmowa. Po czwarte: podczas wakacyjnych zakupów na pchlich targach warto pomyśleć już o gwiazdkowych prezentach - kupienie czegoś ładnego tutaj nie tylko pozwoli oszczędzić pieniądze, ale też oszczędzi Wam nerwów podczas przedświątecznej gorączki.


A zatem, zakupoholicy i miłośnicy staroci: portfele w dłonie i na Północ!


Follow on Bloglovin

38 komentarzy:

  1. Brzmi bardzo ciekawie! Gdybym tylko miała możliwość, z chęcią wybrałabym się na takie coś. Pewnie można dopaść tam niejeden ciekawy drobiazg...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wpadłam bym na to co znaczy, nawet po skojarzeniu z pchłą :). Fajną niespodziankę Wam Ci Szwedzi sprawili.

    No, z tym talerzem, to Wam się fuksło. Dla mnie w Polsce pchli targ, to od razu skojarzenie z plebsem i biedotą. Ale czemu? Ja niestety tylko raz byłam na takiej imprezie, w Świnoujściu. Wróciłam z tamtąd z dwiema monetami, od słodkiego, starszego pana.

    Fajny też ten pomysł z barnloppis, natomiast backluckeloppis w Polsce już częściej są widywane.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie!
    be-a-huminka.blogspot.com
    swide-swide.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się wydaje, że w Polsce targi staroci odwiedzają głównie starsi albo pasjonaci i znawcy antyków, którzy polują na wartościowe rzeczy wśród masy wszystkiego i potrafią je rozpoznać. Młodych jakoś to mniej kręci ;)
      W Szwecji na loppisach spotykałam też dużo młodych, nie wiem, może dlatego, że tak lubią klimaty vintage? ;)

      Usuń
  3. Piękny talerz i konik. :) Bardzo lubię takie miejsca. W Norwegii wygląda to podobnie i nazywa się "loppemarked". Zawsze wracam z takiego miejsca z jakąś książką. Polecam wszystkim, którzy uczą się języków.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Oj, to bardzo różnie, zależy co kupujesz ;)
      Książki kupowałam ostatnio po 10-15 koron, wydania pocket są nawet po 5 koron, talerzyk dostaliśmy chyba za jakieś 20 koron.
      Oczywiście rzeczy o charakterze staroci-antyków są odpowiednio droższe...

      Usuń
  5. Taki jakby sklep z używanymi rupieciami, gdzie od wielkiej biedy i coś fajnego się znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest genialne ustrojstwo i strasznie żałuję, że w Polsce nie ma czegoś na kształt loppis czy garage sale. Mój mąż z utęsknieniem czeka na ich pojawienie żeby odchudzić moją "garderobę" :) W Kandzie na ulicznych garage sale kupiłam właśnie za bezcen mnóstwo biżuterii i książek, które w Polsce w wydaniach angielskich kosztują chore pieniądze. A talerz MISZCZ :)))
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, a poza tym książki w oryginalnych wydaniach w Polsce czasem naprawdę ciężko znaleźć!

      Usuń
  7. Słowo loppis fajnie brzmi i fajne miejsce oznacza. Byłabym w swoim żywiole. Z samego ostatniego zdjęcia kupiłabym tego konika i te 3 kubki po prawej stronie, włożone jeden w drugi :).Loppisowe safari to coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na koniki poluję sama kolejny rok i jeszcze mi się nie udało! ;)

      Usuń
  8. Jak przeczytałam "pchła", to pomyślałam "że co?" :D ale pierwsze zdjęcie hali przywołało mi piękną nazwę "pchli targ" :) Nigdy nie byłam na prawdziwym pchlim targu, ale zawsze marzyłam, żeby móc sobie pochodzić po takim zbiorze magicznych rzeczy. Jeśli uda mi się kiedyś odwiedzić Szwecję, postaram się zahaczyć o loppis, na pewno nie pożałuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z samym wyrażeniem PCHLI targ to fajna historia - polska Wikipedia mówi, że nazwa wzięła się z francuskiego i że skojarzenie z pchłami nasunęło się przez tempo obrotu towarów i szybkie poruszanie się ludzi. Szwedzka Wikipedia sugeruje natomiast, że nazwa prawdopodobnie wzięła się stąd, że podczas tych pierwszych takich targów w historii ubrania, które często zmieniały właścicieli, równie często przynosiły pasożyty o_O Całe szczęście, że dziś to tylko nazwa!

      Usuń
  9. a miałam strzelać, że to znaczy "tędy" :D nieco bym się pomyliła :D ale taki "garageloppis" zobaczyłabym szczególnie chętnie ;) jak Ci się kiedyś uda zrobić na nim zdjęcia, to wrzucaj koniecznie i od razu ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My najpierw obstawialiśmy, że to jakaś nazwa miejscowości, do której ciężko trafić, ale jak oddaliśmy się coraz bardziej, a tabliczki wciąż się pojawiały, to zwątpiliśmy. To tak jak w anegdocie mojego native speakera ze studiów, że kiedy przyjechał do Polski pierwszy raz, to jedyne, co widział z okien pociągu na stacjach, to tabliczki "PERON" i był zszokowany, że tutaj jest tyle miast o nazwie Peron i to czasem jeszcze z numerkami! :D

      Usuń
  10. Nie lubie pchlich targow. Uwielbiam szwecje<3

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię takie akcje, lubię szczególnie z meblami, stare krzesła...

    zapamiętam sobie i jak kiedyś trafię do Szwecji i nie ominę takiego miejsca


    ściskam i dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam takie miejsca! Lubię rzeczy z duszą i bardzo lubię dawać im "drugie życie" :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow :) najlepiej poznac wszystko po swojemu :) slownik nie wyjasnij, to osobista wizyta musiala rozwiazac sprawe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - dlatego na przykład uczenie się języka za granicą to naprawdę świetny sposób!

      Usuń
  14. uwielbiam pchle targi ;), a loppis by mi się kojarzył z zającami :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj, jak niespodziewanie, ale jak uroczo! *.*

    OdpowiedzUsuń
  16. Słyszałam, że takie targi są bardzo popularne w Skandynawii, ale jeszcze nie udało mi się na taki wybrać podczas żadnej z wizyt. Następnym razem chętnie to nadrobię jeśli nadarzy się okazja. Bardzo ciekawy artykuł! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może akurat znajdziesz jakieś naczynia albo narzędzia do twoich kulinarnych eksperymentów :)

      Usuń
  17. Na pchlim targu nie byłam nawet w Polsce. Może pora się wybrać w okolicach własnego podwórka. Dobra inspiracja :P

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam loppisy! :) Jest tego tak duzo, ze nie dam rady co chwila na nie biegac. Szwedzkie sa lepsze od norweskich bo taniej, no i maja ich jeszcze wiecej. Jesli jezdze do Szwecji to tez wlasnie na pchle targi. Bywa czasem taniej niz w Polsce. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Argument, że taniej niż w Polsce zdecydowanie potwierdzony!

      Usuń
  19. Dobrze wiedzieć, co to loppis ;)) oh poszperałabym na takich targach!

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  21. Natalio! Jesteś genialna! Dzięki za super stronkę o moim ulubionym kraju :) Uwaga - ten blog wciąga i uzależnia bezpowrotnie, kto tu raz zajrzy, ten będzie tu wracał regularnie, nie mogąc się oderwać od Twoich świetnych tekstów i pięknych zdjęć. Tu się czuje pełny klimat i urok Szwecji, po prostu "to jest to!" :)
    Pozdrawiam i...proszę o kolejne rewelacyjne teksty :)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  22. hahaha, czytając to przypomniało mi się, jak mojego znajomego z Włoch, podczas podróży po Polsce zaintrygowały wszędobylskie przydrożne znaki "SKUP PALET"

    OdpowiedzUsuń
  23. Loppisy są naprawdę świetne! ^_^
    Kilka lat temu miałam podobną sytuację do twojej z tymi talerzami. Mojej mamie się spodobały, więc kupiłyśmy. Jak się później okazało zostały wyprodukowane baaardzo dawno temu. (:
    Co do książek. W City Gross (w Malmö) można kupić książki różnych szwedzkich wydawnictw już po 10kr. Różna grubość i najróżniejsze gatunki - od biografii po kryminały i romanse. Czasem nawet jakaś fantastyka się znajdzie. (: Dlatego też jeśli ktoś będzie w okolicy i zainteresowany jest szwedzką literaturą, polecam zajrzeć także tam. (:
    Pozdrawiam,
    Agnes

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo ciekawe miejsca :D Jestem pod wrażeniem i jak miło się ogląda!

    OdpowiedzUsuń
  25. to i ja sie wypowiem bylem w Szwecji dwa razy
    od samego dołu do połowy powyzej sztokcholmu
    pierwszy raz jak zobaczylem slowo loopis myslalem ze to szkolka lesna bo sie nasluchalem ze jest ich duzo w Szwecji i mozna tam znalesc prace
    bylem 2miesiace w pracy codziennie zachodzilem do 3 pobliskich loopisow i w takie sposob 7 lat temu zarazilem sie antykami ,ktorymi teraz sie zajmuje po dzien dzisiejszy
    pozdrawiam Marcin

    OdpowiedzUsuń
  26. Marzy mi się wizyta w takim miejscu.

    OdpowiedzUsuń