20 września 2023

Elin Anna Labba "Panowie nas tu przesiedlili. O przymusowych przesiedleniach w Szwecji"

Niech Was nie zmyli format tej książki. Niech Was nie zmylą malownicze krajobrazy, które zobaczycie na zdjęciach, saamskie joiki na tle ośnieżonych gór. To nie jest jeden z albumów, który przegląda się przy kawie - to lektura pełna goryczy. Książka Elin Anny Labby Panowie nas tu przesiedlili opowiada o przymusowych przesiedleniach Saamów, o ograniczeniu migracji ludzi i reniferów, do którego doszło w pierwszej połowie XX wieku. O odbieraniu prawa do ziemi i dyskryminacji. A także o stopniowym wynaradawianiu. Jak pisze Elin Anna Labba: 

To, jak szwedzkie władze interpretują pojęcie "nomada", zawiera w sobie pewną sprzeczność przyprawiającą o zawrót głowy. Ponieważ nomadzi to z definicji ludzie, którzy się przenoszą, władza wychodzi z założenia, że sama może ich dowolnie przenosić.
Wydaje mi się, że to temat w Polsce mało znany, choć procesy, o których pisze autorka, niestety wcale nie są w historii niczym obcym. Labba sama przywołuje zresztą takie ciemne rozdziały z historii rdzennej ludności w innych państwach: ubezwłasnowalnianie dzieci Aborygenów w Australii, internowanie Inuitów w Kalaallit Nunaat, jak po grenlandzku nazywa się Grenlandia, Czerokezi i inne plemiona w Stanach Zjednoczonych. Okazuje się, że losy Saamów to temat nieprzepracowany, przemilczany także w Szwecji. Na to też zwraca uwagę autorka:

W Szwecji dzieje Saamów to wciąż dzieje Saamów, nie zalicza się ch do rodzimej historii.

Jednocześnie w tekście nieraz czuć, że doświadczenie przesiedlenia stało się tabu dla tych, którzy go doświadczyli i dla ich potomków. Joik, tradycyjna forma pieśni Saamów, milkła. Joikować można kogoś lub coś, ulubione miejsca, góry. Co można joikować, gdy utraciło się ukochaną ziemię? Jak mówić o stracie? Kto ma przywrócić pamięć?

W Sápmi, gdzie dorastałam, mnóstwo ludzi opatrywało swoje rany milczeniem.

Panowie nas tu przesiedlili to debiutancka książka autorki, liryczny reportaż literacki. W 2020 otrzymała najbardziej prestiżowe szwedzkie literackie wyróżnienie - Nagrodę Augusta w kategorii Literatura faktu. W opisie jednego ze szwedzkich instagramowych postów ze zdjęciem tej książki znajduję myśl: "jak na książkę nagrodzoną jako literatura faktu jest tu zaskakująco mało faktów". Z telefonem w ręku zastanawiam się, czym są fakty. Czy fakty przestają nimi być, kiedy do głosu dochodzą też emocje? I czy wspomniane wyżej milczenie nie sprawia, że gdy fakty zostają przywołane, widać je wyraźniej?

Elin Anna Labba z początku wcale nie planowała pisania książki, próbę odtworzenia rodzinnej historii i zbieranie informacji o przesiedlonych traktowała jako pewnego rodzaju hobby, okazję do refleksji nad własną tożsamością. Ze starszego pokolenia, o którym opowiada ta książka, nie ma dziś niemal nikogo. Labba skomponowała więc kolaż, składający się ze wspomnień przekazywanych młodszym i wspomnień tych młodszych, zdjęć, listów, fragmentów joików, ale i dokumentów urzędowych, aktów prawnych, wycinków z gazet:

Jest to więc tekst oparty na chórze głosów. Anegdot, joiku, urywków wspomnień. Wątków i ścinków, które połączyłam ze sobą i splotłam. Czasem kolory są wyraźne, czasem jednak tkanina jest pełna dziur i ciszy. Przekaz ustny z czasem matowieje. Przyszło mi więc pogodzić się z tym, że forma tekstu mimowolnie upodabnia się do całej historii Saamów, jest jak tkana tasiemka do obwiązywania butów, którą pocięto siekierą. Nitki nawet się nie siepią, po prostu się urywają i trudno podjąć wzór na nowo.

Wydaje mi się, że nie umiałabym opowiedzieć o książce inaczej, jak właśnie tworząc układankę z wybranych cytatów. Najbardziej poruszyły mnie opowieści o kobietach, bo to one - jak obserwuje autorka - najsilniej odczuły skutki przesiedleń. Rzadko są wymieniane w dokumentach, najdotkliwiej odczuwają samotność, gdy nowe metody hodowli sprawiają, że coraz częściej pozostają w miejscach zamieszkania. Wstrząsające są historie matek, które musiały zostawić dzieci u krewnych, by uchronić je przed wyczerpującą podróżą. Nie wiedzą, że prawo nie pozwoli im po nie wrócić.

W książce natkniecie się nie raz na cytaty po saamsku. Pamiętam, jak czytałam książkę po raz pierwszy po szwedzku i frustrowało mnie, że ich nie rozumiem. Gdy czytam ją drugi raz, w polskim przekładzie, potykam się o fragment o tym, że konwencji, która zapoczątkowała przymusowe przesiedlenia, spisanej po norwesku i szwedzku, później przetłumaczonej na fiński - która później sprawiła, że niektórzy nigdy nie zdążyli się pożegnać z ziemią i z bliskimi - nigdy nie przetłumaczono na język Saamów. To w ten sposób autorka oddaje im teraz głos.

W języku najbliższym mojemu sercu słowa "pamiętać" i "opowiedzieć" brzmią niemal identycznie. Muitit to pamiętać, a muitalit - opowiedzieć. Pamiętamy o tych, o których opowiadamy.

Jeśli znacie język szwedzki, możecie posłuchać tutaj, jak autorka czyta fragment książki i opowiada o jej powstaniu. Poetyckość jej tekstu i ta łagodność w jej głosie przypominają mi o tym, co na okładkę napisała Ilona Wiśniewska: Labba opowiada szeptem o tym, o czym należałoby krzyczeć.


Szwecjoblog jest patronem medialnym książki.


Elin Anna Labba Panowie nas tu przesiedlili. O przymusowych przesiedleniach w Szwecji 
(Herrarna satte oss hit: Om tvångsförflyttningarna i Sverige)
przekład: Agata Teperek
Wydawnictwo Marginesy
2023

A wszystkich tych, którzy chcą przeczytać o Saamach więcej, odsyłam do:
  • artykułu "Prawo do ziemi", który Agata Teperek, tłumaczka książki Elin Anny Labby, opublikowała w miesięczniku Znak
  • rozdziału "Lapończyk ma pozostać Lapończykiem" w książce Made in Sweden Elisabeth Åsbrink (w moim przekładzie)
  • książki Kradzież Ann-Helén Laestadius, którą już niedługo będzie można przeczytać także po polsku (w moim przekładzie)